Wyraźnie przygnębiony po kolejnej porażce swojej drużyny był Mariusz Staszewski. Ostrowianie odnieśli jedenastą z rzędu porażkę w PGE Ekstralidze i ponownie wyraźnie polegli na własnym terenie.
- Dla każdego sportowca to ciężkie, jeśli ciągle przegrywa się wysoko. Musimy się pozbierać, bo za dwa tygodnie kolejny mecz. Miało być lepiej. Trzy dni trenowaliśmy, staraliśmy się, a wyszło jak zawsze. Dochodzimy do nieco ponad trzydziestu punktów i to chyba jest szczyt naszych sportowych możliwości - powiedział trener Arged Malesy Ostrów w pomeczowej mixzonie na antenie Canal+ Sport 5.
Fogo Unia Leszno kompletnie zdominowała gospodarzy na początku spotkania, wygrywając pierwsze trzy biegi podwójnie. Ciężko o wywalczenie korzystnego wyniku, jeśli zaczyna się mecz w tak kiepskim stylu.
ZOBACZ WIDEO Idzie nowe! Znany komentator o tym, który z młodych obcokrajowców ma największy talent
- To jest masakra. Zaczynamy spotkanie u siebie w taki sposób i to praktycznie ustawia starcie, jest po meczu. A to nie pierwszy raz - mówił Staszewski.
Prowadzący rozmowę zauważył jednak, że w meczu z Betard Spartą Wrocław ostrowianie prowadzili po pierwszej serii.
- Tak, prowadziliśmy, ale na końcu było jak zawsze - 34 punkty. Dzisiaj 33. Najlepszy wynik w Lublinie, gdzie wywalczyliśmy 39 punktów. Musimy powiedzieć, że jesteśmy słabsi sportowo. Walczymy i nie mamy powodów do narzekań, sprzętowo na pewno nie jesteśmy gorsi od rywali, ale wynik jest taki, jak widać - stwierdził.
Beniaminek ma już tylko matematyczne szanse na utrzymanie w elicie, ale wprost trzeba powiedzieć, że nie należy oczekiwać cudu i Ostrovia po roku w elicie wróci na niższy szczebel rozgrywek. Czy w Ostrowie myślą już o przyszłym sezonie?
- Oczywiście. Już planujemy co zrobić, a w naszych planach nic się nie zmienia. Dalej będziemy stawiać na szkolenie i inwestycje w swoich zawodników. Chcemy wrócić mocniejsi, wiemy ile nam brakuje - powiedział.
- Chyba wszystkich nas to przerosło, też mnie. Nie spodziewałem się, że w jedenastu kolejkach nie wygramy żadnego meczu. To bolesna sprawa, ale długofalowo nic się nie zmienia - dodał Staszewski.
Dobry powrót do ligowego ścigania zaliczył Piotr Pawlicki, który w swoim pierwszym meczu po wyleczeniu kontuzji zdobył 13 punktów, prezentując się naprawdę dobrze. Goszczący w studiu Canal+ Sport 5 Mirosław Jabłoński spytał zawodnika leszczyńskiej drużyny, czy miał on aż taki zapas mocy w motocyklu, że mógł ujmować gazu na łukach.
- Tak, tak to wyglądało. Chciałem jakoś zgubić ten zapas mocy. Dość fajnie się tak jeździ, można sobie regulować tym gazem - odpowiedział Pawlicki.
Zawodnik Fogo Unii Leszno odniósł się również do swojego obecnego stanu zdrowia i tego, jak czuje się po zakończeniu zawodów.
- Jak siedzę i nie ruszam lewą ręką, to jest ok. Gorzej jest z podniesieniem tej ręki. Wczorajszy upadek w SEC też trochę mnie dobił. Nie jest jeszcze do końca tak, jak powinno być, ale ogólnie do jazdy i codziennego funkcjonowania jest w porządku. Teraz będą dwa tygodnie przerwy i na pewno wykorzystam ten czas, żeby się poskładać - zakończył Piotr Pawlicki.
Zobacz także: Żużel. Bez niespodzianki w Krośnie. Cellfast Wilki pewnie pokonały ROW Rybnik
Zobacz także: Żużel. "Lubi celować w drugiego zawodnika". Ostre słowa Pawlickiego o rywalu!