Choć o pierwsze punkty do rankingu ATP walczył w maju 2004 roku, dopiero 2009 rok wskazuje na początek swojej zawodowej kariery. - Wcześniej byłem amatorem - żartuje Mateusz Kowalczyk.
We wrześniu polscy tenisiści kierują się do Szczecina, gdzie rozgrywany jest największy polski challenger. Kowalczyk, specjalizujący się już wtedy w grze podwójnej, do turnieju zgłosił się z Tomaszem Bednarkiem. Para do finału awansowała bez większych problemów, nie tracąc w żadnym z trzech spotkań więcej niż pięć gemów. Przy pełnych trybunach w meczu dnia Polacy odprawili ukraiński duet Dołgopołow / Smirnow, odnosząc swój największy sukces w karierze.
Z różnych względów Kowalczyk i Bednarek nie poszli drogą Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, choć oba duety łączył właśnie triumf w tej samej imprezie. - Ze Szczecinem zawsze mnie łączy dużo sentymentów. Ten turniej był, jest i będzie w moim sercu. Organizacja jest niesamowita, więc nie dziwię się, że zdobywają nagrody - przyznał.
Pekao Szczecin Open rozgrywany jest w tym samym tygodniu, co Puchar Davisa. Z tego względu co rok na liście startowej brakuje czołowych polskich tenisistów. Mateusza Kowalczyka od dwóch lat nie było w Szczecinie. - Te decyzje nigdy nie są łatwe, niestety przez ten termin Puchar Davisa jest numerem jeden. Te rozgrywki i igrzyska olimpijskie zawsze były moim największym marzeniem. Oddałbym wszystkie swoje tytuły, turnieje wielkoszlemowe, w których brałem udział, żeby móc wystąpić w Pucharze Davisa - mówił zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Mariusz Fyrstenberg: Mogłem tylko o tym pomarzyć
Przed rokiem w Berlinie, kiedy Polska broniła się przed spadkiem z Grupy Światowej, Kowalczyk był w roli rezerwowego. - Kapitanowi od razu po Berlinie powiedziałem, jaka jest moja sytuacja. Jestem w stanie zrezygnować ze wszystkiego na rzecz gry w Pucharze Davisa, zawsze może na mnie liczyć i polegać, nawet jeśli miałbym tylko jechać i wspierać drużynę - deklarował.
Deblista w tym roku zwolnił swoje obroty, jeśli chodzi o walkę na międzynarodowej arenie. Wraz z Grzegorzem Panfilem i jego bratem stworzył tenisową akademię, która ma za zadanie pomagać zawodnikom i kształcić nowe talenty. Kowalczyk występuje w turniejach, ale znacznie rzadziej niż w poprzednich sezonach. - To dla mnie wielki niedosyt, mam zamiar powrócić. Nie wiem czy to nastąpi za pół roku, czy za półtora. Chcę utrzymać ranking, który pozwoli mi na grę w challengerach, a kiedy odbuduję się finansowo, postaram się o poprawienie swojego najlepszego rankingu (77. miejsce we wrześniu 2013 - przyp. red.) - zapewnił.
W sierpniowych turniejach ITF startował ze swoim podopiecznym Jakubem Grzegorczykiem. - Kiedy byłem a Poznaniu na turnieju ITF, to musiałem wypełnić papiery zgłaszające do drużyny. Czułem już wtedy taką nadzieję, że może uda się zagrać ze Słowacją - wyjaśnił Kowalczyk.
Kapitan Radosław Szymanik o zmianie w składzie poinformował oficjalnie podczas losowania. Marcin Matkowski ze względu na uraz łydki miał nie wystąpić. - Powiedział, że tak naprawdę nie będzie różnicy czy zagram ja, czy on. Był pewny mnie, więc to też była w pewnym stopniu motywacja - powiedział.
Do gry podwójnej Kowalczyk został oddelegowany z Łukaszem Kubotem. Przy okazji spełniło się drugie z marzeń, bowiem kiedyś w jednym z wywiadów Kowalczyk wspomniał, że to właśnie z tenisistą z Lubina chciałby wystąpić w duecie. - Jest czwarty na świecie, a za chwilę będzie pierwszy. Bardzo mi pomógł mentalnie, byłem idealnie nastawiony do tego meczu, a on jeszcze pozwolił mi wyzwolić pozytywne emocje. Jest wielkim zawodnikiem, typowym profesjonalistą i rzadko się spotyka takie osoby na swojej drodze - przyznał.
Polacy w czterech setach wygrali z Andrejem Martinem i Igorem Zelenayem. Po przegranym tie-breaku w kolejnych partiach górowali nad Słowakami i zdobywając punkt, dali nadzieję na pozostanie w I Grupie Pucharu Davisa. - Jestem patriotą i gra z orzełkiem na piersi była czymś niezwykłym. Nigdy tego nie zapomnę ani tych emocji, które mi towarzyszyły, kiedy byłem na korcie - mówił Kowalczyk. Ostatecznie w niedzielę Kamil Majchrzak i Hubert Hurkacz przegrali swoje mecze i Polska zaliczyła spadek.
- Gra dla kraju jest naprawdę czymś niezwykłym. Ja jestem pełen podziwu dla Marcina i Łukasza, którzy mają już swoje lata, prywatne cele, a nadal mogą znaleźć czas na reprezentowanie swojego kraju. Grają dla drużyny, swojego państwa, dla Polski. Cieszę się, że mamy takich patriotów, którzy mogą się poświęcić mimo różnych przeciwności. Marcin, wiedząc, że nie będzie grał, mógł wrócić do domu, a mimo to został z drużyną - podkreślił Kowalczyk. Sam Matkowski zachował się bardzo honorowo, zrezygnował z części swojego honorarium na rzecz kolegi. - Nie musiał tego robić, byłem gotowy na to, że nic za to nie dostanę. On zachował się bardzo fair, jestem mu za to bardzo wdzięczny - wyjaśnił deblista.
Po euforii po awansie do Grupy Światowej nie zostało nic. Przez opieszałość Polskiego Związku Tenisowego nasza reprezentacja zajmuje ostatnie (!) miejsce w rankingu, wciąż mając ujemne saldo punktowe. Wyprzedzają nas takie tuzy jak Kamerun, Kosowo czy San Marino. - Zawaliły dwie osoby, nie walczyli o nas, o drużynę. Gdyby podjęli negocjacje, to może nie mielibyśmy ujemnych punktów, bylibyśmy rozstawiani w losowaniu, a to też zmieniłoby rywali, na których trafiliśmy - wyjaśnił Kowalczyk.
Do awansu do "światówki" przyczynił się Jerzy Janowicz, który aktualnie z gry w reprezentacji zrezygnował ze względu na konflikt z PZT. - Wierzę, że wróci do drużyny, bo potrzebna jest jego pomoc i doświadczenie - powiedział Kowalczyk.
Trudno więc uważać, by winę za spadek o dwie ligi ponosił kapitan Radosław Szymanik. Wraz z całym sztabem ludzi (Aleksander Charpanditis, Paweł Habrat, Aleksander Trzciński, Piotr Potentas, Hubert Krysztofiak, Jarosław Duda, Tomasz Tołstyko) od lat tworzy drużynę, która wylewa z siebie siódme poty nie tylko na korcie, ale i tuż za bandami, wspierając tych, którzy właśnie walczą o kolejne punkty.
Nie jest powiedziane, że był to ostatni występ tego tenisisty w rozgrywkach daviscupowych. - Zawsze będę gotowy na 110 proc., a jeśli zostanę powołany, to wszyscy mogą być pewni, że będę idealnie przygotowany - zapewnił.
Polska w przyszłym sezonie zagra w Grupie II Strefy Euroafrykańskiej, a rywala pozna w październiku. - Spadek może zrobić wiele dobrego. Jeśli w kadrze zostaną Majchrzak i Hurkach, to będą mieli okazję ograć się z zawodnikami, mimo wszystko dobrymi. Oczywiście Davis Cup to inne emocje, a to się może pozytywnie przełożyć na ich karierę - wyjaśnił Kowalczyk.
Aktualnie trzeci najlepszy polski deblista (Kubot jest 4., Matkowski 32. - przyp. red.) poznał już smak gry w narodowych barwach. - Cieszę się, że mimo 30 lat i czekania na swoją szansę, udało mi się w końcu ją dostać i dobrze wykorzystać - powiedział. A nie jest łatwym zadaniem znalezienie zawodnika, szczególnie polskiego, który wymieniając swoje tenisowe marzenia, jako pierwszą wymieni grę dla kraju.