Żużel. Nie tak miała potoczyć się ta kariera. Od najlepszego juniora do solidnego seniora

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Robert Miśkowiak
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Robert Miśkowiak

Robert Miśkowiak jest doskonale znany kibicom żużla w Polsce. Przez około 20 lat cieszył fanów swoją jazdą, chociaż w trakcie jego kariery wielokrotnie podkładano mu przysłowiowe kłody pod nogi. W poniedziałek obchodzi swoje 39. urodziny.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=5934]

Robert Miśkowiak[/tag] urodził się w Rawiczu i to właśnie na Stadionie im. Floriana Kapały miał zakochać się w żużlu. Tam też stawiał swoje pierwsze żużlowe kroki. Licencję jednak zdawał jako zawodnik Polonii Piła na torze w Opolu 16 maja 2000 roku.

Już rok później zajął drugie miejsce w finale Brązowego Kasku, tuż za Rafałem Szombierskim, a przed Zbigniewem Czerwińskim. W sezonie 2003 zdobył Srebrny Kask, pokonując Janusza Kołodzieja, czy Tomasza Gapińskiego. Z dobrej strony pokazywał się także jako młodzieżowiec w Ekstralidze w pilskiej drużynie.

Ogromne kłopoty finansowe klubu, a w efekcie nowy rozdział żużla w tym mieście i start od drugiej ligi, w pewnym sensie zmusił Miśkowiaka do zmiany barw. Od roku 2004 ścigał się już dla Atlasu Wrocław. W tym też sezonie osiągnął swój największy sukces w karierze. Na torze swojej ówczesnej drużyny zdobył złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Za jego plecami uplasowali się, chociażby Kenneth Bjerre, Matej ZagarKrzysztof Kasprzak i Fredrik Lindgren.

ZOBACZ Nicki Pedersen: Musiałem odstawić leki, bo wchodziły mi już na głowę

Niestety, zamiast od tego momentu iść cały czas do góry, pomału zaczął obniżać swoje loty. Po przeciętnym następnym roku w stolicy Dolnego Śląska przeniósł się do Unii Leszno. Wydawało się, że może to być duża szansa na pokazanie swoich umiejętności, jednak nic takiego nie miało miejsca. Słabe, jeśli nawet nie bardzo słabe dwa lata w Lesznie zmusiły go do zejścia na niższy szczebel. Nie pomógł nawet tytuł Drużynowego Mistrza Polski osiągnięty w 2007 roku.

Dołączenie do KM-u Ostrów Wielkopolski miało być już kolejną szansą na odbudowę. Co prawda w tym mieście nadal jest wspominany bardzo pozytywnie. Do dzisiaj posiada nawet rekord miejscowego toru, który wynosi 63,05 sek. Mimo tego średnia około 1,7 punktu na bieg nie była powalająca. W zespole tym miał także różne problemy finansowe, zresztą nie ostatnie, ponieważ w trakcie całej kariery miał ich naprawdę wiele.

W sezonie 2010 trafił do Poznania, a tam przez dwa lata prezentował się naprawdę przyzwoicie, raz przekraczając średnią 2 pkt/bieg. W tym okresie zdobył również Łańcuch Herbowy, wracając na stadion w Ostrowie. W stolicy Wielkopolski podobnie ja na południu województwa natrafił na problemy z wypłacaniem pieniędzy.

- O pewnych rzeczach już czas powiedzieć otwarcie, ponieważ kibice pewnie nie do końca zdają sobie z nich sprawę. Jeździłem w Poznaniu i przez prawie cały rok nie otrzymałem pieniędzy. Do ludzi, którzy rządzili tym klubem, nie idzie się dodzwonić. Można już śmiało powiedzieć, że zostaliśmy oszukani - mówił w 2012 roku Miśkowiak.

Sam zawodnik w sezonie 2012 prezentował już barwy zespołu z Lublina i kto wie, czy nie był to drugi najlepszy rok w jego karierze. Na pierwszoligowych torach osiągnął średnią bliską 2,4 punktu na bieg, a na jego szyi zawisł srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Europy. Następnie przeniósł się na Pomorze, jednakże jak to w zwyczaju 39-latka i tym razem jego klub nie był wypłacalny. Mimo tego w Gdańsku spisywał się bardzo dobrze, będąc krajowym liderem drużyny.

Później była Polonia Bydgoszcz oraz Orzeł Łódź, a wcześniej jeszcze powrót do Lublina. Przez kilka sezonów popisywał się skuteczną jazdą, jednak ostatni rok w Łodzi był już bardzo nieudany, a sam żużlowiec zaczął coraz bardziej skupiać się na pomaganiu swojemu siostrzeńcowi Jakubowi Miśkowiakowi. Co prawda, w 2019 roku wrócił jeszcze do Poznania, przyczyniając się do awansu PSŻ-u Poznań do finału 2. Ligi Żużlowej.

W pewnym momencie zaczęto nawet mówić, że były żużlowiec Polonii Piła prowadzi dwie kariery równocześnie. To właśnie kariera obecnego zawodnika Włókniarza Częstochowa stała się najważniejszym celem Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów z 2004 roku. Zresztą po ten sam tytuł w 2021 roku sięgał także młodszy z Miśkowiaków. Tym samym przeszli oni do historii, jako jedyni, którzy połączeni tak bliskimi relacjami rodzinnymi sięgali po złoto w tych zawodach.

- Pomagam mu od najmłodszych lat, odkąd wsiadł po raz pierwszy na motocykl. Był wtedy czterolatkiem. Naturalne jest więc, że chcę być na każdych jego zawodach. Ma ode mnie wsparcie i doradztwo. Wiem, że jestem za niego odpowiedzialny - mówił w 2018 Robert Miśkowiak. - Na pewno pochłania mi to sporo czasu. Nie wyobrażam sobie jednak, by na tym etapie Jakub nie czuł mojej pomocy - dodawał.

Poniedziałkowy solenizant należy do tych, którzy bardzo często zmieniali barwy klubowe, jednak wpływ na to mogły mieć kłopoty finansowe jego ówczesnych drużyn. Można odnieść wrażenie, że gdyby nie to, jego kariera mogłaby się potoczyć zdecydowanie lepiej. Jednocześnie wydaje się, że oprócz braku szczęścia do podpisywanych kontraktów, zabrakło jeszcze czegoś. Mimo wszystko Robert Miśkowiak zapisał się na kartach światowego żużla. W Polsce za to już zawsze będzie pamiętany, jako solidny krajowy senior.

Czytaj także:
Żużel. Docenia postawę dwóch zawodników. "Wybrali nas, choć mieli bardziej opłacalne oferty"
Żużel. Wymienili cały skład. Zupełnie nowa koncepcja w Gdańsku

Źródło artykułu: