Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.
***
Za górami, za lasami żyła sobie czarna królewna. Nazywała się Szybka Droga. Przyszła na świat na amerykańskim, australijskim bądź brytyjskim dworze. Rozkochiwała w sobie tłumy, które wiwatowały często z jej powodu. Czasem się obrażała, ale przeważnie wszystkich w królestwie rozpieszczała. Królewna stroiła czasem fochy, no i miewała trudne dni. Próbowali ją zdobyć rozmaici adoratorzy. Jeden był najbogatszy - to on dbał żeby Szybka Droga się rozwijała. Żeby miała ptasie mleko i gazowane napoje. Ten adorator był trochę jak duch. W kilku osobach. Zapewniał jej prawie wszystko: przejazdy, hotele, rozmaite atrakcje. Przez prawie 30 lat dostosowywał się do wielu wymogów, które ona ustami swych kolegów przekazywała.
On mówił w trudnym języku, ale przecież pochodził z kraju, w którym solidarność to ważne słowo. A może nawet najważniejsze w historii. Płacił za wszystko, przepłacał też, ale robił to tylko w dobrej wierze. Ku chwale i rozwojowi Szybkiej Drogi. Potrafił nawet dostosować się do wymogów narzuconych mu przez obcych ludzi. Umiał organizować wielkie rzeczy. Turnieje Mistrzów czy Narodów także. Wszystko z miłości do niej. Dla jej rozwoju tylko i wyłącznie. Dla siebie nic. Romantyk. To znaczy, romantycy. Pewnego dnia podczas długiego turnieju udało się sprawić, że jego rodacy wspaniale rozsławiali swój kraj. We własnym królestwie dla rozwoju Szybkiej Drogi umieli dostosować się do regulacji, jakże czytelnych i klarownych. Sami byli znakomicie przygotowani. Potrafili rozkręcać się z minuty na minutę. Ich otoczenie powtarzało im wielokrotnie co się stanie jeśli się dwa razy pomylą. Że nie będzie już więcej szans na zdobycie serc rozkochanych w królewnie tłumów.
Wszystko było na dobrej drodze do kolejnego poderwania Szybkiej Drogi. Do szaleństwa tłumów i przejścia do historii. I niestety stało się. Pomyłka, błąd, gorące miejsce. Gorąca głowa i zimny prysznic. To znaczy wiadro pewnie. Rozmowy, dywagacje, tłumaczenia, usprawiedliwienia, uskarżania. Że ktoś czegoś nie dopilnował. Tylko po co? Wystarczyło przecież jedno słowo jednego rodaka najbogatszego adoratora. W królewskim bądź narodowym języku. W dniu turnieju albo dzień po. I nawet narodowy opiekun rodaków adoratora nie musiałby się wypowiadać. I nie zostałby publicznie naznaczony czy też obwiniony. I nie byłby potem opisany i poturbowany. Jedno słowo. No może dwa. Mea culpa. Cierpliwość i czas. Złoto poczeka.
PS. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń było całkowicie przypadkowe.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Grzegorz Krychowiak: Było ciężko, ale życie toczy się dalej
-wybraliście nudną transmisje z Gorzowa zamiast z Tarnowa, kiedy wiadomym było, że derby będą nudne bo ZG jest słaba Czytaj całość