Davey Watt: Rosja? Jest OK, ale dotrzeć tutaj to koszmar

Gorący klimat i wczasy nad ciepłym morzem - to na przełomie października i listopada absorbuje myśli wielu rodzimych żużlowców. Tymczasem jeden z przedstawicieli takich właśnie ciepłych krajów dla podreperowania budżetu wybrał się w zupełnie przeciwnym kierunku. Jak "wrocławskiemu Kangurowi" podobało się nad daleką Wołgą?

Furory w mieście znanym z produkowanych tam samochodów marki "Łada" Australijczyk nie zrobił. Z sześcioma punktami na koncie i bez biegowego zwycięstwa zajął 10. miejsce w stawce szesnastu zawodników. Sam jednak swój występ zalicza do udanych. - Zawody były w porządku, zdobyłem sześć punktów. Dodajmy jednak, że - podobnie jak to miało miejsce w całych minionych rozgrywkach - urodzony w Townsville zawodnik raził nierówną formą. Potrafił wygrać z Andreasem Jonssonem, by zaraz później przegrać z rezerwowym Olegiem Biezczastnowem.

Od kilku dobrych lat czeka Rosja na realizację zapowiadanej przez władze światowego żużla ekspansji speedwaya na wschód. Czeka…i jeszcze trochę poczeka. W niedawno ogłoszonym kalendarzu FIM ponownie bowiem zabrakło miejsca dla rosyjskiej rundy Grand Prix. Jak przedstawiciel Antypodów ocenił pobyt w miejscu, które ciągle aspiruje do goszczenia najlepszych na świecie? - Stadion był wspaniały, a kibice w liczbie ponad 10 000 świetni, jednak samo podróżowanie tutaj to koszmar. Miałem straszliwe perturbacje z otrzymaniem wizy, a potem straciłem lot powrotny. Cały ten czas spędzony w Rosji oceniam pozytywnie, ale to jest naprawdę ciężkie zadanie dostać się tutaj, a następnie sprawnie wrócić do domu - opowiedział o swoich wrażeniach 31-letni Australijczyk.

Źródło artykułu: