[b]
Sabina Susułowska, WP SportoweFakty: Nie zastanawiał się pan w ogóle nad zmianą klubu po sezonie 2017?
[/b]
Janusz Kołodziej: Nie zastanawiałem się z tego względu, że bardzo dobrze wiodła mi się współpraca z Unią Leszno i skończyło się ona wielkim sukcesem. Ogromnie się z tego cieszymy i chcemy powtórzyć ten sukces w nowym sezonie. Działacze leszczyńskiej drużyny myśleli, że jeśli Unia Tarnów awansuje do Ekstraligi, to będę chciał wrócić do Tarnowa. Jednak z Tarnowa nie było żadnego telefonu, więc w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Jeśli byłyby konkretniejsze rozmowy, to bym się zastanawiał, jednak nic takiego się nie pojawiło.
Iluletni kontrakt wiąże pana z Lesznem?
Roczny.
Jak ocenia pan szansę Unii Leszno na powtórzenie sukcesu z tego roku?
Tak się wydaje, że w następnym roku powinno nam być łatwiej, bo mamy na papierze mocniejszy skład, natomiast życie często pokazuje, że może być inaczej. Zdarzają się kontuzje i spadki formy, więc zaczynamy zabawę od początku. Wszystko może się zdarzyć. Inne drużyny też się wzmacniają, a niektóre mogłoby się wydawać, że tego nie robią, a jakiś zawodnik może wypalić ze świetną formą. Najważniejsze, żeby każdy robił swoje, a czas pokaże, kto jest najlepszy.
Po sezonie tak naprawdę znika pan z "życia publicznego" i nie widać pana w mediach. Czy to ochrona prywatności?
Po części tak. Lubię to, co robię, ale dla mnie sprawa rozpoznawalności nie jest najważniejsza. Nie jestem obyty w tym, żeby się chwalić pewnymi rzeczami. Lubię chodzić swoimi ścieżkami. Jak miałbym dawać informacje ze swoich treningów czy różnych akcji to codziennie musiałbym to robić. Osobiście nie posiadam konta na Facebooku, więc staram się od czasu do czasu zamieścić coś na naszym fanpage'u. Nie uczestniczę często w akcjach internetowych z tego względu, że to jest ogromna kradzież czasu. Chcę się cieszyć życiem i tym, co jest dookoła.
[color=#000000]ZOBACZ WIDEO: Gollob planował start w Rajdzie Dakar. "Miałem pomysł na następne 10 lat funkcjonowania w sporcie"
[/color]
Poza jazdą zajmuje się pan także szkoleniem młodych adeptów żużla. Pana szkółka działa w Tarnowie. Jak udaje się to łączyć z występami w oddalonym o kilkaset kilometrów od Tarnowa Leszna?
Tak jest. Trenujemy w Nowodworzu, jeśli chodzi o młodsze grupy. Jeśli zaś chodzi o najstarsze grupy to trenujemy zazwyczaj na dużym torze. W roku 2017 nie udało nam się porozumieć z Unią Tarnów i z tego względu trenujemy najczęściej w Krośnie lub w Krakowie. Byliśmy też raz na treningu w Opolu. Na tych torach nie musimy płacić za cały trening, tylko za przejazd do tego miejsca. Natomiast w Tarnowie musimy płacić za każdą poszczególną składową treningu, czyli za karetkę, obsługę toromistrzowską, paliwo do traktorów, metanol itd. Cały trening w Tarnowie wychodzi wtedy dużo drożej niż w Krośnie czy Krakowie, ponieważ tam płacimy za sam przejazd. Załatwiamy dwa busy. Jeden zabiera ludzi ze szkółki, a drugi sprzęt. I to wychodzi taniej. Z tego względu trenowaliśmy na wyjazdach. Wszystko się bardzo dobrze układa. Zarówno ja, jak i młodzież jesteśmy zadowoleni, że ta szkółka zmierza w coraz lepszym kierunku. Młodzież dobrze się spisuje. Trzech naszych chłopców zdało licencję. W przyszłym roku do egzaminu podejdzie dwójka lub trójka, więc cały czas się uczymy i rozwijamy. W tym roku powstało nasze stowarzyszenie, także chłopcy i dziewczyny, którzy i które będą zdawać licencje będą ją zdawać jako nasze stowarzyszenie.
To przez to, że chłopcy trenują na krakowskim torze, później decydują się startować w barwach tamtego klubu?
Nie. Sytuacja jest taka, że w Krakowie mają miejsce do jazdy. Nie jest problemem podpisać w jednym klubie kontrakt z kilkoma chłopcami, ale na sześciu tylko jeden może dostać szansę jazdy, a reszta będzie siedziała na ławce. Oni jeżdżą w Krakowie, bo tam jest niższy poziom niż w ekstraligowej Unii. Tam mają miejsce w składzie i ten poziom daje im szansę rozwoju. Sam tak zaczynałem i uważam, że to jest idealny schemat. Jeśli w tym roku chłopcy się spiszą i będą jeździć coraz lepiej to, jeśli uda nam się porozumieć z Unią Tarnów, nie ma żadnego problemu, żeby jeździli w Tarnowie czy też w innym klubie. Ale teraz decydują przede wszystkim możliwość rozwoju tych chłopców oraz względy logistyczne.
Wspomniał pan o dziewczynach u siebie w szkółce?
Tak, jest kilka dziewczyn i radzą sobie bardzo dobrze.
Dlaczego kibice mogą oglądać pana jazdę tylko w lidze polskiej?
Startuję we wszystkich eliminacjach do konkursów pozaligowych. W ligach zagranicznych nie startowałem, to prawda. W tym roku jestem w momencie zastanawiania się nad tym. Chodziło głównie o to, że jakbym dołączył starty w ligach zagranicznych to nie miałbym czasu, żeby prowadzić szkółkę. Teraz sytuacja trochę się zmienia, bo szkółka się rozwija coraz bardziej, pomaga mi coraz więcej ludzi i nie jestem w tym sam. Być może w następnym roku uda mi się to pogodzić ze startami w lidze zagranicznej na zasadzie osobnych występów.
Myśli pan o powrocie do cyklu SEC?
Tak. W tym roku nie udało mi się zakwalifikować, z tego względu, że niektóre tory były dla mnie zupełnie nowe. Do tego terminarz się pozmieniał w czasie trwania sezonu i zdarzało się, że mieliśmy zaległe mecze wtedy, kiedy były eliminacje czy treningi, na które nie zdążyłem. Odbywały się one na całkiem nieznanym mi torze i nie mogłem się dopasować. Nie byłem na tyle dobrze przygotowany, na ile bym chciał. Po części, sam byłem tym załamany, ale szybko to sobie wytłumaczyłem. Zawodnik, który jest w gorszej formie ode mnie w takich zawodach może pojechać lepiej, bo jest obyty z torem. Mnie czasem nie udawało się złapać odpowiednich ustawień, a dzisiaj żużel jest tak drobnostkowym sportem, że trzeba być w 100 procentach przygotowanym sprzętowo i mentalnie.
Szykuje pan w takim razie jakieś istotne zmiany sprzętowe na nowy sezon?
Jakieś istotne to nie, ale szykujemy pewne rzeczy do testowania. Jeśli one zdadzą egzamin to będziemy z nich korzystać, a jeśli nie to będziemy korzystać z tych rzeczy, co w zeszłym sezonie.
Jak u pana wyglądają przygotowania do nowego sezonu?
Staram się ten czas spędzać intensywnie. W tym roku nie czekałem na wypoczynek, bo szkoda mi było pracy, którą wykonałem podczas sezonu. Starałem się w czasie sezonu ćwiczyć jak najwięcej i szkoda mi było robić jakiś dłuższy odpoczynek, żeby nie stracić tego, na co pracowałem. Nie chciałem odrabiać strat. Po sezonie mieliśmy kilkudniowy wyjazd z rodziną, a tak to cały czas ćwiczymy, żeby jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu. Może się wydawać, że w zimie nie ma tyle pracy, ale tak naprawdę jest ogrom rzeczy do zrobienia. Ćwiczymy codziennie, mamy ćwiczenia ze szkółką, zajęcia na hali, zobowiązania sponsorskie, zobowiązania związane z klubem, pracę przy sprzęcie i inne pasje. Chcę też więcej czasu spędzić z rodziną. Naprawdę jest, co robić.
Często mówi pan "my". Kogo ma pan na myśli?
Po prostu rzadko jestem sam. Otacza mnie albo rodzina, albo mechanicy, albo szkółka, albo trenerzy. Ernest Koza, który dużo mi pomaga i staram się mu odwdzięczyć. Razem trenujemy tej zimy. Praktycznie na wszystkich zajęciach jesteśmy razem.
Kiedy możemy się spodziewać pierwszych treningów na torze?
Podejrzewam, że w marcu. Wtedy staramy się zacząć jeździć po torze. Już w lutym, jeśli pogoda będzie sprzyjać, to można liczyć na crossa. Jak tylko jest pogoda to staramy się wyjeżdżać na crossówki. W zimie najgorsze jest to, że brakuje adrenaliny. Z jednej strony to dobrze, bo człowiek łapie głód jazdy i później cieszy się ogromnie jak może siąść na motocykl, ale z drugiej teraz trzeba szukać zamienników. W okolicach lutego już się mocno poszukuje jazdy, choćby na crossie. W marcu na motorze żużlowym, a podejrzewam, że w lutym na crossie.
Skoro mówi pan o braku adrenaliny, to zapytam, co czuje i o czym myśli zawodnik, kiedy staje pod taśmą?
Ja przede wszystkim przed każdym biegiem mam przygotowaną taktykę i jestem mocno na niej skupiony. Przed każdym, bo każdy bieg jest inny. Startujesz z innego pola, masz innych przeciwników, różne warunki torowe i sprzęt może się różnie spisywać. Układam sobie plan przed biegiem, staram się skupiać na tym, a z tyłu głowy zawsze jest chęć wygrania tego biegu.
Patrzył pan na terminarz PGE Ekstraligi?
Tak. Zaczynamy sezon tak, jak go skończyliśmy, czyli jedziemy do Wrocławia. Ciekawy rok się zapowiada. Różnica jest taka, że nie będziemy jeździć tylko w niedzielę, ale też piątki i soboty. Dzięki temu większość meczy powinna być w telewizji i to jest fajne. Ja jako zawodnik i kibic będę mógł oglądać, i analizować różne mecze. Wydaje się, że to dobre rozwiązanie, ale czy na pewno to czas zweryfikuje.
Jaki był rok 2017 dla Janusza Kołodzieja?
Nie był złym rokiem. Poza ligą nic nadzwyczajnego nie udało mi się wywalczyć, ale czasem nie udało mi się tego wszystkiego pogodzić. Pod względem indywidualnym nie był udany, ale pod względem drużynowym to było Mistrzostwo Polski i miałem w tym swój udział. Mam przemyślenia noworoczne, co na przyszłość trzeba zrobić i zobaczymy, czy uda mi się to zrealizować.