Wtorkowe starcie ze Słowenką Kają Juvan było dla Igi Świątek pierwszym spotkaniem po zeszłorocznym triumfie w finale Roland Garros. Na powrót do gry polska tenisistka czekała 114 dni. To bardzo długi okres, który upłynął na regeneracji, treningach, przygotowaniach, ale także i na odbieraniu statuetek w plebiscytach. Ostatnie dwa tygodnie przed meczem to natomiast kwarantanna - obowiązkowa dla osób przylatujących do Australii.
W pierwszym spotkaniu po tej przerwie Świątek wygrała z najlepszą przyjaciółką, z którą w 2018 roku zdobyła złoty medal igrzysk młodzieży w deblu. Kolejną jej rywalką będzie Jekaterina Aleksandrowa. 26-letnia Rosjanka sklasyfikowana jest na 33. miejscu w rankingu WTA. Świątek jest siedemnasta w tym zestawieniu i to właśnie ona będzie faworytką meczu rozgrywanego w ramach trzeciej rundy turnieju WTA Melbourne.
Turniej ten to ważny i ostatni sprawdzian przed Australian Open, które startuje 8 lutego. Polka w pierwszej w tym roku wielkoszlemowej rywalizacji będzie rozstawiona. Jednak zanim mogła zagrać jakikolwiek mecz, musiała przejść kwarantannę. Przez dwa tygodnie była zamknięta w hotelu. Ze swojego pokoju mogła wychodzić tylko na trening. Gdyby złamała ten przepis, byłaby zdyskwalifikowana.
ZOBACZ WIDEO: Kluczowy element w sukcesie Igi Świątek? "To szczególnie ważne w czasach koronawirusa"
Wszyscy zawodnicy zakwalifikowani do Australian Open 2021 mieli mocno ograniczoną swobodę poruszania się. Wolno im było tylko na 5 godzin w ciągu dnia opuścić hotel. W tym czasie mogli przez dwie godziny grać na korcie z wybranymi wcześniej partnerami, odbyć zajęcia na siłowni oraz zjeść posiłek na obiekcie i po tym wracali do miejsca zakwaterowania. Turniej WTA Melbourne to tak naprawdę jedyny sprawdzian dla tenisistek. Świątek chce go wykorzystać na maksa.
Po październikowym triumfie w Roland Garros Świątek dołączyła do światowej czołówki tenisa. I nie chodzi tylko o awans w rankingu WTA, ale też o rosnące oczekiwania samej zawodniczki, jej sztabu i kibiców. Teraz Świątek musi radzić sobie z coraz większą presją. I pomaga jej w tym psycholog Daria Abramowicz, która jest jedną z twórczyń sukcesów młodej Polki.
- Daria bardzo dobrze mnie zna. Oprócz tego, że jest psychologiem i potrafi "czytać w myślach", to my się po prostu rozumiemy bez słów. Jest dla mnie ogromnym wsparciem. Wiem, że nawet jeśli o godzinie 23 będę się źle czuła, mogę zadzwonić do Darii, a ona mi na pewno pomoże. Zresztą, nie tylko Daria, ale wszyscy członkowie teamu oprócz wsparcia typowo merytorycznego dają mi poczucie stabilności - mówiła Świątek w udzielonym nam po Roland Garros wywiadzie.
Polka stara się ze spokojem podchodzić do każdego kolejnego turnieju. Wie, że wygrana w Paryżu nie oznacza, że będzie wygrywać już wszystko do końca kariery. - Przez całą karierę mój rozwój szedł stopniowo. Krok za krokiem. Robiłam postępy, ale nie doświadczyłam szoku związanego z pozytywnym wynikiem. To pierwsza taka sytuacja. Na pewno pojawią się duże oczekiwania, jak na przykład dojście do finału i wygrana w każdym szlemie. Wiem jednak, że nie jestem jeszcze zawodniczką na tyle stabilną, by tak się działo. Mam dopiero 19 lat. Nie na każdym turnieju będzie kolorowo. Oczekiwania będę musiała trzymać w ryzach - dodała Świątek.
Czytaj także:
WTA Melbourne: zmienne szczęście Naomi Osaki i Aryny Sabalenki. Simona Halep wie z kim zagra o ćwierćfinał
ATP Melbourne: Tennys Sandgren stracił chłodną głowę, ale nie zwycięstwo. Świetny finisz Sama Querreya