Kevin Anderson i John Isner na kort centralny Wimbledonu wyszli po godz. 14:00 czasu polskiego, a spotkanie dobiegło końca tuż przed godz. 21:00. Reprezentant RPA zwyciężył 7:6(6), 6:7(5), 6:7(9), 6:4, 26:24 po sześciu godzinach i 36 minutach walki. Awansował do drugiego wielkoszlemowego finału, po US Open 2017. W niedzielę o tytuł Anderson zmierzy się z Rafaelem Nadalem lub Novakiem Djokoviciem.
W meczu dwóch potężnie serwujących i agresywnie returnujących tenisistów trudno było spodziewać się wymian powyżej 10 uderzeń. Zdarzyła się nawet jedna złożona z 23 odbić, ale poza tym dominowały krótkie akcje. Anderson rozpoczął mecz niepewnie i już w trzecim gemie znalazł się w potrzasku, ale obronił trzy break pointy. W końcówce I seta delikatne problemy miał Isner, ale odparł piłkę setową wygrywającym serwisem i wyrównał na 5:5. W tie breaku reprezentant RPA wrócił z 2-4. Popisał się minięciem forhendowym po krosie i zniwelował setbola smeczem. Set dobiegł końca, gdy Amerykanin wpakował forhend w siatkę.
W II partii trwała bitwa na serwisy i tylko dwa razy doszło do gry na przewagi, w obu przypadkach przy podaniu Isnera. W piątym gemie Amerykanin od 40-15 stracił dwa punkty, ale dwa kolejne padły jego łupem. Przy 4:4 odparł break pointa kombinacją forhendu i woleja. Isner coraz częściej chodził do siatki, a Anderson szukał szans na skuteczne minięcia. W tie breaku reprezentant USA zagrał dwa bardzo dobre returny i odskoczył na 5-0. Tenisista z RPA zdobył trzy punkty z rzędu. Isner wygrywającym serwisem uzyskał trzy piłki setowe. Wykorzystał trzecią asem.
W III secie nic się nie zmieniło i w dalszym ciągu przez długi czas skuteczność i siła serwisu obu tenisistów była ogromna. Aż nadszedł ósmy gem, w którym Isner wyrzucił forhend i musiał bronić dwóch break pointów. Anderson popisał się znakomitym returnem i Amerykanin po raz pierwszy w turnieju stracił podanie. Worek z przełamaniami rozwiązał się. Pośpiech zgubił reprezentanta RPA. Szukał szybkich punktów serwisami, lecz gdy doszło do wymian popełnił dwa błędy. Isner stratę odrobił skuteczną akcją przy siatce. W tie breaku jakość serwisu obu tenisistów spadła (dziewięć mini przełamań). Amerykanin odparł dwie piłki setowe (przy pierwszej podwójny błąd popełnił Anderson), a sam wykorzystał trzecią zaskakując rywala głębokim returnem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: odpadł z mundialu, poleciał na Bahamy i oświadczył się pięknej blondynce
Przy 2:2 w IV partii Anderson posłał dwa świetne returny i uzyskał przełamanie. Isner od razu odrobił stratę minięciem bekhendowym wykorzystując taktyczne zawahanie rywala. Reprezentantowi RPA w ważnych momentach brakowało konsekwencji i umiejętności pójścia za ciosem. Isner za to bezlitośnie wykorzystywał kryzysowe momenty przeciwnika. Jednak Amerykanin częściej chodził do siatki, co mogło wskazywać, że słabnie fizycznie. Minięciem bekhendowym po krosie Anderson zaliczył przełamanie na 5:4. Reprezentant RPA zmarnował trzy piłki setowe przy 40-0, ale opanował nerwy i dwoma wygrywającymi serwisami zakończył seta.
W V secie długo brakowało dramaturgii i obaj tenisiści szybko utrzymywali podanie. Z czasem zaczęły się pojawiać małe rysy na serwisach obu tenisistów, ale jeszcze szybciej znikały. W 12. gemie Anderson od 15-30 zdobył trzy punkty, a przy 7:7 Isner odparł break pointa asem. Reprezentant RPA od 40-15 przegrał dwie piłki, ale posłał dwa świetne serwisy i wyrównał na 9:9. W 19. gemie Amerykanin podniósł się z 0-30, posyłając asa i popisując się dwoma wolejami. Przy 10:10 szybkim returnem Anderson uzyskał break pointa, ale przytrafił mu się kiks. Żaden z nich nie chciał dać za wygraną w tej fizyczno-psychologicznej batalii. Obaj byli jak maszyny do serwowania, ale gdy dochodziło do wymian Isner poruszał się coraz gorzej.
Przy 17:17 Amerykanin wydobył się z opresji w najlepszy możliwy sposób, odpierając dwa break pointy asami, a w 23., 25. i 27. gemie wrócił z 0-30. Strata serwisu przez Amerykanina wisiała w powietrzu i doszło do niej przy stanie 24:24. Przy 0-40 odparł pierwszego break pointa, ale przy drugim zepchnięty do defensywy wpakował piłkę w siatkę. W gemie tym Anderson wygrał niewiarygodny punkt, gdy upadł na kort po returnie, ale szybko się podniósł i pokusił się o odegranie lewą ręką. Po chwili reprezentant RPA pewnie utrzymał podanie. Spotkanie dobiegło końca, już przy pierwszej piłce meczowej, gdy forhend Isnera wylądował poza kortem.
W całym meczu były 102 asy (53 do 49 dla Isnera) i 247 kończących uderzeń (129 do 118 dla Amerykanina). Reprezentant USA miał 59 niewymuszonych błędów, a Anderson popełnił ich tylko 24. Tenisista z RPA dwa razy stracił podanie, a sam wykorzystał cztery z 11 break pointów. Przy siatce Isner był 109 razy i zdobył 76 punktów (Anderson 32 z 50).
W 2010 roku w I rundzie Isner wsławił się niewiarygodnym, ponad 11-godzinnym maratonem z Nicolasem Mahutem, którego pokonał 70:68 w piątym secie. W tym sezonie Amerykanin zanotował 10. występ w Wimbledonie. Nigdy wcześniej nie doszedł dalej niż do III rundy. Po raz pierwszy wystąpił w wielkoszlemowym półfinale. Do tej pory jego życiowym rezultatem był ćwierćfinał US Open 2011.
Anderson awansował do finału Wimbledonu jako pierwszy tenisista z Republiki Południowej Afryki od czasu Briana Nortona (1921). W piątek wygrał 300. mecz na zawodowych kortach (bilans 300-211). Razem z Isnerem stworzyli najdłuższe spotkanie na korcie centralnym Wimbledonu. Wcześniej rekordowe było starcie z 1969 roku, w epoce bez tie breaków, trwające pięć godziny i 12 minut, ale rozgrywane na przestrzeni dwóch dni. Richard Pancho Gonzales pokonał wówczas 22:24, 1:6, 16:14, 6:3, 11:9 Charliego Pasarella. Wcześniej Anderson w Wimbledonie nie doszedł dalej niż do IV rundy.
The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród 34 mln funtów
piątek, 13 lipca
półfinał gry pojedynczej:
Kevin Anderson (RPA, 8) - John Isner (USA, 9) 7:6(6), 6:7(5), 6:7(9), 6:4, 26:24
Masakryczna różnica poziomów. Niech się już "te baby przełamują" w WTA Czytaj całość