KS Apator Toruń w niedzielę pokonał na własnym owalu Orlen Oil Motor Lublin. Samo zwycięstwo nie jest wielkim zaskoczeniem, ale jego rozmiary już tak. Mało kto przewidywał, że drużyna z województwa kujawsko-pomorskiego wygra aż 51:39, tym samym stwarzając sobie dużą szansę na awans do finału PGE Ekstraligi.
- Nie spodziewałem się takiego wyniku, więc bardzo im gratuluję. Widać, że popracowali nad torem i posiadali jego atut. Myślałem, że młodzi zawodnicy pojadą lepiej, ale czwórka seniorów zrobiła 12-punktową przewagę, która już jest trudna do odrobienia - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Adrian Miedziński.
Wieloletni zawodnik toruńskiego klubu jednocześnie podkreśla, że w razie potrzeby w meczu wyjazdowym zawsze można ratować się rezerwą taktyczną. Co więcej, w przypadku drużyny goniącej w rewanżu, musi w niej wszystko zagrać, aby mogła ona ostatecznie tryumfować w dwumeczu.
ZOBACZ WIDEO: Ważna deklaracja prezesa Unii w kwestii budżetu klubu. Tyle będzie trzeba wydać na awans
Historia dla KS Apatora jednakże nie jest korzystna. Czterokrotni mistrzowie Polski od powrotu Motoru do PGE Ekstraligi w Lublinie nie zwyciężyli ani razu. Co więcej, 11 punktami lub mniej przegrali wyłącznie dwa razy. W 2019 roku na tablicy wyników wyświetlał się rezultat 48:42. W ćwierćfinale ubiegłego sezonu za to 49:41. W tegorocznej rundzie zasadniczej było z kolei 53:37.
Bez wątpienia przyjezdni będą chcieli oprzeć swój wynik głównie na trójce - Patryk Dudek, Robert Lambert oraz Emil Sajfutdinow. Każdy z nich najpewniej pojawi się na owalu sześciokrotnie, a ich celem będzie wywalczenie łącznie około 40 "oczek".
- Zawsze w spotkaniu wyjazdowym istnieje ryzyku nietrafienia przełożeń. Tego nie da się przewidzieć. Na pewno są oni w wysokiej formie. W dzisiejszym żużlu niezwykle istotne jest, aby szybko dostosować się do panujących warunków na torze, a pomyłka może wiele kosztować - zaznacza Adrian Miedziński.
Wydaje się więc, że podopieczni duetu Jacek Ziółkowski - Maciej Kuciapa po raz pierwszy w sezonie 2024 nie są być może jeszcze pod ścianą, ale na pewno w trudnej sytuacji. To może tworzyć dodatkowe nerwy lub presję. Nasz rozmówca twierdzi jednak, że to raczej nie będzie mieć znaczenia. A nawet przyniesie pozytywny efekt.
- Nie wchodziłbym w takie tematy, jak presja. To są doświadczeni zawodnicy, którzy nie pierwszy raz o coś walczą. Moim zdaniem dobrych żużlowców motywuje ona do działania i niepopełniania błędów. Wiadomo, że one zawsze mogą się zdarzyć, gdyż nie robi ich ten, który nic nie robi - podsumowuje Miedziński.