Żużel. Bohater Motoru opowiada o przemianie w dwie doby oraz presji przed meczem [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak.
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak.

W niedzielę Motor Lublin wygrywając 54:36 odrobił 10-punktową stratę do For Nature Solutions Apatora Toruń i awansował do finału PGE Ekstraligi. Ojcem sukcesu wicemistrzów Polski był Mateusz Cierniak.

Michał Mielnik, WP Sportowe Fakty: Jesteśmy po zwycięskim dla Motoru spotkaniu z For Nature Solutions. Jak ocenisz jego cały przebieg pod względem drużynowym?

Mateusz Cierniak, zawodnik Motoru Lublin: Nie był to łatwy mecz. Mieliśmy naprawdę trudne zadanie po wyjazdowym meczu. Plusem tego spotkania było to, że jechaliśmy u siebie. Mieliśmy do odrobienia dziesięć punktów i nie było to łatwe zadanie. Do połowy meczu było tak naprawdę na styku. Byliśmy w dwumeczu na zero. Co prawda wygrywaliśmy w tym meczu, ale w ogólnym rozrachunku przegrywaliśmy, więc musieliśmy dać z siebie wszystko i zrobić coś, co nigdy nie robiliśmy. Ktoś czasami zawodzi, a inny wtedy jedzie lepiej. Na szczęście w tym meczu w którym musiałem to pojechałem.

Właśnie chciałbym się zapytać. Co ty chłopaku zrobiłeś przez te niespełna dwie doby? W Toruniu byłeś kompletnie inną osobą.

(śmiech). W Toruniu byłem cieniem samego siebie. Zmieniłem przede wszystkim silnik i pojechałem na kompletnie innych ustawieniach, które w tym roku niezbyt mi działały na torze w Lublinie. W niedzielę na szczęście zadziałały. Gdy motocykl ciągnie to zawodnik czuje się pewnie i można sobie pozwolić na więcej jeśli chodzi o jazdę i ułożenie na motocyklu. Wiesz, że w jakąkolwiek ścieżkę wjedziesz to ten motocykl pojedzie.

ZOBACZ WIDEO Co dalej z Emilem Sajfudinowem? Właściciel Apatora zabrał głos

Miałeś lekkie obawy przed tym meczem?

Troszkę miałem. Nie narzucałem na siebie żadnej presji. W Toruniu zrobiłem zero, więc nikt kompletnie nie liczył, że zrobię teraz czternaście. Można powiedzieć, że gdyby nie ten mój wynik to byłoby naprawdę ciężko. Nie wiem jeszcze jak to zrobiłem, emocje jeszcze ze mnie nie zeszły. Myślę, że dopiero następnego dnia na chłodno jeszcze sobie to przeanalizuje.

Przed tobą bardzo ciężki tydzień. Poniedziałek IMP w Rzeszowie, środa MIMP w Częstochowie, czwartek finał DMPJ w Grudziądzu i niedziela finał. Mimo że mamy już wrzesień i praktycznie koniec sezonu to ciągle jest jazda na pełnych obrotach. Jak to wytrzymujesz ty i twój sprzęt?

Akurat teraz przed piątkowym meczem wszystkie moje silniki przeszły serwis, więc do końca września powinno wszystkiego wystarczyć. Oby jeszcze tylko wystarczyło energii. Myślę, że ten mecz był jeszcze dla mnie dobry dla mojego spokoju głowy. Po tym zerze w Toruniu można powiedzieć, że odbiłem się od dna i z większym optymizmem wchodzę w ten ciężki tydzień.

Które miasto jest dla ciebie ładniejsze, Gorzów czy Częstochowa?

Gorzów jest lepszy jeśli chodzi o tor. (śmiech)

I tak na koniec. Jak z twoim zdrowiem? Bo widzę, że chodzisz z okładami chłodzącymi.

W środę miałem upadek na finale DMPJ w Ostrowie i trochę moja lewa ręka nie jest w optymalnej formie, ale już powoli wracam. Na przykład można powiedzieć, że podczas tego meczu w Toruniu nie najlepiej się czułem, ale w niedzielę wszystko nadrobiłem.

Źródło artykułu: