Uczę się jeszcze... siebie - rozmowa z Agnieszką Cyl, najlepszą polską biathlonistką

Agnieszka Cyl, po bardzo dobrych startach w amerykańskim Fort Kent liczy na jeszcze lepsze występy w Chanty-Mansyjsku. - Trasy mi odpowiadają - twierdzi 27-letnia zawodniczka. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, biathlonistka Karkonoszy Jelenia Góra bardzo chwaliła metody treningowe byłego trenera kadry narodowej Jona Arne Enevoldsena. - Trenuję według jego planów - zdradziła.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Podobno to pani była pupilką Jona Arne Enevoldsena?

Agnieszka Cyl: Czy ja wiem? Pupilką to chyba nie (śmiech). Ja po prostu jestem taką zawodniczką, która wciąż pyta, docieka, chodzi za trenerem. To nie chodzi o to, by doszukiwać się problemów, ale po prostu staram się jeszcze uczyć samej siebie. Dlatego bardzo dużo rozmawiałam z norweskim trenerem o treningach, o tym jak się czuję, co mnie czeka. I tyle... Nie było jednak tak różowo, jak się teraz wszystkim wydaje. Kilka razy dostałam porządną reprymendę od trenera.

Za co?

- O, powodów było kilka... Począwszy od tego, jak się odżywiam, a skończywszy na tym, jak podchodzę do treningów. Bardzo dobrze mi się z nim współpracowało. Jon był raczej spokojnym szkoleniowcem, czasami bardzo wesołym, ale potrafił też powiedzieć kilka zdań, tak, że "kapcie spadały".

Trener zrezygnował, wszyscy na niego narzekają, a pani nie. To nie jest łatwa sytuacja, prawda?

- No, tak, ale przecież każdy zawodnik inaczej patrzy na szkoleniowca i potrzebuje innych bodźców. Ja od początku założyłam, że trzeba sprawdzić co ten nowy system przyniesie. Owszem, trochę się bałam jak to się uda, ale trenowaliśmy dużo, bardzo spokojnie i cały czas trener miał nad wszystkim kontrolę. Właśnie na to liczyłam. Nawet tętno sprawdzał sam, a kiedy byłam chora też dawał mi bardzo dokładne wskazówki, co robić. Jednym słowem byłam cały czas optymistką.

Norweg jednak zostawił panią i całą grupę. Podziękował za pracę, ale sadząc po ostatnich startach nie wpłynęło to specjalnie na pani formę. W Fort Kent poszło przecież wszystko bardzo dobrze.

- Teraz staram się skupić tylko na sobie. Mam bardzo dokładnie rozpisane treningi między startami. Nowym trenerem kadry został Adam Kołodziejczyk i na pewno przedyskutuję z nim moje plany treningowe. Jakoś sobie dam radę (uśmiech).

Będzie pani trenować według tego, co zaplanował Enevoldsen?

- Tak, po startach w USA dostałam od niego wskazówki,jak mam się dalej przygotowywać. Wcześniej też miałam kontakt z trenerem.

Dzwonicie do siebie?

- Czasami, ale częściej kontaktujemy się poprzez maile i sms-y.

Za dwa tygodnie start na mistrzostwach świata. Teraz jest pani naszą najlepszą biatlonistką. Wszyscy liczą na bardzo dobre wyniki, a pani?

- Myślę, że dziewczyny też pokażą się z dobrej strony. A ja? Chciałabym, żeby wyniki było jeszcze troszeczkę lepsze. Niedużo, kilka miejsc do przodu. Chciałabym też, żeby moja dyspozycja była wyższa no i do tego przyda się trochę szczęścia. Może osiągnę wtedy jakiś życiowy rezultat.

Co można jeszcze poprawić? Strzela pani ostatnio nieźle, trochę traci jednak w biegu.

- Niedawno analizowałam sobie moje starty w minionym sezonie i muszę panu powiedzieć, że dużo więcej traciłam biegowo właśnie wtedy. Moje czasy mieszczą w się w dwudziestce najlepszych, a w poprzednim sezonie, jak udało się dojść do trzydziestki to była rewelacja. Poprawa jest więc widoczna. Oczywiście, chciałoby się jeszcze więcej, ale nie da się zrobić milowego kroku natychmiast. Póki co, trzeba cierpliwości i pracy. Rywalki przecież nie śpią, też trenują i poprawiają swoje wyniki. Na razie to dwudzieste, czy dwudzieste piąte miejsce w biegu to jest sukces.

Jeśli do tego dojdzie dobre strzelanie, to może być miejsce w okolicach podium. Częściej jednak mówiło się o medalu w sztafecie. Chyba jednak nic z tego nie będzie. Co się stało, że wasza drużyna gdzieś się rozsypała?

- Taki sezon, mamy pecha. Odpadła po kontuzji Krysia Pałka, dziewczyny się pochorowały i trudno skompletować czwórkę. Nie biegałyśmy w składzie z ubiegłego roku, nie było jak wspólnie trenować, ale myślę, że jeszcze wszystko przed nami.

Wprowadza się powoli nowość - sztafety mieszane. Podoba się pani ta rywalizacja?

- Tak, bardzo lubię te biegi.

Mamy Tomka Sikorę, wiec jest z kim biegać. Ale jeśli go zabraknie, to będziecie miały kłopot.

- Na razie nie myślimy o tym. W Polsce nie brakuje chłopaków (śmiech).

Na pewno myślicie o zbliżających się mistrzostwach świata. Jak będą przebiegać wasze przygotowania. Treningi według zaleceń Jona, ale na zgrupowaniu kadry?

Tak, ale jeszcze nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać. Część dziewczyn jedzie na mistrzostwa Europy, wiec jeszcze nie wiadomo co będzie dalej. Dopiero wróciłam z USA i myślę, że w ciągu kilku dni wszystko się wyjaśni.

Tomasz Sikora mówi, że trasy w Chanty Mansyjsku bardzo mu odpowiadają. A pani?

- Mnie też. Myślę, że nie powinnam mieć żadnych kłopotów. Zresztą, jak ktoś jest dobrze przygotowany, to na każdej trasie da sobie radę.

Źródło artykułu: