Tomasz Lorek: Cud żużlowego serca, cz. 2

Kawa wypita na promie płynącym do norweskiego portu Kristiansand nie postawiła na nogi. Była z gatunku tzw. siekier, ale zmęczenie długą podróżą zrobiło swoje. Bus sennie przemierzał kręte odcinki szosy. Mężczyzna siedzący za kierownicą, noszący uroczy przydomek Nenes, w milczeniu przyglądał się norweskim krajobrazom. W powietrzu czuć było wiosnę. Druga część opowieści Tomasza Lorka.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsza część opowieści --->>>

Crumpie… Wielki mistrz, przyjaciel Marka Webbera, kierowcy Red Bull Racing w F1. Jason, chłopak, który w młodości fascynował się swoim rodakiem Michaelem Doohanem, wielkim championem Moto GP, pięciokrotnym mistrzem świata. Jason darzy ogromnym szacunkiem starych mistrzów.

Październik 2011 roku. Na płytę gorzowskiego stadionu, choć było już dość późno i chłodno, Jason przyprowadził swojego syna, Setha Crumpa, tylko po to, aby przedstawić mu Ove Fundina, wspaniałego szwedzkiego żużlowca. Ove 5 razy wygrywał finał indywidualnych mistrzostw świata. Król krawężnika. Jason wie ile trudu kosztowało wtedy zdobycie tytułu mistrza świata, bo doskonale pamięta opowieści swojego dziadka, genialnego konstruktora i wspaniałego człowieka, Neila Streeta.

Crumpie, mimo szczerych chęci, nie mógł wystartować w meczu Polska - Reszta Świata rozegranym 16 października 2011 roku w Toruniu. Zakończył sezon startem w GP Polski w Gorzowie, a następnie poleciał do Melbourne via Londyn, aby 14 października uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych Neila Streeta. Jesień malowała się wyjątkowo smutno dla tego wybitnego sportowca. Trzykrotny mistrz świata bardzo przeżył śmierć dziadka, który był dla niego nieocenioną skarbnicą wiedzy. Wiosna też nie była szczęśliwa, bo kontuzji kręgosłupa doznał przyjaciel Jasona, Leigh Adams. Crumpie dostał takiego przypływu adrenaliny, że chciał wygrać dla Adamsa GP Danii. Jeździł jak natchniony na kopenhaskim Parken, ale pomimo wspaniałych szarż nie znalazł recepty na Tomka Golloba.

Zajął drugie miejsce. Jeden z brytyjskich dziennikarzy zapytał Setha Crumpa, dlaczego syn mistrza tak rzadko gości na konferencjach prasowych, na co Seth, z rozbrajającą szczerością wyznał: Tatuś nie jest wystarczająco szybki w tym sezonie… Bezcenna chwila.

Crumpie… Fan białego sportu. Zachwycił się półfinałem singla Roland Garros 2011, w którym Roger Federer pokonał Novaka Djokovicia. - Tomasz, Szwajcar pokazał całemu światu co znaczy doświadczenie. Młodzież może wiele umieć, ale starzy mistrzowie mają niezwykle szeroki wachlarz zagrań i genialną odporność psychiczną - Jason mówił z ogniem w oczach. Syn dziadka Streeta, Andy, też fascynuje się tenisem. - Dla mnie największym profesjonalistą był Andre Agassi. Dlaczego? Bo nigdy nikomu nie pozwalał dotknąć swojej tenisowej torby. To świadectwo absolutnej perfekcji - mówi Andy Street, który od lat wspiera Jasona podczas GP. Ponadto dwójka polskich mechaników: Jack Sajdak i "Roger" Rafał Piątek - ludzie, dla których Jason jest szefem, ale przede wszystkim przyjacielem.

Emil Sajfutdinow, pokorny, skromny Rosjanin, też korzysta z rad przyjaciela, Tomasza Suskiewicza. Susi pamięta doskonale czasy kiedy pracował u Tomka Golloba, nie zapomina też o złotych latach spędzonych u boku Tony’ego Rickardssona. I wizyty we wrocławskim szpitalu przy ul. Traugutta po GP w 2005 roku. Wówczas Tony w kapitalnym stylu wygrał wszystkie 7 wyścigów, choć startował z kontuzją. Rosjanin po trosze przypomina Szweda. Jest bardzo profesjonalny, nie boi się atakować. Billy Hamill mawia, że podobnie jak Tony, Emil jeździ wedle filozofii "balls to the wall". O tak, potrafi wejść w najmniejszą szczelinę na torze, wykorzystać lukę. Widać, że nosi spodnie. Lubi motocross, przykłada sporą wagę do spacerów po czeskiej Pradze w towarzystwie Błażeja Kępki, po to, aby nie myśleć o speedwayu przez 24 godziny na dobę. Czasem warto przyjrzeć się miejscu, w którym mieszkał Franz Kafka

Michael Jepsen Jensen. Młody Duńczyk, który posmakował już tego co znaczy wejść w ślizg kontrolowany na East of England Showground. John Jorgensen, niegdyś gwiazda pszczół z Coventry, były szef mechaników Nicki Pedersena, mówi, że Michael to ambitny żużlowiec. Duńczyk kroczy tą samą marszrutą co mecz Polska - Reszta Świata. Z Torunia przywędrował do Gorzowa. Trzykrotny mistrz świata, Ole Olsen jest zauroczony postawą Jensena. - On niezwykle sumiennie pracuje na treningu. Jeśli poczuje, że dany element warto wykonać 100 razy, to podejmie 100 prób, bo Michael lubi wyjeżdżać ze stadionu ze świadomością, że opanował już konkretne zagadnienie - wyznaje Ole.

Polacy zdają sobie sprawę, że kadra Reszty Świata prezentuje się okazale. Jednak gorzowski stadion sprzyja biało-czerwonym. Fascynujący finał Drużynowego Pucharu Świata w lipcu 2011 roku namaścił gorzowski obiekt do miana mini kotła czarownic.

Bert Harkins
, przed laty świetny szkocki żużlowiec, a dziś znakomicie władający piórem publicysta "Speedway Stara", zastanawiał się co by było gdyby Tomasz Gollob nie wybrał żużla. Zdaniem Szkota, gdyby Tomasz postawił na wyścigi superbikes, w niczym nie ustępowałby Carlowi Fogarty’emu, charyzmatycznemu czterokrotnemu mistrzowi świata. Jeśli Tomasz skusiłby się na trial, pewnikiem nie odstawałby od Douga Lampkina, 12-krotnego championa globu, a w motocrossie toczyłby wspaniałe pojedynki ze Stefanem Evertsem. Tomasz jest na tyle uzdolnionym sportowcem, że mógłby z powodzeniem odnaleźć się w świecie backflipów, holy grabów, 360-tek i rock solidów… Andre Villa miałby kolejnego konkurenta.

Indywidualny mistrz świata 2010 zanim dotarł na szczyt, przeszedł ekstremalnie trudną drogę. Zupełnie jakby wspinał się zimą na Nanga Parbat… Pewnie dlatego, Tomek tak chętnie wspiera młodego żużlowca, który wychował się w Wawrowie, Bartosza Zmarzlika. Jeśli Bartosz przesiąknie taką samą dozą patriotyzmu i profesjonalizmu co Tomek, to trener polskiej reprezentacji może spać spokojnie.

Marek Cieślak. Starsi sympatycy speedwaya z Wysp wciąż pamiętają Marka szalejącego na klimatycznym stadionie White City. Nie tylko podczas pamiętnego finału Drużynowych Mistrzostw Świata w 1976 roku kiedy Polacy wywalczyli srebro, ale również w trakcie spotkań ligowych. Marek Cieślak, Trevor Geer, Steve Weatherley, Gordon Kennett, Kai Niemi - to były sławy drużyny White City. Czasy kiedy Tommy Price przechadzał się w meloniku po ulicach Londynu wzbudzając ogólny podziw minęły bezpowrotnie, ale Marek wrył się tak mocno w pamięć kibiców, że każda jego wizyta na Wyspach wzbudza sentymentalne wspomnienia. Kibice z Częstochowy wciąż nie mogą odżałować, że Marek zdobył "tylko" srebro w finale IMP rozegranym w 1975 roku na stadionie Włókniarza. Tego dnia bezkonkurencyjny był Edward Jancarz. Marek to wytrawny strateg, mistrz motywacji. Zna duszę żużlowców, więc potrafi do nich dotrzeć nawet wtedy kiedy grunt pali się pod nogami.

Czerpie wzorce z innych dyscyplin. Słynna akcja pod kryptonimem Fabien Barthez urosła do miana legendarnej, a choć zrodziła się na francuskim gruncie, to ma w sobie brytyjski posmak. Marek przytoczył zawodnikom zdarzenie jakie miało miejsce w szatni francuskich piłkarzy przed finałowym meczem z Brazylią podczas mundialu 1998. Fabien, który podobnie jak Marek, odczuł na własnej skórze działanie patagońskich wiatrów, poprosił piłkarzy, aby przed wyjściem na murawę pocałowali go w głowę. To miał być talizman Francuzów. Sztuczka zadziałała, bo trójkolorowi pokonali Brazylijczyków. Polscy żużlowcy bez szemrania powielili przykład Francuzów i całowali Marka w głowę. Jedynym, który chciał wprowadzić atmosferę wyczekiwania i wahał się w iście Monty Pythonowskim stylu był Greg Walasek. Analizował sytuację, a kiedy moment pocałunku nieuchronnie się zbliżał, żartowniś Greg powiedział: A nie dostanę zajadów? Genialne. Szatnia zatrzęsła się ze śmiechu.

Krzysztof Kasprzak też lubi abstrakcyjny humor. Do dziś wspomina zawody w Brighton, na które przyjechał legendarny Kelly Moran. Świeć Panie nad Jego duszą. Kalifornijczyk nie składał się w pierwszym łuku, widowiskowo upadał, a publika była zachwycona, bo oto po latach na Wyspy przyjechał ich niepokorny, ukochany bohater. Kasper zaśmiewał się do łez kiedy opowiadał jak Kelly stawał w rozkroku, bo myślał, że na pierwszym łuku stoją gigantyczne kałuże. Jedna noga Morana wisiała w powietrzu, Kelly wahał się kiedy ją postawić na torze, a rękoma pokazywał, że ma pod sobą Ocean Spokojny. Publika umierała ze śmiechu, Kelly przedłużał moment zetknięcia nogi z podłożem, aż w końcu dostawiał nogę, ale czynił to celowo tak niezdarnie, żeby fiknąć kozła. Kasper już nie może doczekać się marca 2013 roku kiedy w Poole zorganizują mu testimonial. Będzie okazja do wspomnień i doskonałej zabawy.

Na torze Kasper jest prawdziwym profi, a poprzez fakt, że jeździ w tej samej drużynie co Tomek Gollob, poszerza swój wachlarz umiejętności. Krzysztof lubi mieć obok siebie zawodnika wybitnego, który zdejmie z niego presję, a jednocześnie zainspiruje do jeszcze większego wysiłku.

Jarek Hampel. To wypisz wymaluj kalka Davida Nalbandiana, argentyńskiego tenisisty o ormiańskich korzeniach. Zapotrzebowanie na ekstremalne emocje jest gigantyczne. Skoki na bungee, nurkowanie, poszukiwanie wraka rosyjskiego transportowca w głębokich wodach, wyprawa na Tierra del Fuego (Ziemię Ognistą), wspinaczka na Petronas Towers w Kuala Lumpur - to jest wachlarz atrakcji, które kręcą Jarka. To dobrze, że w 2012 roku juniorzy będą ścigać się w Bahia Blanca (Biała Zatoka) kończąc rywalizację o miano najlepszego juniora na świecie. Jeżeli Argentyna przetrze szlak, to kto wie czy nie pojawi się śmiały pomysł, aby wysłać do Ameryki Południowej najlepszych żużlowców globu. Już widzę Jarka, który przechodzi niezbędną aklimatyzację, aby wspiąć się na Aconcaguę. Ewentualnie w drodze rozgrzewki pływanie na Peninsula Valdes z lwami morskimi, obserwacja magellańskich pingwinów tudzież wspinaczka na Cerro Torre w dalekiej, smaganej wiatrami Patagonii. A wieczorem dobry stek u Armando Castagny i tango na San Telmo z Pati…

Piotr Protasiewicz pewnie też nie obraziłby się na Argentynę, bo w końcu to kraj, który może poszczycić się wybitnym kierowcą, Juanem Manuelem Fangio. Fangio był pięciokrotnym mistrzem świata F1, słynął z niezwykłych szarż, wyprzedzał rywali w pozornie beznadziejnych sytuacjach. Na paddocku F1 nie brakuje osób, które twierdzą, że Fangio był lepszym kierowcą aniżeli Michael Schumacher. Pepe uwielbia gokarty, więc miałby gdzie zaszaleć, gdyby znalazł się w gronie uczestników GP 2013. Krótki spacer po dzielnicy La Boca, aby nakarmić się pięknem odlotowych uliczek i przeskok na tor. Z roku na rok Piotr jest coraz silniejszy mentalnie. Jego występ w finale DPŚ w Gorzowie Wielkopolskim potwierdził, że Pepe dojrzał do ścigania na najwyższym światowym poziomie.

Koldi. Dobre galicyjskie serce. Człowiek, który nie boi się eksperymentów. Wie, że czasami nie są one udane, ale na tym polega największy smaczek. Cóż to za przyjemność podążać utartą ścieżką? Manaslu można zdobyć na kilkanaście sposobów, w tym tkwi sedno ludzkiego życia. Gdyby Janusz żył w epoce Izabeli Aragońskiej, pewnie nieustannie szturmowałby dwór królewski, aby przekonać możnych o konieczności nowej wyprawy. Odkrywca nowych lądów. Niezłomna wiara w sukces pomimo wielu kontuzji. Ciekawość świata zagnała go w 2006 roku na Smallmead, gdzie wraz z Gregiem Hancockiem, Samem Ermolenko i Jimem Lynchem byli o włos od tytułu drużynowego mistrza Anglii, ale ostatecznie buldogi skapitulowały przed panterami…

Maciej Janowski, czyli wrocławski przedstawiciel epoki romantyzmu. Greg Hancock uwielbia żartować, że kiedy dom sąsiada stanie w płomieniach, Magic rozejrzy się na lewo i prawo, po czym spyta: naprawdę, coś się pali? Maciej to rewelacyjny gość. Posiada rzadko spotykaną w dzisiejszych czasach wrażliwość. Przejmuje się losem pobitych głuchoniemych. Lubi zajrzeć do teatralnej garderoby, aby wykąpać się w świecie kultury. Jak będzie pięknie "duło" w górach, to i skoczy w stylu Ahonena.

Umie czerpać z różnych źródeł. Skromny, tonuje nastroje o drugim tytule mistrza świata juniorów. Najpierw trzeba awansować do finału IMŚJ - mówił Magic podczas warszawskiej gali PZM-ot. Droga do argentyńskiego lodowca Perito Moreno jest wyboista, ale Maciej zakasuje rękawy i sumiennie pracuje. Doprawdy, cudny był to widok kiedy w klubie Jezebel, Magic konwersował z Taddym Tadeuszem Błażusiakiem, mistrzem świata w super enduro i 5-krotnym zwycięzcą Erzberg Rodeo. Obok Tony Rickardsson, doskonale obeznany ze światem enduro, bo serdecznym przyjacielem Szweda jest Anders Eriksson, wielki champion w tej dyscyplinie sportu. Noc w Estoril to też znakomita okazja do nauki. Maciej z uwagą przysłuchiwał się rozmowie dwóch wielkich sportowców, sam delikatnie wkraczał na teren konwersacji. Wrocławianin potrafi wyłuskać to co najcenniejsze, po czym z rozwagą stosuje sprawdzone rozwiązania. Wspaniały materiał na mistrza.

Nenes odsypia eskapadę do Nowej Zelandii. Jak to on, człowiek chłonny wiedzy, nie zamyka się na świat Bjoerna Daehlie, Edvarda Griega i podbojów Wikingów. Nenes pamięta, że w 1975 roku Polacy ścigali się w Nowej Zelandii. 25 stycznia w Auckland biało-czerwoni przegrali 45:62. Najwięcej oczek zdobył Edward Jancarz -12. 5 lutego na południowej wyspie w Christchurch Polska uległa Nowej Zelandii 50:56. Eddy zdobył 15, a Zenon Plech 14 punktów. Za to 8 lutego w mieście, w którym wedle Maorysów wieje silny, porywisty wiatr - Wellington, Polacy pokonali Kiwi 69:38. 18 oczek wykręcił Zenon Plech, 16 Eddy Jancarz, a Andrzej Tkocz 14. Na zakończenie nowozelandzkiej części touru, 18 lutego Polacy ulegli w Auckland gospodarzom 38:70.

Nenes nie zapomina, że w Gorzowie Wielkopolskim ścigali się Nowozelandczycy. W 1966 roku Polacy wysoko pokonali zespół Wielkiej Brytanii 74:34. Barry Briggs jeżdżący wówczas w zespole Wielkiej Brytanii zdobył 15 oczek, a Ivan Mauger nie uzbierał nawet jednego punktu. Dla biało-czerwonych po 16 oczek zdobyli Andrzej Pogorzelski i Edmund Migoś, 13 Andrzej Wyglenda, 11 Joachim Maj.

Fascynująca jest historia speedwaya. W 1966 roku w Gorzowie Wielkopolskim wielki Mauger nie zdobywa oczka w meczu Polska - Wielka Brytania, dwa lata później Ivan sięga po pierwsze złoto IMŚ. W 1969 i 1970 roku zdobywa dwa kolejne tytuły. Od czasów Maugera do dziś nikomu nie udało się zdobyć trzech złotych medali pod rząd. A w grudniu 2010 roku na gali FIM tenże Ivan Mauger wręczał złoty medal Tomkowi Gollobowi…

Na torze w Wawrowie 50-letni John Jorgensen cierpliwie przekazuje wskazówki synowi Jasonowi. Młodzi Duńczycy przyjechali potrenować. Słoneczne popołudnie, ostatnie dni marca 2012 roku. - Ach, ten Nenes - wzdycha John. - Dzięki ludziom takim jak on, świat wciąż jeszcze maluje się w pozytywnych kolorach…

Tomasz Lorek

Źródło artykułu: