Unihokej. Agnieszka Kozanecka: Jesteśmy przyzwyczajone, że sukcesy przechodzą bez echa (wywiad)

Materiały prasowe / Michael Peter/IFF / Na zdjęciu: Agnieszka Kozanecka
Materiały prasowe / Michael Peter/IFF / Na zdjęciu: Agnieszka Kozanecka

- Jesteśmy przyzwyczajone, że sukcesy przechodzą bez echa - tłumaczy Agnieszka Kozanecka, reprezentantka Polski w unihokeju. Na grudniowych mistrzostwach świata Biało-Czerwone zajęły historyczne piąte miejsce.

W tym artykule dowiesz się o:

W Szwajcarii o medale walczyło szesnaście zespołów. Po złoto sięgnęły faworyzowane Szwedki, które w finale po dogrywce pokonały reprezentację Szwajcarii. W spotkaniu o brąz Finlandia zwyciężyła z Czechami. Na piątej pozycji zmagania ukończyły Polki.

Mateusz Kozanecki, WP SportoweFakty: Reprezentowanie barw narodowych to spełnienie marzeń sportowca?

Agnieszka Kozanecka, reprezentantka Polski w unihokeju: Gdybym otrzymała takie pytanie dziesięć lat temu, to bez wahania odpowiedziałabym, że tak. Teraz jednak, gdy jestem już zawodniczką reprezentacji, muszę odpowiedzieć, że same występy w narodowych barwach to za mało. Spełnieniem marzeń sportowca jest zdobywanie tytułów, wygrywanie meczów czy dobra gra. Gdyby spełnieniem naszych marzeń była tylko gra w kadrze, to nie osiągnęłybyśmy historycznego wyniku na ostatnich mistrzostwach świata w szwajcarskim Neuchatel.

Piąte miejsce reprezentacji Polski na mistrzostwach świata to duży sukces. Żałuje pani, że przeszedł bez echa?

Szczerze mówiąc, to chyba żadna z nas nie myślała w ten sposób. Smutno się do tego przyznawać, ale jesteśmy przyzwyczajone, że nawet spore sukcesy na arenach międzynarodowych przechodzą bez medialnego echa. My w Szwajcarii osiągnęłyśmy sukces "ponad stan" i teraz mamy nadzieję, że będzie to impuls do dynamicznego rozwoju.

Jak w takim razie wygląda sytuacja unihokeja w Polsce?

Unihokej w Polsce wciąż się rozwija. Wszyscy jednak chcielibyśmy, by działo się to szybciej. W Ekstralidze kobiet występuje tylko osiem zespołów, co porównując do TOP-4, czyli Szwecji, Finlandii, Szwajcarii i Czech, jest nieprawdopodobnie małą liczbą. Cieszy fakt, że w strukturach sportu szkolnego czy akademickiego rośniemy w siłę. Chcielibyśmy jednak, aby dyscyplina prężniej rozwijała się w większych miastach, by stać się sportem bardziej medialnym, co przełożyłoby się na korzyści finansowe.

ZOBACZ WIDEO Skoki. Turniej Czterech Skoczni. Co największym problemem Kamila Stocha? "To naprawia od początku kariery"

Mimo trudności reprezentację Polski stać na osiąganie jeszcze lepszych wyników?

Oczywiście, że tak. Pamiętajmy, że w sporcie zawsze jest pierwiastek nieprzewidywalności i nawet wdarcie się do wielkiej czwórki jest możliwe. By tak się stało potrzebujemy lepszej struktury na poziomie organizacji, więcej sponsorów i osób uprawiających tę dyscyplinę. Łatwo teraz usiąść i wskazywać palcem, czego potrzeba. Musimy sobie jednak powiedzieć, że rozwijanie sportu w Polsce to nie jest proste zadanie, nie tylko ze względu na politykę, ale też naszą mentalność. Dopóki nie zmieni się podejście ludzi do uprawiania sportu we wszelkiej postaci, trudno będzie nam dogonić takie kraje jak Szwecja czy Finlandia.

Unihokej nie należy do popularnych dyscyplin. Dlaczego zdecydowała się pani na uprawianie tego sportu?

Często zadawane jest mi to pytanie. Odpowiedź nie jest powalająca. Gram w unihokeja z przypadku. Dorastałam w miejscowości, gdzie alternatyw do spędzania wolnego czasu nie było zbyt wiele. Ze względu na to, że zawsze byłam ruchliwym i sprawnym dzieckiem, to nauczyciele wychowania fizycznego namawiali mnie do udziału w niemal wszystkich dodatkowych treningach czy zawodach.

Tak się złożyło, że w unihokeju zaczęliśmy odnosić największe sukcesy, więc i meczów do rozegrania robiło się coraz więcej. Mi natomiast nigdy nie było dość, więc pozostając wierna tej dyscyplinie, nieustannie poszukuję nowych wyzwań. Takim sposobem nagle okazało się, że gram już dwanaście lat.

Czy unikohej można porównać do hokeja na lodzie?

Podstawowa różnica jest taka, że biegamy po hali, a nie jeździmy po lodzie. Pierwiastków wspólnych jest jednak całkiem sporo. W obu dyscyplinach zawodnicy grają kijami (prawymi lub lewymi, w zależności od wygięcia łopatki), bramki są podobnych rozmiarów i przepisy są zbliżona. Unihokej jest delikatniejszy i szybszy. Nasze przepisy są opracowane w taki sposób, by możliwy był kontakt fizyczny, ale tylko w sposób, który nie powoduje urazów. Nasi bramkarze nie mają kijów, a po boisku biega piątka zawodników. Nie sądzę, że istnieje na świecie szybsza i bardziej nieprzewidywalna dyscyplina.

Hokeiści garną się do uprawiania tej dyscypliny? Grę we floorball można wykorzystać jako element przygotowań do sezonu w hokeju na lodzie?

Hokeiści już są zainteresowani. W takich krajach jak np. Czechy czy Szwecja unihokej jest elementem przygotowań do sezonu właściwego. W Polsce często emerytowani hokeiści zaczynają uprawiać unihokej.

Start ośmiu zespołów w lidze powoduje, że meczów jest niedużo. Dochodzą jednak do tego treningi, czy trudno w takim razie było pogodzić pani karierę zawodniczą ze studiami na dwóch kierunkach jednocześnie?

Przez to, że unihokej nie jest profesjonalnym sportem w Polsce, nawet topowi zawodnicy nie trenują częściej niż trzy razy w tygodniu. W mojej przygodzie sportowej bardzo pomogło mi to, że jednym ze studiowanych przeze mnie kierunków było wychowanie fizyczne. W czasie zajęć mogłam zadbać o swoje zdrowie i formę, a zdobywaną wiedzę wykorzystywałam, gdy tylko przychodził czas treningów i rywalizacji.

Sport w moim życiu nigdy mi nie wystarczał. Zawsze czułam się dobra z przedmiotów ścisłych, więc chciałam to wykorzystać. Na drugim roku wychowania fizycznego wpadł mi do głowy pomysł, aby spróbować swoich sił na Politechnice Poznańskiej. Poprawiłam maturę i złożyłam podanie na logistykę. Tak mi się spodobało, że chciałam przewartościować priorytety i zacząć stawiać na coś innego niż unihokej. Rezygnacja ze sportu okazała się trudniejsza niż myślałam. Duma nie pozwalała mi zrezygnować ze studiów, więc musiałam ukończyć wszystkie kierunki. Życie mnie nauczyło, że im więcej mam do zrobienia, tym lepiej jestem zorganizowana.

Obecnie gra pani w Szwecji. Czy tamtejsze rozgrywki są tymi, do których starają się dorównać inne kraje?

Myślę, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tak. W Szwecji niesamowite jest to, jak dużo ludzi uprawia ten sport. Dzięki temu wokół dyscypliny pojawiają się odpowiednie struktury i przede wszystkim pieniądze, co pozwala na nieustanny rozwój.

Co - pani zdaniem - jest trudniejsze? Bycie zawodniczką czy pełnienie funkcji sędziego?

To dwie zupełnie inne role. Świetny w danym meczu zawodnik to ten, który jest gwiazdą, wyróżnił się i zrobił coś, co zostanie zapamiętane przez kibiców. Z sędzią jest zupełnie odwrotnie - najlepszy jest taki, o którego istnieniu wszyscy zapomną wraz z końcowym gwizdkiem. Sprawdzanie swoich sił w obu rolach jest niezwykle ekscytujące, bo dzięki temu widzę, jak bardzo postrzeganie sportu zależy od pozycji, w jakiej się znajdujemy.

Unihokej na igrzyskach olimpijskich - jest na to szansa? Dyscyplina zadebiutowała w 2017 roku na World Games.

Wierzę, że trafimy na igrzyska, ale niestety, nie stanie się to zbyt szybko. Żeby do tego doszło dyscyplina musiałaby zostać przebudowana - skrócony czas gry i zmniejszona liczebność drużyn. Międzynarodowa federacja dokłada starań, aby unihokej trafił na igrzyska olimpijskie, ale konkurencja jest ogromna.

Czytaj także:
Puchar Spenglera. Aron Chmielewski z bramką i asystą w najstarszym turnieju świata
- Hokej. Puchar Polski. JKH GKS Jastrzębie obronił tytuł

Komentarze (0)