[tag=2716]
Marcin Matkowski[/tag] wraz z Mariuszem Fyrstenbergiem trzykrotnie brał udział na największej imprezie czterolecia. W 2008 roku w Pekinie dotarł do ćwierćfinału igrzysk olimpijskich.
- Dla mnie igrzyska zawsze były wyjątkowe ze względu na atmosferę wioski olimpijskiej. To było coś, co bardzo miło wspominam. Oczywiście zawsze są to mecze obarczone dużą presją. Nie ma znaczenia, czy jest się faworytem, czy też nie. Taka szansa pojawia się przecież raz na cztery lata. Wydaje mi się, że my Polacy podchodzimy do wagi medalu igrzysk olimpijskich podobnie jak do sukcesu wielkoszlemowego. Medal byłby ogromnym osiągnięciem.
"Debel jest bliższy mojemu sercu"
Do Tokio wyleciała aż szóstka polskich tenisistów. Są to Hubert Hurkacz, Iga Świątek, Łukasz Kubot, Kamil Majchrzak, Magda Linette oraz Alicja Rosolska. Kto zdaniem półfinalisty Australian Open i finalisty US Open jest najbliżej olimpijskiego raju?
ZOBACZ WIDEO: Ile sprzętu potrzebuje dziesięcioboista? "Jedenasta konkurencja to noszenie sprzętu z lotniska"
- Biorąc pod uwagę ostatnie występy to oczywiście największe nadzieje pokładamy w Hubercie Hurkaczu i Idze Świątek. Oprócz tego Hubert z Łukaszem (Kubotem - przyp.red.) i Łukasz z Igą mają duże szanse w deblu czy parach mieszanych. Wywalczenie medalu igrzysk olimpijskich to bardzo trudne zadanie, bo nawet dojście do półfinału to jeszcze zbyt mało, by się z niego cieszyć - podkreślił utytułowany tenisista, niegdyś 7. w światowym rankingu deblistów.
Marcin Matkowski nie ukrywa, że z dużą uwagą śledzi zmagania gry podwójnej, ale potrafi też docenić singlistów. - Debel jest oczywiście bliższy mojemu sercu, bo zawsze występowałem w rywalizacji deblowej, ale kibicuję wszystkim naszym reprezentantom - dodał tenisista, który swoją zawodniczą karierę zakończył zaledwie dwa lata temu.
"Chcemy, by nasze gwiazdy grały na turnieju w Polsce"
Od jakiegoś czasu Marcin Matkowski realizuje się również w nowej roli. Jest dyrektorem turnieju tenisowego WTA 250, który aktualnie rozgrywany jest na kortach Arki Gdynia. Rywalizacja o tytuł potrwa do niedzieli.
- Uważam, że turniej może się podobać. Zbieramy dobre oceny od zawodniczek, WTA, naszych partnerów i kibiców. Jest też dużo rzeczy, które możemy poprawić i przyjmujemy to z pokorą. Uważam jednak, że jak na pierwszą edycję, na razie jest ona udana - podsumował jeden z głównych pomysłodawców organizacji BNP Paribas Poland Open.
Do Gdyni miały przyjechać czołowe zawodniczki świata m.in. Tamara Zidansek czy Julia Putincewa, ale poprzez ich udział w igrzyskach olimpijskich czy finale innych zawodów były zmuszone wycofać się z polskiego turnieju.
- Akurat igrzyska rzeczywiście namieszały, jeżeli chodzi o listę zgłoszeń. Z drugiej strony dzięki temu Polki odgrywały w Gdyni pokaźną rolę. Wystarczy wspomnieć choćby o Weronice Falkowskiej (radomianka dotarła do II rundy - przyp. red.) czy Katarzynie Kawie, która cały czas jest w grze i zaszła już do ćwierćfinału. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - ocenił Matkowski.
Skąd pomysł, by po ośmiu latach znów zorganizować w Polsce kobiecy turniej na światowym poziomie?
- Po sukcesie Igi w Paryżu spotkałem się z Tomkiem Świątkiem. Chcieliśmy stworzyć platformę, która umożliwiłaby naszym najlepszym tenisistkom pokazanie się we własnym kraju. Udało nam się otrzymać licencję z grupy Octagon, otrzymaliśmy ich zaufanie. Mamy nadzieję, że pierwsza edycja z ich punktu widzenia też okaże się sukcesem, ale na to musimy poczekać do niedzieli - zakończył Matkowski.
Umowa z grupą Octagon będzie obowiązywać przez 5 lat. Organizatorzy liczą na to, że w przyszłym roku do Gdyni uda się przyciągnąć więcej głośnych nazwisk światowego tenisa.
Zobacz również:
Tokio 2020. Iga Świątek rozpoczyna turniej olimpijski. Czworo Polaków w akcji pierwszego dnia (plan gier)
Tokio 2020. Iga Świątek spełnia olimpijskie marzenie. Jednocześnie twardo stąpa po ziemi