Nicki Pedersen wjeżdża z buta. Tarnów już go kocha

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Prowadzi Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Prowadzi Nicki Pedersen

Kto by pomyślał, że Tarnów tak szybko pokocha znienawidzonego wcześniej Nickiego Pedersena? Wystarczył jeden mecz, aby ten stał się bohaterem. Dziwić się jednak nie można, bo Duńczyk był ojcem zwycięstwa Unii nad Falubazem.

Obrazki z piętnastego biegu pomiędzy Grupą Azoty Unią Tarnów a Falubazem Zielona Góra na długo pozostaną w pamięci Nickiego Pedersena. Zimą, kiedy trafiał do zespołu beniaminka, miał więcej przeciwników niż zwolenników. Niewielu wierzyło w przebudzenie starego mistrza. A jednak. Duńczyk pokazał, że za wcześnie wysyłano go na emeryturę.

Ktoś powie, że to był dopiero pierwszy mecz i za wcześnie na oceny. Z drugiej jednak strony Nicki jechał, jak za starych, dobrych czasów. Dynamicznie, agresywnie, a przede wszystkim skutecznie. W decydującym wyścigu nie szczędził łokci w kierunku Grzegorza Zengoty. Pojechał twardo, do czego zdążył przyzwyczaić wszystkich przez lata swojej kariery. Docenili to nie tylko kibice skandujący jego nazwisko, ale i koledzy z zespołu. - Powiedziałem Nickiemu, że wygrał nam mecz. On stwierdził, że zrobiła to drużyna, a nie indywidualność. Dzięki Nicki - rzucił po meczu Artur Mroczka. - Bardzo nam pomógł. Ostatni bieg był dla nas kluczowy, a on pokazał, że nie bez powodów był mistrzem świata - dodał Jakub Jamróg.

Generalnie transfer Duńczyka już zaczął się spłacać. Unia, jeśli chce się utrzymać w PGE Ekstralidze, potrzebuje lidera z krwi i kości. Niekoniecznie w parku maszyn, bo Nicki to nie ten typ. On woli zamknąć się w swoim boksie i skoncentrować na jeździe. Tak też było w meczu z Falubazem. Ci, którzy obserwowali jego zachowanie, nie mogli nadziwić się, że w jego otoczeniu panował wyjątkowy spokój. W powietrzu nie latały żadne przedmioty, a i krzyków trudno było doświadczyć. Oaza spokoju.

Pedersen lepszego początku w Tarnowie nie mógł sobie wymarzyć. Mówi się, że już nikt nie pamięta obrazu Duńczyka jeżdżącego w Stali Rzeszów. Wtedy był wrogiem publicznym numer jeden. Słowa nieparlamentarne pod jego adresem były normą. Podobnie, jak widok środkowego palca skierowanego w jego stronę. Trzeba przyznać, że nie miał wtedy łatwego życia. Teraz jednak nikt o tym nie pamięta. Liczy się tu i teraz. A Nicki zrobił właśnie wielki come back. Tarnów już go kocha.

ZOBACZ WIDEO: Oficjalne promo 2018 PZM Warsaw FIM SGP of Poland

Komentarze (21)
avatar
Wściekły Byk
13.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nikodem to spoko gość Powodzenia i samych 3. 
avatar
Armin Van Tłumik
12.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja tam bardzo się cieszyłem jak jezdził Uni Leszno ,... powodzenia Power !!! 
avatar
GrzmiącyKij
12.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Milosc, zwlaszcza w zuzlu jest bolesna. My w Tarnowie doskonale to wiemy i niepredko kogos nowego nia obdazymy :) Nicki pojechal super mecz i wszyscy sa pelni uznania, ale kochany nigdy nie bed Czytaj całość
avatar
Skam
12.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ktoś musi! Jeden klub co roku musi kochać Nickiego. W tym przyszła pora na Unię Tarnów! 
avatar
Poznaniak z Gorzowa
12.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Łaska kibica na pstrym koniu jeździ. A Nicki przegnał tę nabitą botoksem lalę i od razu widać efekty.