Kiedy Billy ograła Bobby'ego. "Wojna płci" wchodzi do kin

Getty Images / Hudson / Bobby Riggs
Getty Images / Hudson / Bobby Riggs

- Wiem, że kiedy umrę, na pogrzebie nikt nie będzie mówił o mnie. Wszyscy będą powtarzać historię o nocy, kiedy pokonałam Bobby'ego Riggsa - mówi Billy Jean King. "Bitwa płci", film o tenisowym starciu kobiety i mężczyzny, wchodzi na ekrany kin.

W tym artykule dowiesz się o:

Jest rok 1973. Kobieta w USA wciąż potrzebuje podpisu mężczyzny, aby złożyć wniosek o kartę kredytową. Ma być przede wszystkim panią w kuchni i matką dzieci, choć rosnące w siłę feministki przekonują Amerykę, że świat powinien wyglądać inaczej.

Dla Riggsa nie znaczy to zbyt wiele. To zadeklarowany szownista. I choć ma już na karku 55 lat, jest przekonany, że wciąż potrafi pokonać na korcie każdą kobietę. Przed wojną wygrał przecież Wimbledon i US Open, był finalistą Rollanda Garrosa. A panie do sportu się nie nadają, najlepiej radzić sobie z nimi "utrzymując je w ciąży i na bosaka".

Ale gwiazda King świeci mocno. Zawodniczka z Long Beach seryjnie wygrywa turnieje Wielkiego Szlema, jest pierwszą w historii tenisistką, która podczas jednego roku zarabia na korcie 100 tysięcy dolarów. A teraz może jej wpaść drugie tyle. Wystarczy, że podejmie rękawicę i pokona Riggsa. Do szczęścia jej to zbędne, konsekwentnie odrzuca kolejne zaproszenia.

Aż dochodzi do meczu zwanego "Masakrą Dnia Kobiet".

ZOBACZ WIDEO: Sevilla wygrywa, błąd bramkarza Deportivo. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

"My, dziewczyny, tak nie gramy"

Riggs, aby udowodnić swoją tezę o wyższości tenisa męskiego nad kobiecym, bierze na celownik dwie dominatorki: King oraz Margaret Court. Wreszcie, przy pomocy czeku na 10 tysięcy dolarów, przekonuje do pojedynku tę drugą. I na korcie nie ma litości.

Festiwal drop-shotów i lobów prujących powietrze przynosi Riggsowi gładkie 6:2, 6:1. - Nie spodziewałam się, że rozegra to w ten sposób. My, dziewczyny, tak nie gramy - żali się Court. A Riggs grzmi: - Teraz chcę King! Zagram z nią, gdziekolwiek chce. Na glinie, trawie, drewnie, cemencie, marmurze albo wrotkach. Jestem teraz specjalistą od kobiet.

King podnosi rękawicę. Zaczyna się "Wojna Płci".

Karnawał na korcie

Riggs: - Powiem wam, dlaczego wygram. Ona jest kobietą, a kobiety nie są stabilne emocjonalnie. Ich miejsce jest w łóżku i w kuchni. Dokładnie w tej kolejności. Jeśli przegram, skoczę z mostu.

55-latek grzeszy zarówno słowem, jak i czynem. Kiedy King przygotowuje się do pojedynku naturalnym treningowym rytmem, Riggs - podobno - bale przeplata wypoczynkiem. Później na korcie życie wystawia mu rachunek.

20 września, na trybunach Houston Astrodome 30 tysięcy widzów. Przed telewizorami - nieco więcej. 90 (!) milionów. Zaczyna się show w estetyce karnawału. King, niczym Kleopatrę, na kort wnoszą półnadzy mężczyźni. Riggs wjeżdża na stadion w rikszy, otoczony przez piękne kobiety z koszulkami znaczonymi hasłem "sugar daddy" ("sponsor").

Są skąpo ubrane cheerleaderki, jest świnia, którą ona prezentuje jemu, i wielki lizak, którego on wręczył jej. Wreszcie trzeba przejść do interesów.

King wygrywa 6:4, 6:3, 6:3. Kiedy przy piłce meczowej Riggs uderza w siatkę, ona wyrzuca rakietę w geście triumfu. - Powinienem był potraktować cię poważniej - rzuca tuż po meczu przegrany. A później ze skruchą tłumaczy dziennikarzom, że jego przeciwniczka była "po prostu za dobra".

Z nienawiści w przyjaźń

Mecz przez lata obrasta legendami. Według jednej z nich Riggs miał poświęcić honor dla pieniędzy i przegrać specjalnie, by wyczyścić swoje opiewające na 100 tysięcy dolarów długi hazardowe (według życzliwych obstawiał wszystko, od "meczów tenisa, przez konkursu pamięci, po rzut monetą"). Sam zawsze temu zaprzeczał.

King - od początku kariery walcząca o finansowe równouprawnienie w turniejach tenisowych - staje się pierwszą wielką gwiazdą kobiecego sportu. Po meczu dostaje tyle propozycji sponsorskich (Adidas, Wilson, Colgate, Sunbeam), że 100 tysięcy dolarów za pokonanie Riggsa nie robi wrażenia. Wygrywa w karierze 39 turniejów wielkoszlemowych, a magazyn "Life" umieszcza ją na liście stu najważniejszy Amerykanów XX wieku.

Śmiertelną wrogość, jak to zwykle bywa, kończy dozgonna przyjaźń. King jako jedna z ostatnich rozmawia z Riggsem przed jego śmiercią w 1995 roku. Przedwojenną gwiazdę gasi rak prostaty.

King: - Wiem, że nawet kiedy umrę, na pogrzebie nikt nie będzie mówił o mnie. Żałobnicy, stojąc wokół grobu, będą po raz kolejny powtarzać historię o nocy, kiedy pokonałam Riggsa.

Autor na Twitterze:

Źródło artykułu: