Po wypadku lekarze chcieli odłączyć go od aparatury. 14 lat później wrócił do zawodowego sportu

Getty Images / Stephen Pond - PA Images / Na zdjęciu: Lee Complin
Getty Images / Stephen Pond - PA Images / Na zdjęciu: Lee Complin

Lee Complin nigdy nie zrobił wielkiej kariery żużlowej, ale jego perypetie życiowe są z pewnością materiałem na książkę. W 2008 roku walczył o życie, a 14 lat później wrócił do ścigania w lewo.

Nawet kilka miesięcy absencji na żużlowych torach dla zawodnika jest dziurą, którą trudno ot tak "załatać" po powrocie do ścigania. Żużlowcy narzekają wtedy często na brak objeżdżenia, na czas, który im uciekł. Tymczasem Lee Complin w 2022 roku wrócił na tor po prawie... dziesięciu latach!

Brytyjczyk, wznawiając swoją karierę, cieszył się sporym zainteresowaniem. Nic dziwnego, skoro do rywalizacji w oficjalnych zawodach powrócił po 3514 dniach. Już podczas treningów w Newcastle musiał zmierzyć się z tym że wszystkie oczy były skierowane właśnie na niego.

Complin w rozmowie dla WP SportoweFakty nie ukrywał, że zawsze chciał wrócić na tor, ale nie pozwalały mu na to m.in. kwestie zawodowe. Niezbyt dobrze na ten temat zapatrywała się również jego rodzina. Tym bardziej że Brytyjczyk swoją karierę zawiesił po upadku, który zaliczył 27 lipca 2012 roku na torze w Scunthorpe.

ZOBACZ WIDEO: Był krok od mistrzostwa. Czy stracił swoją życiową szansę?

- Kontuzja była tak naprawdę jedną z przyczyn. Była też kwestia zmagania się z finansami. Jeśli chodzi o samo zdrowie, to odkąd odszedłem z żużla, to cały czas uprawiałem aktywność fizyczną, zajmowałem się kulturystyką. Przerwałem to rok temu i od tamtego czasu zrzucam wagę, więc jestem gotowy do sezonu. Wcześniejsze urazy też już nie dają się we znaki - mówił Complin w rozmowie z naszym portalem.

Urodzony w 1984 roku żużlowiec w oficjalnych zawodach pojawił się 25 marca podczas spotkania o trofeum Tyne-Tees. Ustawił się pod taśmą u boku Jordana Jenkinsa, Jasona Edwardsa oraz George'a Congreve'a. - Przez ten cały czas siedziałem może z dziesięć minut na motocyklu mojego taty, ale nie na żużlowym. [...] Miałem ten atut, że zawsze potrafiłem wskoczyć na jakikolwiek sprzęt i po prostu sobie na nim radziłem. Coś, jakbym się urodził na motocyklu - mówił Complin dla "Speedway Star".

We wrześniu tego roku Complin będzie świętował 40. urodziny. Wracając dwanaście miesięcy temu do ścigania, mówił otwarcie, że nie zamierza jeździć za plecami rywali. Wierzył, że to może być dla niego nawet najlepszy rok w całej sportowej karierze. Wbrew pozorom tak łatwo nie było. W całym sezonie dziewięciokrotnie kończył rywalizację z dwucyfrowym wynikiem i najczęściej czynił to na najniższym ligowym pułapie.

W meczu z Plymouth Gladiators zdołał nawet wywalczyć komplet piętnastu punktów. Dobrze spisał się również w spotkaniu SGB Championship przeciwko Poole. We wrześniu w sześciu wyścigach również zapisał przy swoim nazwisku 15 punktów.

Complin swoją karierę z czarnym sportem rozpoczął na torach trawiastych i z klasycznymi owalami nie wiązał zbytnio swojej przyszłości. Ba, nie interesował się nawet żużlem. Ostatecznie został zachęcony do tego, by spróbować swoich sił na standardowym torze i szybko zaoferowano mu kontrakt. Życie go jednak nie oszczędzało. Zaliczył kilka groźnych upadków, które odcisnęły piętno na jego zdrowiu, ale i sportowym rozwoju.

W 2008 roku brał udział w wypadku drogowym. Nigdy nie odzyskał pamięci z momentu kraksy i nie wie, co się wydarzyło, ani też dokąd tego dnia jechał. Jedyne co wie, to że wypadek zdarzył się niedaleko Cullingworth w Yorkshire, a jego sześcioletnie Subaru zostało totalnie skasowane. Z opowieści wie, że samochód wypadł z drogi i wylądował na dachu, a służby medyczne musiały wyciągnąć uwięzionego we wraku Complina.

- Wypadek miał miejsce na prostej drodze, a ślady poślizgu wskazywały, że nie jechałem zbyt szybko. Przez miesiąc byłem jednak podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Powiedzieli mi, że przeżyłem tylko dlatego, że jestem bardzo wysportowany, zdrowy i umięśniony. Dwukrotnie musieli jednak wiercić mi w czaszce, aby odciążyć mózg - wspominał po latach Complin.

Policja od początku podejrzewała, że Complin tamtego dnia jechał pod wpływem alkoholu lub narkotyków i to pod tym kątem były prowadzone działania. Z czasem jednak został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, bowiem ekspertyza wykazała, że w pojeździe Brytyjczyka zatarł się silnik, co spowodowało zablokowanie kół i wprowadzenie go w niekontrolowany poślizg.

Sytuacja Complina po wypadku była fatalna. Na tyle, że lekarze pewnego dnia wezwali jego rodziców i szykowali ich do najgorszego. Co więcej, sugerowali rodzicom, by ci zgodzili się na odłączenie aparatury, na co matka Lee mocno się sprzeciwiła. - Medycy powiedzieli, że jeśli przeżyję noc, to nie będę mógł chodzić i mówić z powodu urazów głowy - przyznał Complin.

W nadchodzącym sezonie Lee Complin ponownie pojedzie w lidze brytyjskiej. Związał się już umową z Glasgow Tigers, która występuje w SGB Championship.

Czytaj także:
1. W Gorzowie wiążą z nim duże nadzieje
2. Poświęcenie rodziców pozwala mu realizować marzenia

Komentarze (1)
avatar
sparki
29.01.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To się nazywa charyzma, trzeba podziwiać takiego czlowieka.