Po ostatnim biegu finałowego meczu Betard Sparta - Fogo Unia (45:45) Piotr Pawlicki nie zwracał uwagi na bolącą nogę, która przeszkadzała mu w sobotniej rundzie GP. Od razu zeskoczył z motocykla, przeskoczył ogrodzenie i padł na kolana przed sektorem fanów Fogo Unii Leszno. Ten obrazek pozostanie w naszych głowach na długo. - To złoto smakuje niesamowicie i wyjątkowo. Dla mnie najważniejsze, że jako zespół walczyliśmy do samego końca. Cały ten finał był niesamowity. Emocje w parkingu, emocje na trybunach i również na torze. To wszystko było czuć - podkreślił po meczu wychowanek leszczynian.
Zawodnik potwierdza, że kluczem do wygranej była drużyna. - Po każdej serii startów spotykaliśmy się i wymienialiśmy uwagami. Każda korekta czy to moja, czy Emila była od razu konsultowana z resztą zespołu. Jeśli zmiany u kogoś były nie w tą stronę to od razu była dyskusja i myślenie jak to poprawić. Na nasze szczęście większość z tych zmian, które wprowadziliśmy, były trafione w stu procentach - zdradził. - W parkingu było mega dużo emocji. Krzyczałem przed nominowanymi wyścigami do kolegów, że teraz jest nasz czas, że to są te dwa biegi. Dawno nie czułem takiej adrenaliny - dodał.
Wychowanek leszczynian wygrywał wyścigi 13. i 15. które były decydujące dla losów spotkania. Gdyby nie wygrana tuż przed nominowanymi, leszczynianie mogliby już nie mieć o co walczyć. W ostatnim biegu Pawlicki przypieczętował natomiast złoto dla swojego zespołu. Jak mówi, wygrał ten wyścig z boską pomocą. - Przed finałem myślałem tylko o tym, żeby nie ukraść startu. Wiedziałem, że po obu stronach miałem tuzy wrocławskiego klubu, czyli Woffindena i Janowskiego. Po prostu przed tym wyścigiem się pomodliłem, aby go wygrać, bo potrzebowaliśmy minimum dwóch punktów. Chciałem jednak rozstrzygnąć to po swojemu i wygrać ten wyścig. Później widziałem z tyłu Janusza, więc wyniosłem się na szeroką, żeby go nie szprycować i udało się zremisować mecz, który już przegrywaliśmy dwunastoma punktami - skwitował.
ZOBACZ WIDEO Miłka Raulin chce wejść na Mount Everest