Get Well ma swojego strażaka. Koledzy zazdroszczą mu pracy w żużlowym klubie

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: drużyna Get Well przed meczem
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: drużyna Get Well przed meczem

Tomasz Zieliński, kierownik drużyny Get Well, od ponad 20 lat jest strażakiem i regularnie gasi pożary. - Trochę już w życiu widziałem - przyznaje człowiek, który lata temu jeździł trochę w Polonii Piła, a potem trafił do marynarki wojennej.

- To wszystko zaczęło się 31 lat temu u trenera Jana Ząbika - mówi nam Tomasz Zieliński, kierownik drużyny Get Well Toruń. - Zdałem egzamin licencję i zacząłem swoją małą karierę. Zaliczyłem również epizod w reaktywowanej drużynie Polonii Piła, a następnie trafiłem do wojska. W marynarce było trochę pływania, a później przyszła szara rzeczywistość. Nie do końca wiedziałem co robić i wtedy pomógł mi Jacek Gajewski, którego serdecznie pozdrawiam. Zostałem mechanikiem Ryana Sullivana. W międzyczasie rozpocząłem też pracę w straży pożarnej - opowiada Zieliński.

Połączenie żużla z pracą strażaka jasno mówi, że kierownikowi drużyny z Torunia adrenaliny nie brakuje. - W straży pożarnej jestem tym, który regularnie wyjeżdża na akcje. Widziałem w życiu już bardzo dużo - zawiesza głos. - Nie chcę się tym przesadnie chwalić, ale tak to wygląda. To już dwie dekady, ale wiem jedno, pragnę to robić jak najdłużej. Zresztą w żużlu też chcę być tak długo jak się da. Wśród strażaków generalnie ludzie mi zazdroszczą tego speedwaya - przyznaje.

Zielińskiego trudno wypatrzyć na zawodach. - Staram się unikać kamer, jestem raczej wycofany. Stanowię zdecydowane przeciwieństwo skaczących i niezwykle ekspresyjnych Roberta Kościechy, czy Jacka Frątczaka. Reaguję inaczej, co nie znaczy, że nie przeżywam - dodaje.

Na czym zatem polega rola kierownika Zielińskiego w parkingu? Kibice mogą pamiętać sytuację z nieaktualnymi badaniami zawodnika Stali Rzeszów Grega Hancocka w Poznaniu. Kierownik drużyny Get Well musi zadbać o to, by taka sytuacja nie zdarzyła się w jego zespole.

- Zajmuję się całą papierologią - wyjaśnia. - Licencje, książeczki zdrowia, jakieś tam śmieszne proporczyki. Cała dokumentacja jest na mojej głowie. Jest to bardzo ważne, bo wszyscy pamiętamy sytuację w klubie z Rzeszowa. Nawet takie rzeczy jak numery silników w protokole meczowym wymagają od nas precyzji. Jedna cyferka źle zapisana i można się nadziać na protest, który w konsekwencji poprowadzi do odjęcia punktów. Mam bardzo dobry kontakt z ludźmi z klubu, między innymi z Jakubem Michalskim (specjalista ds. marketingu - dop. red.). Staram się pojawiać raz czy dwa razy w tygodniu między meczami. Omawiamy sprawy przy kawie, sprawdzamy kwity - tłumaczy Zieliński.

Jak się okazuje, niekiedy z pomocy doświadczonego kierownika mogą skorzystać także sami zawodnicy. - Bywa i tak, że coś podpowiem chłopakom podczas treningów. Kiedyś sam jeździłem, a powiem nieskromnie - mam oko do takich spraw i moje świeże spojrzenie niekiedy może pomóc - przyznaje nasz rozmówca. - Podczas meczu nie zamierzam jednak wchodzić w kompetencje menedżera. On ma robić swoje, a ja skupiam się na własnej pracy - dodaje stanowczo.

ZOBACZ WIDEO Speedway of Nations gwarantuje emocje do ostatniego wyścigu

Źródło artykułu: