Po odprawieniu w eliminacjach Turczynki Cagli Buyukakcay i Rosjanki Anny Blinkowej mogło się wydawać, że Magdalena Fręch powalczy z doświadczoną Szwedką, tak jak to uczyniła Magda Linette kilka tygodni temu w Tajpej. Wyrównana gra była jednak tylko w drugim secie, który Polka powinna zamknąć w 12. gemie.
Pochodząca z Boden 84. rakieta świata gra dosyć nieprzyjemny tenis. Nie boi się prowadzić wymian i potrafi zmieniać tempo i rytm akcji. Jest w stanie przyspieszyć forhendem lub zaskoczyć rywalkę bekhendowym slajsem czy skrótem. Rywalizując z nią, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość lub przejąć inicjatywę na korcie.
Notowana obecnie na 145. miejscu łodzianka zdecydowała się rozgrywać ze Szwedką długie wymiany. Skutkiem tego były liczne błędy własne naszej reprezentantki, która mała problemy w każdym gemie serwisowym pierwszego seta. Polka straciła podanie już na inaugurację pojedynku. Potem przegrała od stanu 1:2 cztery gemy z rzędu i w efekcie całą premierową odsłonę 1:6.
Nadzieja na korzystny wynik pojawiła się w drugim secie. Larsson nie grała już tak precyzyjnie w wymianach i coraz częściej się myliła. Fręch w końcu miała break pointy, lecz nie przełamała ani w trzecim, ani w piątym gemie. Jak to często w sporcie bywa, niewykorzystane sytuacje się mszczą i breaka na 4:2 zdobyła Szwedka. Nasza tenisistka jednak nie odpuściła. Zmobilizowała się do lepszej gry i błyskawicznie odrobiła stratę.
Problemy Larsson przy własnym podaniu nie ustąpiły. W 11. gemie tenisistka ze Skandynawii jeszcze raz straciła serwis. Kluczowe dla losów seta i całego spotkania okazały się wydarzenia po zmianie stron. Fręch miała aż pięć piłek setowych przy własnym podaniu, lecz nie wykorzystała żadnej z nich. Zagrała zbyt pasywnie i pozwoliła się odrodzić rywalce, która sama obroniła trzy setbole, a przy dwóch pozostałych skorzystała z prezentów Polki. Niewymuszony błąd łodzianki doprowadził do rozgrywki tiebreakowej, w której wszystko mogło się zdarzyć. W końcowej fazie wyszło jednak większe doświadczenie Szwedki.
Larsson wykorzystała drugą piłkę meczową i wygrała ostatecznie 6:1, 7:6(5). W nagrodę powalczy o ćwierćfinał zawodów w Budapeszcie z rozstawioną z siódmym numerem Serbką Aleksandrą Krunić. Fręch nie ma się czego wstydzić. Przegrała z tenisistką, która w sezonie 2015 była najlepsza w nieistniejącej już imprezie WTA na kortach ziemnych w Bastad, a do tego w zeszłym roku dotarła razem z Kiki Bertens do finału debla Mistrzostw WTA. Pewnym usprawiedliwieniem Polki może być również przeziębienie, z którym zmagała się w ostatnich dniach. O czym doniósł korespondent "Tenisklubu".
Dla Fręch występ w węgierskiej stolicy to kolejne cenne doświadczone. Po raz drugi w obecnym sezonie zakwalifikowała się do drabinki zawodów głównego cyklu, lecz nie doczekała się jeszcze premierowej wygranej. W Budapeszcie Polka zdobyła 18 punktów i powinna awansować o parę pozycji w poniedziałkowym notowaniu rankingu WTA.
Hungarian Ladies Open, Budapeszt (Węgry)
WTA International, kort twardy w hali, pula nagród 250 tys. dolarów
wtorek, 20 lutego
I runda gry pojedynczej:
Johanna Larsson (Szwecja) - Magdalena Fręch (Polska, Q) 6:1, 7:6(5)
ZOBACZ WIDEO Kuriozalny "swojak", Inter Mediolan na łopatkach [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Madziu, uszy do góry, wkrótce wygrasz nie tylko pierwszy mecz, ale i pierwszy turniej w głównym cyku :)
Ale przynajmniej lepiej biega ...