O meczu 14. rundy PGE Ekstraligi w Częstochowie będzie mówiło się jeszcze długo, bo dla Tauron Włókniarza miało to być ważne przetarcie przed ćwierćfinałami z ebut.pl Stalą Gorzów. Była szansa m.in. na poprawienie nastrojów przed ważnym dwumeczem.
Tymczasem po piątkowym meczu wydaje się, że w zespole spod znaku Lwa jest jeszcze więcej znaków zapytania. - Usiądziemy i porozmawiamy. Trzeba dużo pozmieniać, a czasu nie mamy zbyt wiele - mówił po meczu kierownik częstochowskiej drużyny, Jarosław Dymek.
Faworytem piątkowego meczu byli gospodarze. Mało kto przypuszczał, że po trzech wyścigach na tablicy wyników będzie rezultat 14:4 dla gości. - Pierwsza seria była mocna. Dostaliśmy strzała obuchem i było: "o co tu chodzi?", bo tego nikt się nie spodziewał - dodał Dymek.
ZOBACZ WIDEO: GKM nie chce Wiktora Przyjemskiego. Prezes klubu wyjawił powody
Po raz kolejny po meczu mówiło się o niemocy Tauron Włókniarza na własnym torze i dobrej postawie przyjezdnych, którzy szybko spasowali się z torem. - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, czemu to się tak układa. Coś musimy zrobić, aby to poprawić - skomentował częstochowianin.
Ważnym momentem tego meczu był czternasty wyścig. Do niego desygnowano niezbyt szybkiego tego wieczoru Mikkela Michelsena. Dlaczego to właśnie Duńczyk dostał szansę, a nie Kacper Woryna, który wydawał się dużo szybszy w swoim ostatnim starcie?
- Różne były myśli, co do obsady biegów nominowanych. Postawiliśmy na duńską parę w czternastym biegu i liczyliśmy, że temat zwycięstwa w tym meczu zostanie zamknięty - skomentował Dymek.
Dla Michelsena był to kolejny występ poniżej oczekiwań. Były mistrz Europy w starciu przeciwko GKM-owi przy swoim nazwisku zapisał tylko siedem "oczek". Tylko jeden z pięciu jego startów zakończył się biegowym zwycięstwem.
- Trudno powiedzieć na gorąco, choć to nie jest pierwszy taki przypadek. Robimy, jako klub wszystko, by to grało odpowiednio, a prezes Świącik staje na głowie, by to miało ręce i nogi, ale coś nie gra. Sezon nie jest stracony i nie można po tym meczu się załamywać i pakować walizek - zakończył Jarosław Dymek.
Czytaj także:
Ogromne niedosyty w grudziądzkim zespole. "Pokazaliśmy kilka razy swoją siłę"
Zawodnik Stali odpowiada prezesowi. Jest zaskoczony jego słowami