Wielka woda coraz bliżej. Zamienili stadion w twierdzę, a pracownikom dali inne zadania

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Betard Sparta Wrocław / W piątek kanał przeciwpowodziowy wypełnił się wodą. Do przelania wałów brakuje jeszcze 2-3 metrów
Materiały prasowe / Betard Sparta Wrocław / W piątek kanał przeciwpowodziowy wypełnił się wodą. Do przelania wałów brakuje jeszcze 2-3 metrów
zdjęcie autora artykułu

Zgodnie z planem w piątek we Wrocławiu miał się odbyć półfinał PGE Ekstraligi. Mecz został przełożony na niedzielę, a potem na kolejną środę. W tym czasie przedstawiciele klubu zdążyli zamienić obiekt w twierdzę, która ma przetrwać ewentualną powódź.

Sytuacja od początku nie była optymistyczna, bo Stadion Olimpijski we Wrocławiu nie dość, że jest położony w najbardziej zagrożonej części miasta, to dodatkowo zaledwie 140 metrów od obiektu jest kanał powodziowy, który w ostatnich dniach coraz mocniej napełnia się wodą. Obecnie praktycznie całe koryto jest już wypełnione, ale do przelania wałów na szczęście brakuje jeszcze przynajmniej 2-3 metrów. Władze miasta i klubu uważnie obserwują wydarzenia.

Ostatnie dni nie zostały przez nich zmarnowane. Na stadionie otworzono punkt odbioru worków z piaskiem, a pracownicy klubu zostali oddelegowani do dość nietypowych zadań. Choć Betard Sparta Wrocław jest obecnie w kluczowej fazie sezonu, a pracy w klubie nie brakuje, to w ostatnich dniach ważniejsze było obronienie stadionu przed ewentualnym zalaniem.

Pracownicy biurowi, a także sztab szkoleniowy z Dariuszem Śledziem na czele, a nawet mechanicy zaangażowali się w zabezpieczenie newralgicznych miejsc workami z piaskiem. Zrobiono to na tyle dokładnie, że dziś by wejść do siedziby klubu trzeba najpierw przeskoczyć kilkudziesięciocentymetrową zaporę z worków, wejść na obiekt stadionu i dopiero z wewnątrz wejść na klatkę schodową prowadzącą do biur.

ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji

- W ostatnich dniach woda w kanale znacząco się podniosła, ale na razie nie nastąpiło przelanie. Zabezpieczyliśmy jednak bardzo dokładnie wszystkie wejścia na parterze, a worki zostaną zapewne w tym miejscu przez kilka dni. Zrobiliśmy wszystko, by przetrwać nawet w przypadku ewentualnego zalania wodą. Słuchamy bardzo uważnie ostrzeżeń o możliwej cofce wody, a także o możliwych przesiąkach. Woda wcale nie musi wylać się z kanałów, bo wystarczy podniesienie się poziomu wód gruntowych, by pojawił się duży problem, a studzienki wybiły wodą - mówi rzecznik klubu Adrian Skubis.

To zresztą nie koniec, bo w ostatnich dniach klubowy sprzęt został zaangażowany do pomocy najbardziej potrzebującym. Osoby, które przyjeżdżały do punktu poboru worków z piaskiem zlokalizowanego na Stadionie Olimpijskim, mogły liczyć na podwiezienie ciężkich worków meleksem, a w krytycznych sytuacjach zawiezienie ich do domów busami służącymi w normalnych warunkach do przewozu motocykli żużlowych. Zaangażowaniu klubu w pomoc nie ma się co dziwić, bo władze Sparty, czyli Andrzej Rusko i Krystyna Kloc są bardzo związani z Wrocławiem i doskonale pamiętają poprzednią powódź w 1997 roku.

Jeszcze kilka dni temu kanał przeciwpowodziowy przy Stadionie Olimpijskim bardziej przypominał strumyk. Dzisiaj woda jest bliska wyjścia z koryta
Jeszcze kilka dni temu kanał przeciwpowodziowy przy Stadionie Olimpijskim bardziej przypominał strumyk. Dzisiaj woda jest bliska wyjścia z koryta

- W tym momencie wygląda na to, że stadion i miasto udało się nam obronić. Nie odważę się jednak stwierdzić, że zagrożenie jest już za nami. Sytuacja na szczęście obecnie jest stabilna. Być może w weekend uda nam się nawet zorganizować kolejny trening, bo bez tego trudno będzie przygotować odpowiedni tor na środowy mecz półfinałowy. Wciąż jesteśmy jednak bardzo ostrożni i uważnie obserwujemy, co się dzieje - dodaje Skubis.

Sytuacja jest dużo bardziej optymistyczna niż jeszcze we wtorek, gdy władze PGE Ekstraligi jako jeden z możliwych scenariuszy brały pod uwagę nawet możliwość przeniesienia meczu z Wrocławia na neutralny stadion. Wtedy realna wydawała się groźba zalania obiektu, co mogłoby uniemożliwić rozegranie meczu w ciągu kilku najbliższych tygodni.

Żużlowcy Sparty mieli okazję trenować na domowym obiekcie jeszcze w środę, a wszystko dlatego, że wtedy jeszcze wydawało się, że niedzielny mecz półfinałowy odbędzie się właśnie w tym terminie. Sztab szkoleniowy ogłosił z kolei, że w obecnej sytuacji potrzebne są przynajmniej trzy treningi, by udało się przygotować nawierzchnię na zawody.

Sytuacja wciąż jest jednak poważna, a władze klubu pozostają w stałym kontakcie ze sztabem kryzysowym. Wszyscy zdają sobie sprawę, że na świętowanie wciąż jest zdecydowanie za wcześnie, a sytuacja może zmienić się praktycznie w każdej chwili.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty