Miśkowiakowi brakuje jazdy. "W przyszłym sezonie chyba wrócę do Anglii"

Wielu zawodników z niższych lig boryka się z problemem małej liczby startów. Robert Miśkowiak chce to rozwiązać poprzez powrót w przyszłym sezonie do ligi angielskiej

Robert Miśkowiak w meczu Polonii Bydgoszcz w Ostrowie zaprezentował się z niezłej strony, choć dobre wyścigi przeplatał ze słabszymi. - Tor w Ostrowie zmienił się mocno od czasu, gdy ostatnio tutaj jeździłem. Trzeba było reagować praktycznie po każdym wyścigu. Dobrze, że mogłem liczyć na pomoc mojego szwagra, Michała Przybylskiego z teamu Jarka Hampela. Wiele mi pomógł w kwestii dopasowania sprzętu, bo po pierwszym wyścigu, chciałem pójść w zupełnie inną stronę, co byłoby dużym błędem - przyznał popularny "Misiek".
[ad=rectangle]
Przed Polonią Bydgoszcz najważniejszy mecz rundy zasadniczej ze Speedway Wandą Instal Kraków, który zadecyduje o być albo nie być w play-off bydgoszczan. - Będzie to arcyważny mecz i teoretycznie powinniśmy sobie poradzić. Wandy jednak nie można lekceważyć. To jest drużyna z ambicjami, która nie raz już pokazała, że potrafi dobrze jechać. Jesteśmy jednak u siebie i nie powinniśmy się bać. Mamy tor, który jest naszym sprzymierzeńcem. Wierzę, że mecz z Krakowem zaczniemy z mocnego uderzenia i odniesiemy zwycięstwo, które przypieczętuje nasz udział w play-offach – dodał Miśkowiak.

Robert Miśkowiak aktualnie jest klasyfikowany na 24. miejscu wśród żużlowców Nice PLŻ. Tegoroczne wyniki rozczarowują reprezentanta bydgoskiego klubu. - Spodziewałem się na pewno więcej jazdy i więcej punktów. Nie jest to z pewnością to, czego oczekiwałem. Słabsza forma spowodowana jest brakiem systematycznej jazdy. Notowałem wpadki i też zostałem odsunięty od składu. Na pewno to nie podbudowało mnie, ale cały czas staram się jeździć jak najlepiej. Myślę, że w przyszłym roku muszę znaleźć ligę, w której będę regularnie startował i chyba wrócę do Anglii. Przy okazji chciałbym podziękować mojemu sponsorowi, firmie Inawera. Dziękuję serdecznie za wsparcie Bartkowi i Gabrysi oraz panu Jurkowi - zakończył nasz rozmówca.

Źródło artykułu: