Mocne słowa działacza o PZM. "Zawłaszczyli sobie dyscyplinę"

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Janusz Woźniak i tereny Gwardii
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Janusz Woźniak i tereny Gwardii

Polski Związek Motorowy stoi na stanowisku, że w Warszawie trudno o powrót żużla ligowego. Głos w tej sprawie zabrał Janusz Woźniak. Działacz nie szczędził cierpkich słów. – Nie ma u nich chęci do pracy - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

Kiedy w połowie stycznia portal WP SportoweFakty przeprowadzał wywiad z Michałem Sikorą, prezesem Polskiego Związku Motorowego, to padły słowa, że trudno o to, by w Warszawie zagościł żużel w ligowym wydaniu. Sikora podkreślił, że stadion Gwardii ma znaczenie strategiczne dla państwa. Ponadto ocenił, że: "teren miasta jest też w wielu aspektach złą lokalizacją z racji na zabudowę mieszkaniową wokół i problem hałasu generowanego przez żużlowe zawody i treningi. Trudno o nowe miejsca w dobie wszechogarniającej rozbudowy stolicy".

Budowa toru w trzy miesiące

Skontaktowaliśmy się z Januszem Woźniakiem, który w 1993 roku zbudował tor żużlowy na terenach Gwardii Warszawa. Przez długi czas działacz organizował różnorodne zawody nie tylko w stolicy, ale i w innych częściach kraju. Woźniak wrócił do momentu, kiedy żużel w Warszawie mógł rozkwitnąć na dobre, ale ocenił też to, co dzieje się w ostatnich latach.

- Andrzej Witkowski (były prezes PZM - przyp. red.) powiedział mi, że jak chcę się bawić w żużel, to mam się bawić, ale on mi żadnej złotówki na to nie da. Miałem kontakty u sponsorów na czele z Totalizatorem Sportowym. Wyłożyli fundusze na budowę toru oraz organizację imprez. W krótkim czasie powstał tor pod moim przewodnictwem. Co dwa tygodnie odbywały się turnieje w mocnej obsadzie. Gdy chciałem zakładać drużynę, to PZM traktował mnie jak konkurenta. Przyjąłem to ze zdziwieniem, bo przecież byłem ich pracownikiem. Być może widzieli we mnie zagrożenie. A w Warszawie dało się robić piękny żużel, co pokazał np. mecz Polska - Reszta Świata w 1994 roku - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Janusz Woźniak.

ZOBACZ WIDEO Nowy pomysł PGE Ekstraligi. Szczera opinia Cegielskiego

Jak wskazuje Woźniak, w Warszawie tor mógł powstać nie tylko na terenach należących do Gwardii, ale zgoda na budowę była także ze strony Hutnika oraz Marymontu. Działacz rozpoczynał rozmowy od kontaktu z właścicielami obiektów. Zainteresowanie czarnym sportem wyraziło także Okęcie. Finalnie wybór padł na Gwardię.

Inauguracja obiektu żużlowego nastąpiła 1 lipca 1993 roku, kiedy rozegrano mecz towarzyski pomiędzy Spartą Wrocław a KS Apatorem Toruń. Niecałe dwa tygodnie później miało miejsce oficjalne otwarcie, czyli indywidualny turniej o Puchar Polskiego Związku Motorowego, będący jednocześnie jednym z punktów obchodów 90-lecia sportu motocyklowego w Polsce.

- Chciałem stworzyć w Warszawie potęgę. Moim największym marzeniem było doprowadzić drużynę do drużynowego mistrzostwa Polski. Gdy zaczynaliśmy, to dogadałem się ze sponsorami, że pokryją koszty kontraktów pięciu zawodników z wysokiej półki. Te moje pozytywne działania nie podobały się innym. Były też plany modernizacji stadionu Gwardii, na które miało zostać przeznaczone pół miliona złotych, ale niestety nie doszło to do skutku - mówi Woźniak.

- Miałem wizję, by ten obiekt pięknie wyglądał. Zresztą Gwardia już zdążyła wtedy skorzystać na obecności żużla, a mogło być jeszcze lepiej. Ostatecznie, gdy liga zawitała do Warszawy, to mnie przy tym nie było. W połowie lat 90. zacząłem działać na własną rękę, ponieważ założyłem spółkę. Wolałem po prostu robić swoje i odciąć się od PZM - dodaje nasz rozmówca.

Mocne słowa o PZM. "Tam rządzi koteria"

Działacz wykorzystywał swoje kontakty i w latach 90., kiedy żużel w telewizji nie był jeszcze wszechobecny, zaprosił do współpracy telewizję publiczną, a na kanale TVP 2 można było zobaczyć relację z zawodów w Warszawie.

Choć Woźniak w przeszłości był pracownikiem PZM, to obecnie nie zamierza mówić o żużlowej centrali zbyt wiele dobrego. Jest wściekły na to, że działacze nie podejmują prób wskrzeszenia żużla w stolicy. Ostatni raz liga była obecna w Warszawie w 2003 roku. Później obiekt wybudowany przez Woźniaka niszczał, a w tej chwili nie ma mowy o tym, by rozgrywać na nim jakiekolwiek zawody.

- W PZM oraz GKSŻ rządzi koteria. To ludzie, którzy zawłaszczyli sobie dyscyplinę i rządzą. Trzeba było jednak mocno się postarać, aby tak piękny sport zniszczyć. Im się to udało. W dodatku nie ma u nich chęci, by w Warszawie był żużel w wydaniu ligowym. Przecież tor istniał, był w dobrym stanie. Gdyby o niego dbano, to żużel nie mógłby tak po prostu zniknąć z Gwardii. Ale skoro go tam już nie ma, to trzeba próbować w innym miejscu. Dodam więcej - w stolicy jest mnóstwo sponsorów, którzy mogliby wesprzeć działalność, ale PZM to zwyczajnie olał. Prezes PZM zasłania się tym, że nie ma firm i inwestorów w Warszawie. Tymczasem naprawdę jest ich sporo, ale trzeba umieć z nimi rozmawiać, żeby ich pozyskać. A to dla centrali zbyt trudne zadanie - dodaje Woźniak.

Hałas wymówką ze strony PZM?

Człowieka, który zbudował obiekt żużlowy na Gwardii, zaintrygowały słowa prezesa Michała Sikory o hałasie.

- Słowa o hałasie to absurd. Wystarczą chęci do tego, by w taki sposób zagospodarować teren wokół stadionu żużlowego, by mieszkańcy mocno tego hałasu nie odczuwali. Nie trzeba nawet wykorzystywać ekranów akustycznych, lecz można to zrobić przy użyciu osłon i połączyć to z zielenią. I przy okazji wyglądałoby to ładnie estetycznie. Trzeba pamiętać, że w momencie projektowania obiektu można już uzyskać ocenę, ile osłony są w stanie zatrzymać decybeli. Ponadto można wygłuszyć nawet park maszyn. Sposobów na załatwienie tej sprawy jest co najmniej kilka - analizuje.

- Żużla o północy się nie rozgrywa, meczów w ciągu roku nie ma zbyt wiele i uważam, że hałas nie jest naprawdę problemem, lecz wymówką ze strony PZM. Moim zdaniem w Warszawie więcej hałasu generują koncerty choćby na Ursynowie - dodaje.

Nasz rozmówca przyznał również, że trudno mu pojąć to, jakie wymogi infrastrukturalne są wprowadzane w polskich ligach. Według niego kluby są narażane na niepotrzebne koszty.

- Po co wymogiem w PGE Ekstralidze jest odwodnienie liniowe? Tylko u nas ktoś mógł wpaść na taki pomysł, który jest niepotrzebny i bardzo drogi w wykonaniu. Wiele lat spędziłem, pracując w budownictwie sportowym i mogę powiedzieć, że odwodnienie liniowe stosuje się tylko do nawierzchni betonowych i bitumicznych. Czy na zachodnich torach mamy takie coś jak odwodnienie liniowe? Oczywiście, że nie. W Polsce to się natomiast pojawiło przez fanaberie działaczy - ocenia.

Na koniec Woźniak podkreślił, że jest zaniepokojony, w jakim miejscu znalazł się żużel, lecz śledzi na bieżąco to, co dzieje się w dyscyplinie oraz ma kontakt z kilkoma osobami ze środowiska.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (32)
avatar
Möchomorek
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
7
7
Odpowiedz
I tak nikt z was tam nigdy nie był i nie wie o co chodzi, taka mała namiastka 
avatar
Leszek PS SG
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W Warszawie nigdy nie było klimatu dla żużla. Ale w kwestii PZM, facet ma rację. 
avatar
Wroclove
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
PZM patologia 
avatar
Yollo
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Dla leśnych dziadów z PZM najważniejsze jest by mieli pełne koryto, rozwój, czy nawet funkcjonowanie żużla w Polsce nic ich nie obchodzi, pogonić tą bandę! 
avatar
Tomasz Wołek
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
7
5
Odpowiedz
Piłka nożna i żuzel tu nie ma co porównywać nawet, to jakieś kuriozum.Piłka nożna to sport globalny ,który może uprawiać każdy,gruby ,chudy itd,biedny i bogaty .Piłka jest pokazywana wszędzie n Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści