Przypomnijmy, że od 2026 roku każdy z klubów PGE Ekstraligi może otrzymać od władz rozgrywek nawet milion złotych więcej. Wszystko to zasługa nowego kontraktu telewizyjnego na lata 2026-2028, który gwarantuje 71,5 mln złotych rocznie.
- Te pieniądze powinny pójść na rozwój żużla, ewentualne poszerzenie rozgrywek i reaktywację nowych ośrodków. Musi być to jednak robione bardzo rozważnie i trzeba dbać o każdą złotówkę wydawaną na te cele - uważa Marian Maślanka.
Szczególnie podoba mu się pomysł stworzenia funduszu wsparcia dla najbiedniejszych żużlowych ośrodków. Przez pierwsze lata istnienia mogłyby one korzystać z pieniędzy od PGE Ekstraligi, które zabezpieczałyby rozwój całego zaplecza i pomagały w tworzeniu długoterminowej strategii. Już teraz widać wyraźnie, że z takiej pomocy mogłyby skorzystać choćby kluby z Krakowa, Rawicza, czy Świętochłowic.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Pawlicki, Hansen i Okoniewski
- Pomysł jest bardzo dobry, ale przestrzegam przed zbyt szybkim zadaniem. Pieniądze muszą trafić tylko do tych, którzy faktycznie tego potrzebują. Musi to być cały czas kontrolowane, a najlepiej żeby takimi klubami zarządzały osoby ze środowiska, które cały czas będą szkolone do jeszcze lepszego wykonywania swoich obowiązków. Szkolimy młodych zawodników, więc nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli postaramy się o wychowanie kolejnego pokolenia sprawnych działaczy żużlowych - dodaje Maślanka.
Taki pomysł ma już zresztą wstępną akceptację klubów PGE Ekstraligi, które rozumieją konieczność poszerzenia żużlowej mapy Polski. Im więcej klubów, tym więcej młodych zawodników, a przede wszystkim kibiców. Wedle pierwotnej koncepcji możliwe, że nowe ośrodki otrzymają dodatkową pomoc w pierwszych latach po reaktywacji, a wsparcie będzie wynosiło 1-2 mln złotych. To jednak na razie tylko wstępna wizja, bo takie pomysły mogą być realizowane najwcześniej od 2026 roku. Władze rozgrywek mają więc dużo czasu na dopracowanie szczegółowych pomysłów. Widać jednak porozumienie co do tego, by nadwyżki nie wydawać już na kontrakty zawodników, które i tak podskoczyły do gigantycznych rozmiarów. Najlepsi zawodnicy rozgrywek inkasują rocznie około trzech milionów złotych.
- Dobrze, że prezesi klubów zrozumieli, że to już nie ma sensu. Dotychczasowa polityka sprawia, że mnóstwo zawodników kontynuuje kariery do 50. roku życia. Mamy kadłubową czołówkę, a reszta klubów walczy o przetrwanie. Nie ma nowych żużlowców, a sport nie rozwija się tak szybko, jak powinien. Trzeba stawiać na wychowanków, pomyśleć nad zwiększeniem efektywności Ekstraligi U24 i powrotem żużla do kilku miast - przyznaje były prezes Włókniarza.
Czytaj więcej:
Dobre wiadomości od Tomasza Golloba. "Efekty zobaczymy za kilka miesięcy"
Brady Kurtz wygrał memoriał Cravena