Damian Baliński: Tuner nie trzymał się terminów. Podziękowałem mu o dwa miesiące za późno

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Damian Baliński w meczu z Unią Leszno, w barwach ROW-u
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Damian Baliński w meczu z Unią Leszno, w barwach ROW-u

Damian Baliński to legenda Unii Leszno, wielokrotny medalista DMP i zwycięzca Drużynowego Pucharu Świata z 2007 roku. Miniony sezon nie był dla niego udany. Żużlowiec zaufał nieodpowiedniej osobie.

WP SportoweFakty: Jaki był dla pana ostatni okres transferowy?

Damian Baliński: Generalnie to był spokój. Chociaż do końca nie wiedziałem, czy będę nadal jeździł w Rybniku. Sytuacja szybko się zmieniała, bo toczyły się rozmowy z innymi zawodnikami. W moim przypadku dużo zależało od tego, co zrobi Rune Holta. Jeśli by został w Rybniku, to miejsca dla mnie raczej by nie było. W związku z tym były inne opcje.

Czyli?

- W grę wchodziły już wtedy tylko niższe ligi. Miałem zapytania z pierwszej ligi. Mocno dopytywał również klub z Ostrowa Wielkopolskiego. Rozmawialiśmy, ale wyszło tak, że zostałem w Rybniku. Jestem zadowolony, że dostanę kolejną szansę.

Pod koniec ubiegłego sezonu mówił pan, że inaczej wyobrażał sobie powrót do PGE Ekstraligi. Miał pan wątpliwości, czy jest sens się do niej dalej pchać. Co się zmieniło?

- Tak, to prawda. Mówiłem to na gorąco po zakończonym sezonie. Nie byłem w stu procentach przekonany do Ekstraligi. Później ochłonąłem i przemyślałem wiele spraw. W końcu odpowiedziałem sobie na pytanie, dlaczego miniony sezon nie był dla mnie udany. Myślę, że wiem, co na to wpłynęło. Wnioski zostały wyciągnięte. Gorszy sezon nie powinien się przytrafić i jestem przekonany, że tak będzie.

ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki: Nic nam nie mówili o Pedersenie, ale nie ma sprawy

Jakie były zatem przyczyny? 
-  

Podstawowym problemem okazało się nawiązanie nowej współpracy z topowym tunerem, który dużo obiecywał przed nowym sezonem, a rzeczywistość okazała się inna. To była jedna z przyczyn, która mocno zaważyła na losach całego sezonu i mojej słabej dyspozycji.

Dlaczego współpraca wam się nie układała?

- Był problem z dostawą silników. Tuner nie trzymał się terminów. Cały czas były one przekładane. W październiku zamówiłem sprzęt, a do czerwca nie otrzymałem zamówienia, jakie zostało złożone. W ogóle sprawa serwisów jednego silnika, jaki otrzymałem, to było jakieś nieporozumienie.

Rozstał się pan z tym tunerem?

- Tak, w czerwcu podziękowałem mu za współpracę, ale to i tak było o dwa miesiące za późno. Teraz trochę inaczej poukładałem tematy sprzętowe. Wierzę, że wszystko powinno zagrać od początku. Będę lepiej zorganizowany.

W Rybniku w pana wierzą, ale mówią, że Damian Baliński ma jeden problem. Podobno za dużo pan szuka w kwestiach sprzętowych. Tak twierdzi między innymi prezes.

- Mogę się z tym zgodzić. Tylko, że to jest związane z tym, o czym panu wcześniej powiedziałem. Od początku pewne sprawy się nie poukładały i szukałem różnych rozwiązań. Rzeczywiście, pogubiłem się, musiałem ratować się rozwiązaniami od innych fachowców. Układałem wszystko od nowa, wiele szukałem. Nie zawsze to się przekładało na dobry wynik. Zresztą bywało i tak, że zachowywałem spokój. Po udanych biegach nic nie zmieniałem, a później przyjeżdżałem ostatni. Może czasami z tym przesadzałem, ale chciałem jak najlepiej. Czasami warto iść za głosem serca i coś zmienić, a innym razem nie.

Dlaczego tak bardzo chciał pan jeździć w Rybniku? Z pana słów wynika, że czekał pan za klubem, mimo że ROW wolał innych żużlowców. 

- W klubie były przymierzane inne nazwiska, ale dlaczego miałem się o to obrażać? Sytuacja była jasna. Miałem za sobą nieudany sezon. Prezes chce rozwijać klub. Oczekiwania z roku na rok rosną. To normalne, że zarządowi zależało na jeszcze lepszym składzie. Nie wnikam, czemu rozmowy potoczyły się tak a nie inaczej. Otworzyła się dla mnie furtka i to wykorzystałem. W Rybniku czuję się naprawdę dobrze. Po przyjściu z Leszna dobrze mnie tu przyjęli kibice i otoczenie w klubie. To dla mnie bardzo ważne, żeby co roku nie zmieniać otoczenia, tym bardziej że zadomowiłem się w Rybniku.

Był pan o krok od Ostrowa. To dla wielu ludzi zaskoczenie. Dlaczego myślał pan w ogóle o drugiej lidze?

- Propozycja z Ostrowa się pojawiła i przyznam, że miałem dylemat, czy w ogóle rozpoczynać ten temat. Rozmawiałem bardzo dużo z Mariuszem Staszewskim, który miał konkretny plan na ten rok i to mnie przekonało. Wychodziłem z założenia, że od jednego sezonu w drugiej lidze świat by się nie zawalił. Gdybyśmy awansowali, to byłaby już zupełnie inna historia.

Ale mógł pan iść przecież od razu do pierwszej ligi. Sam pan wspomniał, że oferty były.

- Tylko, że jak się słyszy o piętnastu zawodnikach w kadrze zespołu, to człowiek zaczyna się zastanawiać. Nie każdy ma wtedy miejsce w składzie. Mnie kwalifikacje na treningach nie interesują. W Ostrowie cel był jasny, a ja miałem być podstawowym zawodnikiem. Pasowało mi to. Z Mariuszem wiele godzin przegadaliśmy, ale pojawiła się szansa na Rybnik. Klub z Ostrowa wiedział, że na to czekam.

Prezes Mrozek mówi, że celem ROW-u jest wyższe miejsce, może nawet awans do play-off. Eksperci twierdzą, że rybnicki klub powinien się szykować na trudny bój o utrzymanie. Kto ma rację?

- Play-off mógł być już w zeszłym roku, gdybym lepiej jechał. Nie wsparłem drużyny w odpowiedni sposób. Teraz może być inaczej. Nie stoimy na straconej pozycji. Gorszy sezon na pewno mi się nie przytrafi. Może być tylko lepiej, więc o wynik powinno być łatwiej. Naszym atutem będą juniorzy. Kilku, którzy zaliczali się do czołówki, przeszło w wiek seniora. Niektórzy na tym stracą, a my nie.

Zna pan dobrze nowego trenera ROW-u? 
-

Oczywiście, że z Mirkiem się znamy, ale nie na tyle, abym mógł go oceniać w tej chwili. Mieliśmy okazję dużo porozmawiać przy okazji wigilii klubowej, ale to za mało na oceny. O tym będziemy mogli porozmawiać po zakończonym sezonie.

Ale poznał pan Piotra Żyto. Podobno nie było chemii pomiędzy nim a prezesem Mrozkiem. Dało się to odczuć?
-

Nie znam relacji trenera Żyto z prezesem. Mogę mówić o sobie. Akurat ja na tego szkoleniowca nie mogę powiedzieć złego słowa. W każdej kwestii się zgadzaliśmy. Konfliktów nie było. Wszystko musi jednak razem współgrać, bo jedziemy na jednym wózku. Jeśli prezes stwierdził, że nie mogli się dogadać, to pewnie dlatego postawił na zmianę. Czas pokaże, jakie będą efekty.

Wiele pan w żużlu widział i przeżył. Prezes powinien wchodzić do parkingu czy siedzieć na trybunach?

- Wielu ludzi mówi, że miejsce prezesa jest na trybunach, ale mi obecność pana Mrozka nie przeszkadza. Jestem zbyt zajęty sobą. Prezes przyjdzie, coś powie, człowiek przyjmie to do wiadomości i dalej robi swoje. Nie ma sensu tego wyolbrzymiać. Zawodnik ma w trakcie meczu dużo pracy i myśli w głowie. Ja jestem tak skupiony, że czasami nie zauważam szefa w parkingu. Na pewno on mocno to przeżywa. Jest zaangażowany, czuje się odpowiedzialny i dlatego jest go wszędzie pełno. Po meczach było wiele zebrań i nikt na to nie narzekał, więc chyba nie ma z tym problemu.

ROW to dobry klub dla Tobiasza Musielaka?

- Myślę, że tak. Na pewno Tobiasz będzie mógł się dalej rozwijać sportowo, a i ja jestem zadowolony z jego przyjścia do Rybnika.

Pytam, bo coraz więcej wychowanków Unii jeździ w innych zespołach. Niektórzy mówią, że to źle, że Unia powinna być bardziej leszczyńska. Zgadza się pan?

- Niestety, czasy się zmieniły i tak naprawdę już mało klubów składa się z samych wychowanków. Dzisiaj każdy chce walczyć o najwyższe cele a w związku z tym i w Lesznie czasami tego miejsca brakuje. Na pewno nie można mieć o to pretensji, bo to działacze są rozliczani za wynik sportowy drużyny.

[b]Rozmawiał Jarosław Galewski

[/b]

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

KLIKNIJ i oddaj głos w XXVII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2016 roku! ->

Źródło artykułu: