Dopinano ostatnie szczegóły okolicznościowej fety. Nie doczekał, nikt z ludzi bowiem nie zna... "dnia ani godziny".
Niczym ostatni Mohikanin Draga był tym ostatnim z pionierów polskiego speedway’a, odchodzącym do krainy wiecznych łowów. Urodzony dokładnie 30 lipca 1920 roku w podrybnickich Stanowicach, na ziemiach oddanych Polsce po I wojnie światowej mocą traktatu wersalskiego. Owego lipca AD 1920 nic nie było jeszcze pewne. Warmię i Mazury jako Prusy Wschodnie po przegranym plebiscycie przyznano Niemcom, zaolziańską część Śląska Cieszyńskiego Czechosłowacji, a do prawego brzegu Wisły dotarła od wschodu Armia Czerwona, gotowa po trupie Warszawy rozlać rewolucję bolszewicką na całą Europę. Wszystko w tym samym lipcu zdawało się być sprzysiężeniem złego. Ale nastał Sierpień, pierwszy polski sierpień odrodzonej nadziei - zdarzył się cud nad Wisłą - armia sowiecka uciekła w popłochu, oddając Pospolitej Rzeczy należne jej Kresy Wschodnie. Na zszarpanej, pooranej kilofem, pługiem i bagnetem, górnośląskiej ziemi dopiero dwa lata później, 3 lipca 1922 roku, uroczyście podpisano akt włączenia Rybnika do Polski, postawiono bramy triumfalne, dzień później witające żołnierza polskiego na ulicach starego miasta Piastów. Ludwiś kończył drugi roczek życia.
Mały Ludwik w miarę wzrastania u boku rodziców, coraz częściej i dłużej przebywał całymi dniami i tygodniami w Rybniku, gdzie osiedliła się część starszego rodzeństwa, wykazująca od początku II Rzeczypospolitej imponujący zmysł przedsiębiorczości. Dotyczyło to w pierwszym rzędzie siostry Łucji Godziek, urodzonej tuż za progiem XX wieku, wraz z mężem (Ludwikiem nomen omen) właścicielki kamienicy tuż przy rynku. Ludwik ucząc się przez lata mieszkał w tym tętniącym sercu Rybnika.
Osobny chwalebny rozdział w dziejach miasta to najstarszy brat Ludwika Józef (rocznik 1900), który był w grupie absolutnych protoplastów motocyklowego szaleństwa w Rybniku. Był wysokiej klasy majstrem, który po naprawie... oddawał klientowi motocykl jak nowy - mawiał jeszcze krótko przed swoją śmiercią pan Ludwik. Sam Józef Draga, prowadząc swój motocyklowy biznes przy Staszica, blisko Placu Wolności, też z powodzeniem brał udział w rajdach i wyścigach, również tych zbliżonych do późniejszego żużla, choćby na legendarnym starym targowisku, zwanym Październią. Dzisiejszy stadion przy ul. Gliwickiej 72 oddano do użytku, z myślą przede wszystkim o żużlu (nie zapominajmy o tym - dziś szczególnie!), tuż przed wybuchem II wojny światowej. Wtedy już również młodziutki Ludwik szykował się do wyczynu sportowego z pragnieniem dorównania, a nawet prześcignięcia swoich usportowionych braci. O siedem lat starszy brat Henryk też zaznaczył swoją aktywną obecność wśród ścigających się motocyklistów, w jego ulubionej konkurencji sidecarów, czemu kres położył ciężki wypadek na motocyklu, skutkujący trwałym kalectwem Henryka Dragi. On również prowadził później samodzielny warsztat motocyklowy przy Placu Wolności, a następnie na Smolnej przy ul. Raciborskiej.
Zwycięski Ludwik Draga tuż po wyścigu, z prawej brat - menedżer i mechanik Henryk Draga
Po wojnie już nic nie mogło zatrzymać eksplodującego wulkanu talentu Ludwika. Ścigał się (oczywiście na szosowej maszynie), preferując niemiecką "dekawkę" każdorazowo lekko modyfikowaną na tory żużlowe, bądź też - dla luźnych nawierzchni - eksploatowaną na zmianę z NSU. Starał się być wszędzie tam, gdzie obok rozgwaru związanego z odbudową kraju słychać było warkot motorów, gdzie zbierała się spontanicznie dla pasji ścigania krajowa czołówka miłośników huczących jednośladów. Wpierw dominowały wyścigi szosowe, wypierane stopniowo od 1947 roku przez coraz bardziej porywający masy żużel na zamkniętych stadionach. Ludwik Draga w obu konkurencjach okazał się znakomitością, czego przejawem jest choćby tytuł Mistrza Polski kategorii wyścigowej za rok 1946, w klasie 125 cc, gdy chodzi o szosę. Za wyścigi na żużlu tytuły krajowych czempionów rozdawano podług pojemności silników dopiero od następnego roku. W specyficznej sztuce ścigania się na nawierzchniach żużlowych Draga również niewielu miał godnych siebie rywali. Edward Wrocławski vel Rudolf Breslauer z Katowic, Jan Wąsikowski z Warszawy, Jan Krakowiak i Tadeusz Kołeczek z Łodzi, Jan Siekalski z Rawicza, Jerzy Jankowski - wówczas z Bytomia i górujący ponad nimi wszystkimi Alfred Smoczyk z Leszna - oto najściślejsza powojenna czołówka krajowa, do której zaliczał się również Ludwik Draga - żużlowiec. To bowiem wymieniona wyżej ósemka czarnych jeźdźców na torze dostąpiła zaszczytu reprezentowania barw narodowych podczas pierwszego w historii oficjalnego (zwycięskiego) meczu międzypaństwowego z Czechosłowacją w Warszawie, 26 września 1948 roku. Rybniczanin w tym meczu padał i wstawał, ale swoje 5 punktów do chwały zdobył. Wszyscy Polacy dosiadali nowiutkich, lśniących, stricte żużlowych, maszyn brytyjskiej marki JAP. Było to wydarzenie na miarę epokowego przełomu w sporcie żużlowym nad Wisłą. Tak wykluwał się w Polsce speedway jako odrębna dyscyplina.
Pierwsze trofeum Ludwika Dragi zdobyte po zwycięstwie na chorzowskim torze w 1946 roku
Był Ludwik Draga filarem Pogoni Katowice do momentu jej rozwiązania w 1948 roku. W barwach rybnickiego zespołu Budowlanych od razu okazał się jednym z trzech liderów, obok Pawła Dziury i Alfreda Spyry. Z racji silnej odporności psychicznej wystawiano go najczęściej do ostatnich wyścigów, które zazwyczaj wygrywał, po czym znoszono go na rękach do szatni, przy oszałamiającym dopingu trzydziestotysięcznej publiczności. Tylu stłoczonych jak szproty w konserwie widzów mogło się rzeczywiście zmieścić na wałach stadionu, bez jakichkolwiek siedzeń, w pozycji stojącej. Pan Ludwik wspominał o tym chętnie, drgającym ze wzruszenia głosem dodając, że ulubionym partnerem w parze był dla niego w Rybniku Robert Nawrocki, późniejszy legendarny działacz żużlowy nie tylko Śląska Świętochłowice, skąd pochodził, ale mający wielkie zasługi w skali ogólnokrajowej. Prywatnie pan Robert był starszym bratem Pawła i Wiktora Waloszków, a teściem Andrzeja Huszczy. Same legendy. Zastanawiające, jaki ten żużlowy świat jest mały.
Całe życie Ludwika Dragi było związane z Rybnikiem jako miastem, z powiatem rybnickim szeroko pojętym, oraz z województwem Śląskim, z którego wyodrębniono w 1950 roku Opolskie. Tam też znalazł się wszędobylski Ludwik jako pierwszy pokazowy żużlowiec na bieżni lekkoatletycznej stadionu Kolejarza, a następnie oddelegowany na dwa lata z katowickiego Urzędu Wojewódzkiego jako urzędnik od spraw motoryzacji, środków transportu i komunikacji. Długie lata przepracował Ludwik Draga na posadzie kierownika Wydziałów Komunikacji urzędu powiatowego, a następnie miejskiego - gdy za Gierka zlikwidowano powiaty. Dbał o infrastrukturę i jak umiał najlepiej służył ludziom - tak najkrócej można określić żarliwy trud podejmowany na co dzień przez pana Ludwika przez całe jego czcigodne życie.
W bezpośrednim kontakcie osobistym biła od tego człowieka aura nieprawdopodobnej, gigantycznej wprost energii, kontrastującej z podeszłym wiekiem niewysokiego wzrostu postaci naszego bohatera. On do samego końca znakomicie wiedział czego chce i jak wyznaczone sobie cele najskuteczniej realizować. Nie mam wątpliwości, że przyszłe pokolenia na tym pięknym życiorysie będą się uczyć właściwych postaw obywatelskich i czysto ludzkich, niezależnie od wyznawanych światopoglądów.
Stefan Smołka
PS. Wciąż do nabycia jest książka o życiu śp. Ludwika pt. Pasje Ludwika Dragi, oferowana m.in. za pośrednictwem SportowychFaktów.pl, choć jej nakład jest już na wyczerpaniu. Więcej informacji na temat zakupu książki Kliknij Tutaj!