Bartłomiej Jejda: Na troje babka wróżyła, czyli o trzeciej kolejce

Kwietniowe dni zaskakują nas w tym roku łaskawą pogodą. To cieszy - szczególnie kibiców żużla. Dzięki temu wszystkie spotkania mogą odbywać się w wyznaczonych terminach i bałaganu w terminarzu nie ma. Pamiętam, iż bodajże w roku 2005 nie odbyło się żadne spotkanie z otwierających sezon! Bywały i drastyczniejsze przypadki, ale sięgnąłem pamięcią najbliżej jak się dało.

Ekstraliga

Zacznę może od przybliżenia wam sytuacji, która mnie spotkała. W niedzielę rano wybrałem się na spacer, aby uspokoić nerwowe oczekiwanie przed trzecią kolejką ligi. Przypadkiem natknąłem się na babkę! Znacie babkę na pewno - pracowała u Drabika swego czasu. W każdym razie, babka, jak to babka - chustka na głowie, fartuch w groszki, łapy usmarowane, lekko przygarbiona. Początkowo nieco zawstydzony, pytam: co tam u babki słychać? A babka na to, że obiad już ugotowała i wybiera się na mecz. Zdziwiła mnie tym, ale myślę sobie: co tam, ciągnie wilka do lasu. Niegdyś obiło mi się o uszy, że babka posiada tajemnie poznane umiejętności wróżenia wyników. Zaryzykowałem. Wiecie co mi powiedziała? Że w trzeciej kolejce CSME trzy drużyny przyjezdne wygrają swoje spotkania. Zastanawiałem się: kto to może być?

Po cichu liczyłem przecież na pierwsze zwycięstwo gdańszczan - dla urozmaicenia rozgrywek; władającymi magicznymi mocami Marek Cieślak nie pozwoli wygrać Częstochowie; Falubaz z Unią to będzie mecz na styku, ale chyba faworytami są leszczynianie; a w derbach Pomorza stać może się wszystko. Trochę się pomyliłem.

Do ostatniego biegu gdańszczanie na własnym torze prowadzili z gorzowską Stalą. Tak naprawdę w drużynie Wybrzeża nie zawiódł chyba nikt. Czy można więcej wymagać od Skórnickiego? Albo Kronera? Może Andersen powinien dorzucić parę punktów więcej w decydującej chwili (0 to mimo wszystko za mało). Szkoda mi sympatycznej ekipy z Gdańska skazywanej na porażkę przez wszystkich. Wierzę, że sprawią niejedną niespodziankę, chociaż będzie już o nie coraz ciężej.

Gorzowianie prowadzeni przez Tomasza Golloba zafundowali w tym meczu prawdziwy thriller swoim fanom. Coś kiepsko wjechał w sezon Rune Holta. Różnicę poziomów między ligami odczuwa popularny Okoń. Błyszczy Zagar, którego zaczynają uwielbiać gorzowscy kibice.

Wrocław stoczył piękny pojedynek z Włókniarzem, pełen emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Cieszy powrót do formy Daniela Jeleniewskiego. Burę po spotkaniu dostał pewnie Brytyjczyk w barwach Sparty - Scott Nicholls. Częstochowianie przyjechali na Stadion Olimpijski wzmocnieni Nickim Pedersenem.

Część kibiców z faktu pozostania Duńczyka w Częstochowie jest zadowolona, zapominając zupełnie jak wyrażali się na jego temat, kiedy nie chciał przystać na renegocjację kontraktu. Bo z tym mistrzem świata to jest tak, że kiedy startuje w jakiejś drużynie wszyscy biją mu brawa. Nie można przecież odmówić mu ambicji, świetnego sprzętu i dwucyfrowych wyników. Sytuacja zmienia się, gdy odchodzi do innego klubu. Jakoś specjalnie nikt nie płacze zdając sobie sprawę, że jest to tylko i wyłącznie maszynka do zdobywania punktów. Indywidualista zapominający o drużynie. W dodatku znający swoją cenę.

Nie wiem jak wpłynie sprawa z Duńczykiem na atmosferę w częstochowskiej drużynie. A panowała ona w pod jasnogórskiej ekipie świetna. Teraz ktoś z tak pięknie walczącej do tej pory trójki Drabik - Szczepaniak - Gapiński będzie musiał usiąść na ławce. W niedzielę los ten spotkał Gapińskiego, który nie może znaleźć wspólnego języka z silnikami. Gdyby Pedersen znalazł się w składzie na meczu z Unią, fani Włókniarza nie przeżyliby tak wspaniałych wyścigów, które były udziałem żywej legendy częstochowskiego klubu- Sławomira Drabika, czy ambitnego Michała Szczepaniaka. Dam sobie uciąć rękę - a nawet i drugą, że Nicki Pedersen takich owacji jak wspomniana wyżej dwójka nie dostanie nigdy. Chociaż zaczynam bać się tego co napisałem - w końcu z kibicami jest jak z kobietą; pamiętacie Freda z Chłopaki nie płaczą?

Na stronie częstochowskiego klubu jeden z kibiców napisał, że wraz z podpisaniem kontraktu przez Duńczyka znikła magiczna atmosfera, która roztoczyła się wokół biało-zielonych. Coś w tym jest - pisał już o tym pan Czekański.

Jednak dla prezesa Maślanki punktem honoru było zatrzymać w drużynie trzykrotnego mistrza świata oraz byłego członka legendarnego teamu Exide. Udało się, ale za jaką cenę? W jednej z regionalnych gazet amerykański ambasador speedwaya rzekł: - Prezes ostatecznie powiedział, że zapewni więcej niż może i przystałem na nowe warunki. Jak to rozumiecie? Czy aby na pewno są pieniądze dla Hancocka i Pedersena, czy boss Lwów znalazł część, a reszty szuka? Oby nie okazało się w czerwcu, że ekstraliga zostaje niepełna. Ja wierzę w umiejętności finansowe charyzmatycznego prezesa M.! Wiara nie oznacza pewności...

Za nami kolejne derby toruńsko-bydgoskie. Objawiony kibicom Ward, przypieczętował swoją zdobyczą punktową, zwycięstwo w prestiżowych zawodach podopiecznych obytego z derbami Jana Ząbika. Świetna atmosfera na trybunach, umożliwienie przez Polonię kibicom z Torunia kupna biletów na zawody w Grodzie Kopernika. Wszystko to cieszy. Smuci natomiast kontuzja jakiej nabawił się fighter Andreas Jonsson (można się było tego spodziewać - coraz bliżej Grand Prix) oraz wypowiedź Zenka Plecha na temat sytuacji z biegu pierwszego.

Świadkami pięknego spotkania byli kibice zgromadzeni na stadionie Alfreda Smoczyka. Jeśli PePe utrzyma taką formę, to bez problemu wróci do elitarnego cyklu wyłaniającego najlepszego żużlowca globu. Momentami przecierałem oczy ze zdumienia, jak śmiga popularny Protaś. Brawo!

W ekipie Falubazu zawiedli Lindgren i Iversen, których komplementował przed spotkaniem coach zielonogórzan - Piotr Żyto, zapewniając, że oni świetnie się czują na takiej nawierzchni. Może i czują się świetnie, ale punktów nie przywożą. Jeśli kierownictwo drużyny z myszką w herbie liczy na medalową pozycję niech raz, dwa kontraktuje kogoś, kto zwiększy rywalizację o skład. Licencję odnawiają Krzysiek Pecyna i Mariusz Staszewski. A co - niech się boją Skandynawowie.

W niższych ligach

Sygnał powrotu do formy dał Adrian Gomólski w przegranym przez ostrowian spotkaniu z pierwszoligowym beniaminkiem. Zawiódł Chris Harris, którego nie widzę póki co w Grand Prix. Świetnie radził sobie na torze Krzysztof Jabłoński, którego świetna dyspozycja poprowadziła drużynę z byłej stolicy Polski do zwycięstwa. Trzeba przyznać, że Start pokrzyżował tym samym plany ostrowian. Jeśli na poważnie myślą oni o awansie nie mogą pozwolić sobie na spotkania takie jak to.

Do najwyższej klasy rozgrywkowej pewnie zmierza tarnowska Unia. Jaskółki latają wysoko i nic nie wskazuje na burzę obniżającą wysokość lotów. Nawet dzielne Rekiny nie dały rady niepozornym ptaszynom, których dzióbki wcale nie są tak niewinne jak się wydaje.

Wyrównanie spotkanie obejrzeli kibice w Pile. Na razie drużyna, której lideruje Piotr Świst, z niejednego pieca jedzący chleb, spisuje się przyzwoicie. Łodzianie zaś mają w swoich szeregach Simona Gustafssona. Kojarzy wam się z kimś to nazwisko? No właśnie. To syn Henki Gustafssona. Młodzian ma ponoć zadatki na świetnego jeźdźca. Wypada tylko śledzić jego poczynania. Już Henka wie, jakich błędów nie powinna popełnić jego latorośl.

W Pile obawiają się o to, że znów polityka za głęboko wejdzie w świeżo odrodzony speedway. Świadomi przeszłości drżą o losy żużlowego ośrodka. Cóż, polityka i sport powinny jak najdalej trzymać się od siebie. Takie kolaboracje nie kończą się dobrze, a mnie brakuje regularnych Turniejów Gwiazdkowych, pilskiego klimatu, szacunku jakim darzono kibiców - nawet z innych miast.

Na dzisiaj wystarczy. Trzymajcie się ciepło.

Bartłomiej Jejda

Źródło artykułu: