W poniedziałek udziałowcy Ekstraligi Żużlowej zdecydowali, że kluby będące w sądowym sporze z organem zarządzającym rozgrywkami najlepszej ligi świata nie będą mogły w niej startować. W tym przypadku chodzi o potencjalnych udziałowców. Obecni zostali zobligowani do rozstrzygania sporów przed organami związkowymi, czyli Trybunałem PZM. Możliwości wejścia na drogę postępowania cywilnego przed sądem nie ma.
Rozwiązanie ewidentnie uderza w ROW Rybnik, który niedawno złożył w Sądzie Najwyższym kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Przypomnijmy, że Ślązacy nie zgadzają się z anulowaniem 3 punktów zdobytych w sezonie 2017 w meczu z Włókniarzem Częstochowa. Wynik 49:41 zweryfikowano na 38:41, gdyż po zawodach Grigorij Łaguta z ROW-u został przyłapany na dopingu. Rybniczanie po wydaniu przez Ekstraligę komunikatu informującego o zmianie rezultatu poszli do Trybunału PZM. Tam przegrali, więc złożyli pozew w sądzie.
W Rybniku dziwią się postępowaniu udziałowców. Dziś na nowej regulacji traci ROW, ale w przyszłości może stracić jeden z klubów, które podniosły rękę za wprowadzonym właśnie rozwiązaniem. Prezesi mówią, że zdają sobie sprawę z konsekwencji, ale gdyby mieli możliwość głosowania drugi raz, to i tak poparliby zapis. Działacze przekonują nas, że dzięki temu zabezpieczyli swoje finanse na przyszłość. Już nikt nigdy nie będzie mógł w sądzie wywalczyć sobie odszkodowania od EŻ. Wiadomo, że koszty takiego odszkodowania musiałyby pokryć kluby. Gorzej z przeszłością, choć i tu jest szansa na uniknięcie płacenia. Jednak po kolei.
W razie ewentualnej sądowej przegranej EŻ z ROW-em udziałowcy spółki dostaliby pewnie słony rachunek do zapłacenia. Krzysztof Mrozek, prezes rybnickiego klubu, już jakiś czas temu zapowiedział, że w razie sądowej wygranej wystąpi o finansową rekompensatę. Biegły rewident działający na zlecenie klubu już pół roku temu policzył, że na odjęciu punktów, które przełożyło się na spadek, ROW stracił kilka milionów. Nie znaczy to jednak, że ta ogromna kasa wpłynęłaby na konto klubu. Zwłaszcza w przypadku awansu. Wówczas rybniczanie musieliby bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy walczyć o odszkodowanie (trzeba by wówczas wszcząć kolejne sądowe postępowanie), czy też zrzec się roszczeń względem Ekstraligi i wejść w jej szeregi. Z powodu uchwały ROW musiałby się na coś zdecydować. W ciemno można założyć, że wolałby startować w Ekstralidze niż toczyć niepewny sądowy spór.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Jacek Gmoch nie ma wątpliwości. "Nie można akceptować takiego zachowania jak w końcówce meczu"
Swoją drogą, tak przynajmniej tłumaczą prezesi klubów, do wprowadzenia zmiany miał Ekstraligę zainspirować nie tyle ROW, ile Unibax Toruń, który poszedł do sądu po nałożeniu kar za ucieczkę z finału Ekstraligi w sezonie 2013. Przedmiotem sporu były pieniądze, więc EŻ musiała zabezpieczyć środki na wypadek, gdyby jednak sąd zdecydował, że kary nałożone na toruński klub były niesłuszne. Wówczas Unibax mógłby się domagać rekompensaty. Ostatnie wyroki sądu w tej sprawie są korzystne dla EŻ, ale w pewnym momencie istniało niebezpieczeństwo, że udziałowcy będą zmuszeni zrzucić się po kilkaset tysięcy na Unibax.
Prezesi klubów wyjaśniają nam, że nie mają nic przeciwko tym, którzy chcą się spierać z Ekstraligą przed sądem o kasę. Mówią jednak, że nie chcą siedzieć z takimi ludźmi przy jednym stole i jeszcze podawać im rękę. Bo jak żyć w zgodzie z kimś, kto z jednej strony się do nich uśmiecha, a z drugiej chce im popsuć biznes i zgarnąć, ich kosztem, większą część finansowego tortu. Konsekwencje ewentualnej sądowej wygranej ROW-u są natomiast komentowane tak, że gdyby nie nowa regulacja, to osiem klubów płaciłoby w istocie rachunek za dopingową wpadkę Łaguty.
Najlepsza dla komisarzy, sędziów i innych chłopców z ferajny, gdzie talary płyną szerokim strumieniem dla NICH!
Zasady rodem z PRL-u!