Valentino Rossi nie zamierza schodzić ze sceny. Marzenie Włocha o tytule ciągle żywe

Materiały prasowe / Michelin / Valentino Rossi na motocyklu Yamahy
Materiały prasowe / Michelin / Valentino Rossi na motocyklu Yamahy

Ma 39 lat i od ponad roku nie wygrał wyścigu w MotoGP. Zdaniem wielu, powinien już zakończyć karierę. Valentino Rossi nie zamierza jednak schodzić ze sceny. Zawodnik Yamahy ciągle wierzy, że wywalczy upragniony dziesiąty tytuł mistrzowski.

Pod koniec czerwca 2017 roku Valentino Rossi wygrał wyścig MotoGP na torze w holenderskim Assen. Jest to ostatnie zwycięstwo Włocha w królewskiej kategorii. Kolejne miesiące okazały się bowiem koszmarem dla Yamahy. Problemy z elektroniką i silnikiem w motocyklu M1 sprawiły, że Japończycy ponad rok czekali na kolejne zwycięstwo w motocyklowych mistrzostwach świata.

Fatalną serię przerwał dopiero w końcówce października 2018 roku Maverick Vinales, który triumfował w Grand Prix Australii. Jednak Rossi nadal czeka na to, by ponownie stanąć na najwyższym stopniu podium. Idealną szansę miał w ubiegły weekend, gdy po świetnym starcie przewodził w stawce na torze Sepang. Popełnił jednak błąd przez nikogo nie atakowany, upadł na prowadzeniu cztery okrążenia przed metą.

- To najbardziej bolesny moment w mojej karierze - przyznał Rossi po wyścigu, który miał dla niego słodko-gorzki smak, bo wcześniej w Moto2 pierwsze zwycięstwo w karierze odnotował jego przyrodni brat, Luca Marini.

Ogrom problemów Yamahy

Rossi ma już 39 lat. Na początku tego roku podpisał dwuletnią umowę, która wygaśnie po sezonie 2020. To ewenement jak na realia motocyklowych mistrzostw świata, które podbijają kolejni młodzi zawodnicy. Jak chociażby Marc Marquez, który ma 25 lat i siedem tytułów mistrzowskich na koncie. Hiszpan jest na najlepszej drodze, by wymazać z kart historii wszystkie rekordy Rossiego.

Włoch ma jedną obsesję. To zdobycie dziesiątego tytułu. Blisko tego osiągnięcia był w sezonie 2015, gdy w ostatnim wyścigu w Walencji w atmosferze skandalu przegrał pojedynek z Jorge Lorenzo. Aby walczyć o mistrzostwo, potrzebuje jednak konkurencyjnego motocykla. Takiego w ostatnim okresie Yamaha mu nie gwarantuje.

ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"

Rossi świętował z Japończykami największe sukcesy w MotoGP. To dzięki nim zdominował mistrzostwa w latach 2002-2005 i 2008-2009. Jednak Yamaha pogubiła się wskutek ostatnich zmian regulaminowych. Inżynierowie długo nie potrafili poradzić sobie z uproszczoną elektroniką, przegrywając na tym polu z Ducati i Hondą. Dodatkowo ostatnio wyszły problemy ze zbyt lekkim wałem korbowym w silniku.

Yamaha wychodzi na prostą, ale czy Rossi też?

Problemy Yamahy oraz coraz gorsze pozycje Rossiego sprawiły, że wielu ekspertów i kibiców zaczęło powątpiewać w sens dalszych startów Włocha w MotoGP. Nie należy jednak zapominać, że bazując na swoim doświadczeniu, "Doctor" potrafi regularnie dojeżdżać do mety. Być może nie odniósł zwycięstwa w tym sezonie, ale ustrzegał się błędów, czego nie można powiedzieć o rywalach. W efekcie ciągle ma szanse na tytuł wicemistrza świata w tym sezonie.

Rossi ma też wsparcie fabryki w Japonii. Yamaha w końcu zatrudniła dodatkowego specjalistę od elektroniki i już widać pierwsze efekty jego pracy. Zimą przeprojektowany ma być też silnik w modelu M1.

Mimo tych problemów, Włoch był bliski zwycięstwa w Malezji. Prowadzenie objął zaraz po starcie, a jego tempo zaimponowało rywalom. Było równe jak w szwajcarskim zegarku. - Nigdy nie widziałem tak równie jadącego Valentino. Ponad dziesięć okrążeń mieszczących się w jednej sekundzie. I to w najgorętszych możliwych warunkach, przy ogromnej wilgotności powietrza. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, a przecież niektórzy zaczęli twierdzić, że wiek mu przeszkadza - napisał na Twitterze po ostatnim wyścigu Lorenzo, który nie żyje w najlepszych relacjach ze swoim dawnym kolegą z Yamahy.

OkrążenieCzas Valentino Rossiego
1 2:06:206
2 2:01.080
3 2:01.028
4 2:01:060
5 2:01:069
6 2:01.042
7 2:01.139
8 2:01.072
9 2:01.012
10 2:00.912

Kosztowna pomyłka

Problem w tym, że Rossi nie dojechał do mety Grand Prix Malezji. Na cztery okrążenia przed metą, gdy kibice czekali na jego pojedynek z Marquezem, włoski motocyklista zanotował upadek. Wyglądał on dziwnie. Niektórzy eksperci twierdzili, że zawodnik Yamahy zbyt mocno odkręcił gaz, przez co tylne koło straciło przyczepność.

- To moja pierwsza pomyłka w tym sezonie. Jestem tym zdruzgotany, bo wracam do domu z niczym. Nawet nie wiem jak doszło do tego wypadku. Jechałem na limicie, ale tak było przez 15 okrążeń i nic się nie działo. Odkręcałem gaz i nie spodziewałem się problemów z tyłem motocyklem. Bardziej obawiałem się, że przód straci przyczepność - twierdził Rossi w Malezji.

Włoch stracił ogromną szansę, bo Marquez jest przekonany, że nie byłby w stanie dogonić go w końcówce Grand Prix Malezji. - Chciałem spróbować i zaatakować, ale tak naprawdę obaj jechaliśmy na limicie i nie miałem żadnej "broni" w zanadrzu. To było imponujące tempo, robiliśmy czasy okrążeń na poziomie 2:00 - ocenił aktualny mistrz świata.

Gdyby Rossi dojechał do mety na pierwszej pozycji, uciszyłby swoich krytyków, którzy od jakiegoś czasu wysyłają go na emeryturę. Wprawdzie Włoch ma jeszcze jedną szansę, by odnieść zwycięstwo w tym sezonie MotoGP, ale w drugiej połowie listopada w Walencji nie będzie faworytem. Nie jest bowiem tajemnicą, że nie przepada za tym torem.

Ostatni progres Yamahy jest jednak obiecujący. Pokazał bowiem jedno, że to nie w Rossim tkwił problem słabych wyników w ostatnich miesiącach. Jeśli zimą japońscy inżynierowie odrobią pracę domową, "Doctor" w sezonie 2019 w końcu może otrzymać motocykl pozwalający mu walczyć o dziesiąty tytuł mistrzowski. Kibiców jego pojedynek z Marquezem rozpaliłby do czerwoności. Tym bardziej, że od kilku lat obaj panowie mają z sobą na pieńku.