[b][tag=60082]
Dariusz Ostafiński[/tag], WP SportoweFakty: Gdyby przyszedł do pana oszust znany jako "Major bez nogi" i zaoferował gigantyczne pieniądze, mógłby go pan wyrzucić za drzwi. Przedłużenie umowy telewizyjnej i tej ze sponsorem tytularnym sprawiły, że na kluby spadnie deszcz pieniędzy.[/b]
Wojciech Stępniewski (prezes Ekstraligi Żużlowej): Od 2019 roku, kluby otrzymają średnio sto procent więcej od PGE Ekstraligi niż choćby w sezonie 2018. Nie powiem jednak ile, bo to tajemnica handlowa. My na pewno będziemy rozmawiać z prezesami, aby te pieniądze zostały przeznaczone na inwestycje, przede wszystkim na szkolenie młodzieży. Chodzi nam o przyszłość dyscypliny, nie o jednoroczne ambicje danego ośrodka. Uważam, że mamy wiele do zrobienia w zakresie klubowych działów marketingu. Czasy są takie, iż trzeba na to postawić i nie zapominać o nowych pracownikach i wyzwaniach, aby nasz potencjał rósł.
Żeby jednak nie było tak słodko, przypomnę, że sezon zakończył się korupcyjną aferą.
Dla mnie osobiście cała ta sprawa jest jedną wielką niewiadomą. Zarówno ze strony sponsorów, którzy rzekomo mieli cokolwiek Kacprowi Gomólskiemu obiecywać i ze strony gdańskiego klubu, który zwlekał cztery dni z poinformowaniem policji i opinii publicznej o tym fakcie. Bezsporne jest, że prokuratura prowadzi śledztwo i pozwólmy jej przeprowadzić wszystkie czynności do końca. Ekstraliga Żużlowa i PZM wystąpiły do prokuratury o nadanie statusu strony pokrzywdzonej, jednak bez pozytywnego rezultatu. Na chwilę obecną stan naszej wiedzy jest taki sam jak pana, czyli medialno - plotkarski. Nic więcej nie wiemy. Komisja Orzekająca Ligi kogo mogła, przesłuchała. De facto ma związane ręce, bo nie zna żadnych szczegółów, a pozna je dopiero po zakończonym śledztwie, jak już prokuratura ewentualnie przekaże nam akta. Pamiętajmy też, że nawet jak prokuratura postawi komuś zarzuty, to jeszcze mamy proces sądowy i potencjalną apelację. Dopiero na podstawie ewentualnych wyroków sądowych można cokolwiek orzekać. Tak to wygląda, czy to się komuś podoba, czy nie.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob prezesem Polonii? "To musi być poważna propozycja, bo na niepoważne rzeczy nie mamy czasu"
A czy Ekstraliga może zrobić porządek ze sponsorami? Sytuacja, w której firma sponsoruje jakiś klub, a dodatkowo wspiera zawodników innej drużyny, jest korupcjogenna.
Na pewno ta sytuacja z gdańską aferą zmusiła nas do refleksji w zakresie szeroko pojętego sponsoringu indywidualnego zawodnika. O szczegółach na razie nie chcę mówić, ale pracujemy nad kodeksem etycznym, który będzie tę sprawę regulował. Zanim jednak wejdzie w życie, chcemy to przedstawić do akceptacji wspólnikom Ekstraligi Żużlowej i stronie zawodniczej.
Wcześniej była dopingowa wpadka Grigorija Łaguty. ROW Rybnik dalej z wami walczy w sądzie. Nie boi się pan, że będziecie płacili odszkodowanie?
Za co mielibyśmy płacić odszkodowanie? Za to, że klub stracił punkty zawodnika, który zgodnie z przepisami Kodeksu Antydopingowego FIM w tym meczu jechał pod wpływem środka zakazanego? Skoro sumujemy punkty zawodnikom i na tej podstawie przyznajemy punkty drużynie, to musimy te same punkty odjąć w sytuacji, gdy zawodnik był nieuprawniony do jazdy w tym meczu. Sprawa prosta. Doskonale rozumiem taktykę prezesa Krzysztofa Mrozka,choć mnie osobiście bulwersuje fakt, że klub z Rybnika broni Łagutę.
Co do zasady można otrzymać środek zakazany nieświadomie, ale trzeba wystąpić natychmiast do właściwej agencji WADA o tzw. wyłączenie terapeutyczne (tzw. TUE), a nie jak w przypadku Łaguty, gdy zrobiono to kilka tygodni po tym, jak u zawodnika stwierdzono obecność substancji zakazanej w próbce A i próbce B.
Nie twierdzę, że Łaguta jest święty i niewinny, ale klub ma prawo się bronić. Mnie też przeraża beztroska zawodnika, który jako profesjonalista powinien wiedzieć co wolno, a czego nie. Poza tym pamiętajmy, że to jest jednak nowa sytuacja, a ROW jest w pewnym sensie królikiem doświadczalnym.
Przy tym całym zdarzeniu poraża co innego: zupełny brak profesjonalizmu w niektórych klubach i zwykłe zaniedbania. Kluby nie mogą być wyłącznie instytucją, która w listopadzie podpisuje kontrakt, przelewa pewne środki finansowe zawodnikowi i do pierwszego meczu zapomina o zawodniku. W większości nie ma stworzonych procedur, w sytuacjach gdzie zawodnik jest chory lub uległ jakiejś kontuzji i być może nieświadomie podano mu substancję zakazaną. Przecież w klubie powinien być lekarz klubowy, który powinien nad tym czuwać, a nawet jeśli doszłoby do podania tej substancji, to z automatu taki zawodnik powinien wystąpić o zgodę TUE. Kibice mogą tego nie widzieć, ale podanie choćby leku w sprayu do nosa (jednego z bardzo popularnych leków na chore zatoki przynosowe - dop. red.), na pewno odbije się pozytywnym wynikiem antydopingowym ze względu na określony steryd zawarty w tym leku. Są kluby, gdzie taka procedura obowiązuje. Mam na myśli Wrocław czy Zieloną Górę, gdzie udaje się w miarę zapanować i uświadomić zawodników o pewnych niebezpieczeństwach.
Poza tym żużlowcy mają przecież swoich menadżerów, których rola nie powinna się ograniczać wyłącznie do negocjacji kontraktów, zamawiania sprzętu, rezerwacji lotów czy poszukiwania sponsorów, ale również do reakcji w takim przypadku, w jakim znalazł się Łaguta. Oczywiście zawodnik musi klubowi powiedzieć prawdę, a nie udawać, że wszystko będzie dobrze, jak zrobił to niedawno pewien Amerykanin. Wracając do Rybnika, wiem, że prezes Mrozek ma świadomość tych zaniedbań i wdraża już pewne procedury na przyszłość. Korzystając z okazji, życzę mu jak najszybszego powrotu do elity, miasto Rybnik i kibice tego klubu niejednokrotnie udowodnili, że mają moralne prawo kibicować ekstraligowej drużynie ze swojego miasta.
A pamięta pan jeszcze, że Ekstraliga Żużlowa była oskarżana o to, że sprzyja Get Well i stoi na straży interesów toruńskiego klubu.
Tak, słyszałem te plotki. Zresztą wypowiadał je na łamach państwa portalu, pomiędzy wierszami, prezes Mrozek. Jego trzeba jednak po ludzku zrozumieć, bo najzwyczajniej w świecie zawiódł go lider, najlepszy zawodnik. Mimo że jest na niego ogromnie wściekły, to nie może tego pokazać publicznie, bo prowadzi pewną grę prawną. Wracając do tematu, Ekstraliga Żużlowa stała, stoi i będzie stała na granicy prawa, którym jest, w tym przypadku Kodeks Antydopingowy FIM, który w myśl Regulaminu Sportu Żużlowego jest też naszym polskim żużlowym kodeksem antydopingowym.
Sezon transferowy zszedł w tym roku na dalszy plan, bo mieliśmy strajk zawodników. Dziś żużlowcy chwalą się, że wygrali. Mówią też, że założą związek zawodowy i wtedy to dopiero popędzą wam, działaczom kota.
Wbrew opinii publicznej, w Ekstralidze Żużlowej bardzo się cieszymy, że nastąpił moment, gdzie po drugiej stronie stołu mamy do czynienia, jak nam się wydaje, z poważnym partnerem do dyskusji. Bo problemów w polskim i światowym żużlu, które trzeba starać się rozwiązać, jest bardzo dużo. To nie są tylko pewne zapisy w kontraktach, mówiące o karach i reklamach, co klubowe, co zawodnika, i tak dalej. Kluby PGE Ekstraligi i sama Ekstraliga Żużlowa mają również wiele uwag, powiedzmy sobie na roboczo, do relacji na linii klub - zawodnik - organizator rozgrywek. Rozpoczęliśmy serię spotkań z Krzysztofem Cegielskim, na spokojnie i bez presji czasu, abyśmy mogli sobie pewne rzeczy wyjaśnić i przekonać siebie do jakichś rozwiązań. Tutaj to utnę, bo obiecaliśmy sobie z Krzyśkiem, że nie będziemy rozmawiali przez media.
A jak pan ocenia zakupy klubów?
Myślę, że na łamach Sportowych Faktów jest tak dużo ekspertów, którzy raczą kibiców swoją wiedzą, wyczuciem i znajomością żużla, że moja ocena nie będzie miała tutaj żadnego znaczenia. Czas na oceny będzie we wrześniu 2018 roku.
Martwi się pan o Falubaz. Taki motor napędowy i takie słabe zakupy, takie schładzanie finansów. Ten klub przez lata napędzał ligę pod względem marketingowym?
Kompletnie się o nich nie martwię. To dobry, stabilny i przodujący klub PGE Ekstraligi. Myślę, że Falubaz jest aktualnie w trakcie reorientacji swojej strategii i pewnego powrotu do korzeni i myślenia o klubie, które zaczęło się w 2007 roku, kiedy z powrotem awansował do elity. Jestem przekonany, że z tego na pewno będzie pożytek. I zostawiłbym ten klub na razie w spokoju tak na minimum 2 lata i dał ludziom pracować, bo ostatnio zbyt wiele hejtu dziennikarskiego na nich się wylało, a to nie pomaga.
Ostatnie procesy licencyjne pokazują, że na ogół z klubowymi finansami jest nieźle. Czy w tej sytuacji potrzebna jest jeszcze jakaś reforma? A może by tak zrezygnować z limitów finansowych?
I właśnie dlatego, że są limity, to z finansami jest dobrze. To, co klub płaci w ramach kontraktu, jest w pewien sposób, gwarantowane przez PZM w ramach procesu licencyjnego. A to, że zawodnik zawiera dodatkowe umowy sponsorskie z tym czy innym sponsorem, to już reguluje kodeks handlowy i inne przepisy. Zawodnicy mają powierzchnię do sprzedaży i to robią. Nic nam do tego. Na pewno muszą uważać czy partner po drugiej stronie stołu jest rzetelny jak w biznesie. Jeśli nie płaci, a usługa została wykonana, wówczas pozostaje zawodnikowi sąd powszechny. Owszem, słyszałem, że jeden z klubów szantażował zawodników, tak zwanymi płatnościami sponsorskimi, ale nie trafił do nas żaden zawodnik, ani jego menedżer z takim problemem, zatem ciężko w tej materii coś robić.
A czy można coś zrobić, żeby kluby wchodzące do ligi nie stały przed startem ligi na straconej pozycji? Unia Tarnów ma pieniądze, ale nie zrobiła dobrych zakupów. Ciężko było jej znaleźć mocnych zawodników.
Taki właśnie mamy rynek zawodników, zupełnie zaburzony, jeśli chodzi o właściwe proporcje popytu i podaży. Niedługo może nadejść czas na jego regulację. Z drugiej strony nie można zakładać, że przykładowo Artur Mroczka będzie słabszym zawodnikiem od Nickiego Pedersena. Nazwiska, co pokazał choćby mijający sezon, mają mniejsze znaczenie w drużynie.
Naprawdę myśli pan, że slot system rozwiąże wszystkie problemy z żużlowym kalendarzem? Sponsorzy nie będą już pytać, co ma deszcz na wsi w Terenzano do odwołania hitu kolejki?
Nie myślę, że rozwiąże wszystkie problemy. Jak na razie uporządkuje relacje na linii czterech największych lig: polskiej, szwedzkiej, duńskiej i angielskiej, a to już bardzo dużo. Polska ma to nieszczęście, że 90% imprez FIM i FIM Europe odbywa się w sobotę i terminem rezerwowym są niedziele. Ten problem przed nami. Na razie mamy pewną obronę w naszym regulaminie, związaną z odwoływanie meczów, ale choćby fakt, że mamy do dyspozycji dwa razy więcej terminów (do niedziel dołączyły piątki - dop. red.) do wyłącznej dyspozycji, ułatwia i budowę kalendarza, ale również powtórkę meczu w terminie najdogodniejszym dla kibiców i TV. Dyrektor CCP Armando Castagna będzie musiał na pewno z większym zrozumieniem spojrzeć na nasze problemy, a my na jego, aby wypracować wspólnie jakiś kompromis, przecież ani Polska, ani FIM, ani tym bardziej BSI nie chcą, aby w polskiej lidze, która jest na pewno dużym udziałem budżetowym zawodnika, zaczęły obowiązywać limit zawodników z GP tak jak dobrych kilka lat temu.
Powiało grozą...