Jarosław Galewski: W niedzielę wielkie święto żużla w Gorzowie Wielkopolskim. Pamięta pan swoje pierwsze w życiu derby?
Ireneusz Maciej Zmora: Pamiętam samo wydarzenie, bez większych szczegółów. Nie wiem, czy mogę to powiedzieć, ale... jako młody chłopak siedziałem na meczu z naszymi ultrasami. Na zawody zabrał mnie wtedy starszy kolega. To były moje pierwsze derby i nie wiedziałem jeszcze, o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. Już wtedy dochodziło do wymiany słownych pozdrowień pomiędzy oboma obozami. Jako kibic Stali miałem duże szczęście, bo na czas mojej młodości nałożyły się złote lata gorzowskiego żużla.
Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. To Stelmet Falubaz ma teoretycznie silniejszą drużynę i będzie chciał to potwierdzić na waszym torze.
- Nastroje przed tym meczem, który czeka nas w niedzielę, są zupełnie inne. To spotkanie zostanie wprawdzie rozegrane na torze w Gorzowie Wielkopolskim, ale uważam, że faworytem tego meczu jest Falubaz Zielona Góra. Derby rządzą się swoimi sprawami. W sporcie nie zawsze musi wygrywać faworyt, a w derbach to już w szczególności.
Atmosfera pomiędzy obozami z Gorzowa i Zielonej Góry jest podgrzana. Wydarzenia związane z dziką kartą na gorzowską rundę Grand Prix i zamieszanie wokół przyjazdu na spotkanie zielonogórskich kibiców to kwestie, które wywołały naprawdę wiele kontrowersji.
- Wszystko się zgadza, ale powiem panu szczerze, że z perspektywy ostatnich kilku lat i tak jest duża poprawa. Chodzi o jeden ważny aspekt derbów, którym jest bezpieczeństwo na stadionach. Ono się bardzo poprawiło. Proszę pamiętać, że kiedyś dochodziło do fizycznych starć pomiędzy fanami obu ekip, a nie tylko wymiany słownych pozdrowień. Dziś zostało tylko to drugie i utarczki w mediach. Mam nadzieję, że do wszystkiego będziemy zmierzać małymi kroczakami i w ten sposób odchodzić od atmosfery świętej wojny.
A zaprzestanie wymiany słownej pomiędzy prezesami obu klubów przed meczami derbowymi jest w ogóle możliwe?
- Jeśli pan spojrzy na to, co było, to i tak jest duża poprawa. Jeszcze do niedawna prezesi obu klubów spotykali się w sądzie. Ja i pan Jankowski mamy czasami zupełnie inne zdanie na pewne kwestie, ale ciągle ze sobą rozmawiamy. Nie analizowałbym jednak tego personalnie i nie dochodził do wniosku, że kiedy na czele klubów stali panowie Komarnicki i Dowhan to było ostrzej z ich powodu. To był po prostu taki okres i nie należy tego rozważać personalnie. Mam nadzieję, że teraz idziemy w dobrym kierunku.
W tegorocznej rywalizacji z Falubazem zadowolicie się wygraną na własnym torze?
- W sporcie nie można grać inaczej niż o całą stawkę. Przed nami pierwszy mecz w Gorzowie i proszę mi wierzyć, że przygotowaliśmy się do niego bardzo mocno. Mam wielką nadzieję, że osiągniemy sukces, czyli zwycięstwo przed naszymi kibicami. Później do każdego kolejnego meczu będziemy podchodzić jak do spotkania, które można wygrać. Spotkanie w Tarnowie pokazało, że tylko z takim podejściem można odnieść sukces w sporcie.
Słaby początek sezonu nieco zweryfikował wasze oczekiwania i optymizm? Nadal wierzycie w pierwszą czwórkę czy zimny prysznic zrobił swoje?
- Nie ma wątpliwości co do tego, że na nasze głowy został wylany kubeł zimnej wody. Bez dwóch zdań tak było, ale proszę pamiętać, że dopiero pojechało pięć z 18 kolejek. Być może dziś już nie mówimy o tym, żeby być za wszelką cenę w pierwszej czwórce, ale skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Chcemy wygrywać i jechać o jak najlepszy wynik. Zbieramy oczka i zobaczymy, na co one wystarczą na koniec roku.
A gorzowski tor jest już waszym atutem?
- Nie jestem do końca przekonany, że ten tor jest naszym sprzymierzeńcem. Mam nadzieję, że powoli nim się staje, ale do tego potrzeba trochę czasu. Wierzę, że w trakcie spotkania z Falubazem będzie nam sprzyjać bardziej niż podczas meczu z Gnieznem, kiedy wprawdzie wygraliśmy, ale rywal nie był z tak wysokiej półki jak ten niedzielny.
Dlaczego w tym roku macie problem z atutem własnego toru? W ubiegłym sezonie tylko Tomasz Gollob miał z nim problemy, a reszta drużyny radziła sobie znakomicie.
- Widzi pan, czyli w ubiegłym roku ten tor też nie sprzyjał całej drużynie. Tor jest właściwy wtedy, kiedy jedzie na nim cały zespół. Zawsze trzeba szukać złotego środka. Nigdy nie należy zadowalać się sytuacją, że zawodzi choćby jedno ogniwo w zespole. Do zwycięstwa są potrzebne punkty wszystkich zawodników.
W waszym przypadku do odnoszenia wygranych szczególnie potrzeba punktów Daniela Nermarka i Tomasza Gapińskiego. To oni zawodzili do tej pory najbardziej.
- Wierzę, że obaj będą jechać jeszcze zupełnie inaczej niż do tej pory. Na dowód tego przywołam występ Daniela w Toruniu. Był wtedy najlepszym zawodnikiem naszej drużyny. Nasz tor jest specyficzny i wierzę, że kiedy Szwed wróci do ścigania po kontuzji, to będzie w stanie się do niego dopasować. Tomek Gapiński natomiast od kilku lat jeździ na ekstraligowym poziomie i liczę, że już niedługo zobaczymy go w zupełnie innej formie. Na razie zastępuje go całkiem nieźle młodszy kolega Linus Sundstroem. A przypomnę, że przed sezonem wiele osób pytało nas, kto to tak właściwe jest.
Co tydzień spotkania typuje dla portalu SportoweFakty.pl Władysław Komarnicki. Gdyby miał pan wcielić się w jego rolę i przewidzieć wynik niedzielnych derbów?
- Hmm... typuję wynik 48:42 dla Stali Gorzów!
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!