Rok temu Max Fricke podpisał 2-letni kontrakt z ROW-em Rybnik. Trudno powiedzieć co nim powodowało, ale zgodził się na wpisanie klauzuli, która umożliwiała klubowi podyktowanie dowolnej sumy odstępnego w przypadku, gdyby chciał zerwać kontrakt. I tak się złożyło, że Fricke chce teraz odejść, bo ROW spadł z PGE Ekstraligi. Prezes Krzysztof Mrozek zaciera ręce, bo posucha na rynku jest taka, że kluby zabijają się o młodego, zdolnego Australijczyka. Cena wywoławcza wynosi 360 tysięcy złotych.
- Nie sposób nie pochwalić prezesa Mrozka za to, że potrafi zabezpieczyć interes klubu - mówi nam Jacek Frątczak, menedżer Get Well Toruń. – Nie wiem, jak on to zrobił, ale klauzula w kontrakcie Fricke, z punktu widzenia ROW-u, jest znakomitym ruchem. Cokolwiek by się nie stało, Mrozek będzie wygrany. Jeśli Fricke odejdzie, na konto klubu wpłyną duże pieniądze. Jeśli zostanie, ROW będzie miał świetnego zawodnika.
- Trzeba koniecznie dodać, że prezes ROW-u ma też dobre rozeznanie rynku - dodaje Frątczak. - Pamiętam, że dyskutowaliśmy o Fricke, zanim ten zaczął jeździć w PGE Ekstralidze. Nie wierzyłem wtedy w Maxa, a prezes Mrozek mówił mi, "zobaczysz, że to będzie dobry zawodnik". Tak się stało.
Fricke nie jest jedynym przykładem zaradności działacza ROW-u. Także akcja z Kacprem Woryną pokazuje, że Mrozek jest krok przed konkurencją. Wiele klubów dzwoniło do Woryny, ale został on w Rybniku. Tutaj też mieliśmy kwotę odstępnego w wysokości 600 tysięcy złotych. Dodatkowo prezes wymyślił sobie, że Woryna, które wybrano w tym roku odkryciem PGE Ekstraligi, będzie takim rybnickim Bartoszem Zmarzlikiem. Za tymi słowami poszły konkrety, czyli podwyżka.
ZOBACZ WIDEO Sparta Wrocław nie szkoli? Andrzej Rusko zaprzecza tej teorii