Spotkanie w Częstochowie zakończyło się wygraną gospodarzy 47:42, ale do finału awansowali żużlowcy z Torunia. - Tak jak wszyscy kibice czuję niedosyt. To były fantastyczne zawody. Drużyna pokazała lwi pazur i wielki charakter. Mimo wielu przeciwności losu, byliśmy od włos od olbrzymiego sukcesu, jakim byłby bez wątpienia awans do finału. Jest mi strasznie żal naszych fanów. Był komplet na trybunach, fantastyczny doping i wielkie emocje. Tej drużyny i tych kibiców jest mi niezmiernie szkoda - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Paweł Mizgalski.
Jednym z kluczowych momentów spotkania było wykluczenie Rafała Szombierskiego do końca zawodów za niesportowe zachowanie. Sytuacja miała miejsce w trzecim wyścigu. Częstochowianie nie zgadzają się z interpretacją faktów na torze przez sędziego i zapowiadają, że złożą protest. - Już w tej chwili widzę, że złożymy protest. Uważamy decyzję sędziego za błędną. Nie będę jednak streszczać argumentów, które zostaną przez nas użyte. Na pewno wyartykułujemy swoje niezadowolenie. To pierwsza czerwona kartka w sezonie. Arbiter zdecydował się na nią w półfinale play off w bardzo kontrowersyjnej sytuacji. Rafałowi Szombierskiemu pękł łańcuszek sprzęgłowy, nie opanował motocykla i się przewrócił. Rzeczywiście, był sprawcą przerwania biegu i powinien być z niego wykluczony. Z tego, co mi wiadomo, sędzia zinterpretował to jako celowe przerwanie wyścigu. W jego ocenie Rafał miał czas, żeby pozbierać się z toru i zejść z niego o własnych siłach. Naszym zdaniem taka interpretacja jest błędna. Mamy dowody, że Rafał nie był w stanie tak szybko uporać się z upadkiem i opuścić toru - wyjaśnił Mizgalski.
Skrót meczu w tym upadek Szombierskiego, źródło: Enea Ekstraliga/x-news
{"id":"","title":""}
Prezes Dospel Włókniarza nie szczędził również słów krytyki pod adresem przedstawicieli toruńskiego klubu, którzy - w jego ocenie - uciekali się do wielu zagrań, które nie miały nic wspólnego z rywalizacja fair play. - Było kilka innych kontrowersyjnych sytuacji i decyzji w trakcie zawodów. Po raz kolejny miał miejsce spektakl w wykonaniu działaczy i zawodników klubu z Torunia. Po meczu zostałem obrażony przez Darcy`ego Warda, ale może takie jest prawo zwycięzców, że mogą tak artykułować swoje emocje. A co do spektaklu, to mam na myśli wychodzenie na tor i domaganie się dodatkowego równania po wyjeździe polewaczki. Wszyscy widzieli, jak przesuszał się tor. Było bardzo słonecznie, więc działo się to bardzo szybko, a drużyna z Torunia ewidentnie próbowała przeciągnąć całe zawody. Na suchej nawierzchni startowało im się zdecydowanie lepiej. Można się było nawet zastanawiać, czy jeździmy w Częstochowie czy w Toruniu. Goście próbowali narzucić swoje warunki gry. To pewnie znajdzie się również w naszym proteście - wyjaśnia Mizgalski.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Częstochowianie uważają, że w dwumeczu z Unibaksem zbyt dużo było pomyłek sędziowskich i dlatego kwestia awansu do finału nie rozstrzygnęła się w sportowej walce. - Jesteśmy zdruzgotani nie tyle samym wynikiem co okolicznościami, w których on padł. W momentach kiedy liczyła się sportowa walka, determinacja, umiejętności, to wygrywaliśmy i byliśmy drużyną lepszą. Zbyt często w tym dwumeczu znaczenie miały decyzje arbitrów. Z jednej strony było nieprzestrzeganie regulaminu, a z drugiej jego nadużywanie. Przed tym meczem obawiałem się, że tak jak w Toruniu miało miejsce przymykanie oka czy traktowanie w sposób pobłażliwy regulaminu przez sędziego Grodzkiego, tak teraz może być sytuacja odwrotna. Tym razem arbiter maksymalnie wykorzystał przepisy i dał naszemu zawodnikowi czerwoną kartkę. W Toruniu pobłażliwość sędziego, a dziś wyjątkowa surowość. W moim odczuciu nie pozostawiono rozstrzygnięcia tego meczu w sportowej walce. Decyzje sędziów rozstrzygnęły o tym, kto jest w finale ENEA Ekstraligi - zakończył Mizgalski.
Żużlowy kalendarz ścienny na rok 2014 dostępny w sprzedaży ONLINE! Polecamy wszystkim kibicom!
No przecież to jest już gruba przesada! Może i Darcy lubi imprezy,ale je Czytaj całość