Speedway Best Pairs kultywuje stare trendy rozgrywania turniejów parowych. Z każdym rokiem coraz mniej popularne, skupiają na sobie uwagę żużlowego świata za sprawą cyklu zawodów organizowanych przez firmę One Sport. Tegoroczna edycja cyklu tradycyjnie już rozpoczęła się w Toruniu, gdzie w wielkim stylu triumfowała ekipa Fogo Power.
- Stoczyłem na torze mnóstwo walki. Nie pamiętam, kiedy tyle się ciąłem i wyprzedzałem z rywalami. Bardzo się cieszę, bo każdy punkt wywalczony w trudnej rywalizacji jest bardziej cenny - powiedział wyraźnie zadowolony Piotr Pawlicki, zdobywca 11 punktów.
23-latek z Leszna przez całe zawody ścigał się w parze z Bartoszem Zmarzlikiem, choć w rezerwie czekał jego brat, Przemysław. Ostatecznie starszy z rodu Pawlickich jako jedyny w całych zawodach nie wyjechał choćby do jednego wyścigu. - Jazda tylko dwóch zawodników daje pewne efekty. Przemkowi trudno byłoby jednak wejść do gry w połowie zawodów - wytłumaczył Piotr. - Tor się cały czas zmienia. Raz był lany, raz nie i na koniec mocno się przesuszył. W takiej sytuacji razem ze swoimi mechanikami mocno kombinujemy z zębatkami. Dlatego uważam, że wejście do jazdy byłoby trudnym zadaniem dla Przemka. Przykładem jest tu Paweł Przedpełski, który jeździ w Toruniu na co dzień, ale zmienił kolegę w trakcie zawodów, gdy wszyscy byli już dopasowani i przyjechał ostatni - dodał.
Tak naprawdę trudno było znaleźć odpowiedni moment, w którym Przemysław mógłby zastąpić któregoś z podstawowych zawodników Fogo Power. Poza nielicznymi wpadkami, spisywali się oni niemal bez zarzutu i zgodnie z ustaleniami wewnątrz teamu, to było kluczowe. - Byłem za tym żeby Przemek pojechał, bo to mój brat i niemiło mi się patrzy, gdy stoi w parkingu i czeka na swoją szansę. Jestem przekonany, że dałby z siebie sto procent i przywiózł jakieś punkty. Podczas rozmowy wewnątrz teamu zdecydowaliśmy jednak, że jeśli wszystko będzie w porządku, to jedziemy z Bartkiem we dwóch - zdradził Piotr Pawlicki.
ZOBACZ WIDEO Do Łodzi przyjechał wielki talent. Wszystkim opadły szczęki
Współpraca leszczynianina z rok młodszym Zmarzlikiem układa się wzorowo, czego efektem było zwycięstwo w ubiegłorocznej edycji cyklu Speedway Best Pairs. - Staramy się trzymać komunikację w drużynie żeby budować atmosferę, pomagać sobie. Nie zawsze jest to łatwe, bo przecież z Bartkiem rywalizujemy między innymi w Grand Prix, ale rozumiemy się i to widać po tych turniejach. Wygraliśmy właśnie trzeci z rzędu, choć nie ma co popadać w hurraoptymizm. Na pewno jest to fajny prognostyk - powiedział Pawlicki.
Były mistrz świata juniorów doskonale czuł się na odświeżonym, toruńskim torze. Świetne akcje - jak ta z biegu finałowego - przeprowadzał zwłaszcza na przebudowanym drugim łuku. - Tak naprawdę nie czuję wielkiej różnicy - ocenił. - Parę razy mi dobrze skleiło i udało się fajnie wyjechać z łuku. Tor w Toruniu generalnie nie należy do najłatwiejszych i jeśli ktoś nie ma odpowiednich zębatek, to trudno jest go rozkminić. My się mimo wszystko z Bartkiem męczyliśmy. Przecież nawet po wygranych biegach gubiliśmy punkty. Z tego względu turniej był bardzo wyrównany, bo każdy mógł odebrać "oczka" innym, by zaraz je stracić. Na pewno podobało się to kibicom - zakończył.