Ireneusz Winiarski to biznesmen, który od wielu lat inwestuje środki finansowe w sport żużlowy. Był i nadal jest sponsorem klubów m.in. w PGE Ekstralidze, czy Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Wspiera też indywidualnie zawodników. W sobotę w obecności innych VIP-ów śledził wydarzenia na Stadionie Narodowym w Warszawie i jako osoba, która zna polski żużel od wewnątrz, podzielił się z nami swoimi opiniami.
[ad=rectangle]
Mateusz Makuch: W sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie miało mieć miejsce wielkie żużlowe święto z głośnym pożegnaniem Tomasza Golloba. Wszyscy sympatycy żużla wiedzą, jak to się skończyło. Byłeś obecny na tych zawodach i jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy? Oczywiście zawodach w cudzysłowie, bo o jakimkolwiek ściganiu trudno w tym przypadku mówić.
Ireneusz Winiarski: To była antyreklama żużla i niestety odbyła się ona w Polsce. Zresztą już wiemy, że echem na całym żużlowym świecie odbiło się to bardzo źle. Tak naprawdę nikt nie będzie rozpamiętywać, czy to Ole Olsen był winien, tylko wszyscy będą kojarzyć jedno: Grand Prix Polski - totalna klapa. Teraz PZM i komitet organizacyjny wszystko zwala na Ole Olsena. Oczywiście jego wina jest bezdyskusyjna, ale nie możemy go za wszystko obwiniać. Przy organizacji był komitet organizacyjny. W programie zawodów wielkimi literami wpisano nazwiska osób odpowiedzialnych za organizację. Jeżeli chodzi o kluby, to wymaga się od nich bardzo dużo rzeczy. Długo przed zawodami przyjeżdżają komisarze torów, sprawdzają, jak wygląda tor. Każdy klub zobowiązany jest do tego żeby mieć przynajmniej dwie maszyny startowe. W Warszawie natomiast nic takiego nie miało miejsca. Praktycznie Duńczycy nie byli kontrolowani przez nikogo. To, co się wydarzyło, to był skandal. Począwszy od zrobienia toru, po sędziowanie. Interpretacja niektórych wyścigów przez sędziego to też jest skandal. Ten człowiek powinien mieć dożywotnio odebrane prawa sędziowskie.
Największe zamieszanie związane było chyba z biegiem szóstym.
- Tak, ale to się już zaczęło w trzecim biegu. Wtedy ewidentnie skrzywdzony został Maciek Janowski. To, że nie został powtórzony ten wyścig, zakrawa o kpinę. Słabość sędziego było widać gołym okiem. Maćka traktuje się jak żółtodzioba w Grand Prix i po jego telefonie po prostu sędzia go zlewa, ale wystarczył jeden telefon Nickiego Pedersena, by arbiter zmienił zdanie. Z upomnienia dla Doyle'a, jest jego wykluczenie. Tak to wyglądało.
Czyli twoim zdaniem kompletnie nie panował nad sytuacją?
- Tak jest. Sędzia był słaby, tak jak całe to Grand Prix. Tym bardziej mi szkoda w tym wszystkim Tomka Golloba. Powinno być tak, jak planowano pierwotnie, czyli jego pożegnanie na początku imprezy, a nie na końcu. Niestety organizatorzy przenieśli to na sam koniec…
I w efekcie mistrza żegnały puste trybuny…
- Dokładnie. Trochę jestem poirytowany niektórymi komentarzami, że kibice się wypięli na Tomka. Proszę też zrozumieć kibiców, którzy siedzieli 3 i pół godziny na stadionie w temperaturze kilku stopni. Było okropnie zimno. Większość kibiców była ze swoimi kilkuletnimi dziećmi. Na pewno nie z braku szacunku dla Tomka fani wyszli. To była wina ludzi, którzy organizowali to wydarzenie. Moim zdaniem winę w równym stopniu, co Ole Olsen, ponoszą osoby, które były odpowiedzialne za organizację. Tutaj mam na myśli panów Stępniewskiego, Szymańskiego, Sikorę. Według mnie ich czas w żużlu się skończył. Ostatnie lata to nic innego jak porażka za porażką. Jeżeli mówi się o żużlu to najczęściej negatywnie. Kilka minionych sezonów pokazało, że wszyscy więksi gracze odchodzą z żużla. Mam tu na myśli panią Półtorak, czy pana Karkosika. Nikt nowy z tak dużymi pieniędzmi jak oni się nie pojawi. Kibice będą w stanie to jakoś przegryźć, oczywiście ci, co kochają żużel. Proszę jednak pamiętać, że w Warszawie na trybunach było bardzo dużo ludzi, którzy pierwszy raz wybrali się na żużel. Niestety, mamy ich z głowy, bo jestem przekonany, że większość z nich z tą dyscypliną nie będzie miała ochoty mieć cokolwiek wspólnego. Na miejscu PGE, gdzie w transmisji było pokazane, jak panowie miotają się przy taśmie a w tle widać ich reklamę, po prostu zaskarżyłbym PZM o wielomilionowe odszkodowanie. W przypadku totalizatora sportowego w ogóle zerwałbym współpracę po czymś takim. To dla sponsorów była poważna antyreklama.
Sam jesteś wieloletnim sponsorem w sporcie żużlowym i przyjacielem tej dyscypliny. W sobotę wizerunek żużla znów został mocno nadszarpnięty. Czy po czymś takim ty jako przedsiębiorca byłbyś w ogóle zainteresowany wejściem w taki sport?
- Jeżeli chodzi o moją osobę, to kocham żużel i zawsze przy tym sporcie będę. Jeśli moje możliwości finansowe będą mi na to pozwalały, to będę pomagał. Na pewno jednak już nie wspomogę żadnych imprez, gdzie będzie PZM, czy GKSŻ. Nie jestem zainteresowany pomocą przy organizacji jakichkolwiek wydarzeń związanych z tymi organizacjami. Na pewno będę pomagał indywidualnie zawodnikom, czy klubom, z którymi jestem związany. GKSŻ, czy PZM to są firmy, które mnie już nie interesują. Tak naprawdę dużo tej pomocy nie było z mojej strony, ale miałem telefon o zasponsorowanie meczu Polska - Team Słowiański. Od razu powiedziałem, że mnie to nie interesuje. Póki będą tacy ludzie jak panowie Szymański, Witkowski, czy Stępniewski to myślę, że dużo przedsiębiorstw na pewno nie będzie zainteresowanych sponsorowaniem. Według mnie to, co się wydarzyło na Stadionie Narodowym powinno być takim punktem zwrotnym w polskim żużlu. Dobry żużel robią tylko kluby, które na dodatek są oszukiwane. Dużo rzeczy jest załatwianych poza nimi. Kluby w Ekstralidze tak naprawdę nie mają nic do powiedzenia, bo większościowy pakiet ma PZM. Z ich strony są jedynie duże wymagania a z siebie nie dają wiele, poza karami, bo to robią fantastycznie. Z tym idzie im świetnie. To jest jedyna rzecz, która im wychodzi.
No, ale z drugiej strony wychodzi się z propozycjami propagowania żużla chociażby organizując mecze z serii Polish Speedway Battle. Nie odbierasz tego jako promocji speedway'a?
- Tak naprawdę to powinni się skupić na pomocy klubom i rozwijania żużla w klubowym wydaniu, a nie imprez indywidualnych, czy towarzyskich. Kibic przychodzi tylko na zawody ligowe. W Krośnie było około 4 tysięcy ludzi. Ja wiem, czy to jest jakiś organizacyjny sukces? Promocja żużla to było Grand Prix na Stadionie Narodowym, gdzie wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. Wszyscy powinni pamiętać to Grand Prix, ale ze względu na jakość wykonania toru, walkę na torze, sposób, jak Polacy to wszystko potrafią zorganizować. Powinno się mówić mnóstwo w pozytywnym świetle. Jak wyszło, wszyscy widzimy. Naprawdę według mnie jeżeli osoby odpowiedzialne za to miałyby "cohones" odpowiedniej wielkości, to już dawno by zrezygnowały. Najwidoczniej im tego brakuje. Teraz będą zwalać winę na wszystkich, tylko nie na siebie. Wszyscy byli źli. Kibice, że wyszli za wcześnie, Ole Olsen że źle przygotował tor, pogoda, bo było za zimno. Wszystko, tylko nie oni.
Czyli uważasz, że powinny też ponieść konsekwencje osoby z komitetu organizacyjnego, nie tylko Ole Olsen?
- Są współodpowiedzialni i nie można bać się tego powiedzieć! Trzeba mówić o tym głośno. Pewnie też będę miał dużo oponentów, bo wiem, że jednak dużo jest ludzi związanych z nimi robiących im PR w Internecie. Zdaję sobie sprawę, że zostanę odpowiednio uderzony, ale mówię to wszystko jako sponsor. Jestem bardzo rozgoryczony, jest mi bardzo przykro ze względu na Tomka Golloba. Chciałbym, jak już powiedziałem, aby był to punkt zwrotny.
Sądzisz, że coś pękło i należy uderzyć pięścią w stół?
- Tak. Tym panom należy podziękować. Ja tak to widzę. Właściwie to wszystko, co mam do powiedzenia. Władza w ręce klubów.