Bacsinszky, zajmująca odległe 95. miejsce w klasyfikacji WTA, na kort wyszła bez jakichkolwiek kompleksów i ku zdumieniu fanów belgijskiej gwiazdy dość gładko wygrała pierwszego seta 6:2. Duża w tym zasługa kiepskiego podania liderki rankingu WTA, które utrzymywało się przez większość spotkania. Belgijka w całym mecz popełniła aż 9 podwójnych błędów serwisowych i musiała bronić 16 break-pointów, co zdarza jej się nad wyraz rzadko. W kolejnych dwóch setach Henin wzięła się w garść. Wygrała następne partie 6:3 6:3, dzięki czemu kibice mogli odetchnąć z ulgą.
Po dobrym spotkaniu Bacinszky doczekała się kilku ciepłych słów od belgijskiej mistrzyni: - Nie jestem zdziwiona dobra grą Timey, bowiem prezentowała się bardzo dobrze od początku turnieju. Ma przed sobą wspaniałą przyszłość.
O swojej postawie Henin powiedziała krótko: - Nie wszystko poszło po mojej myśli. Najważniejsze jest to, że osiągnęłam finał. Turniej zaczęłam pełna obaw o stan mojego zdrowia, ale póki co kontuzja kolana mi nie dokucza. Miejmy nadzieję, że w niedzielnym finale wszystko będzie w porządku.
W drugim półfinale zmierzą się Włoszka Karin Knapp z Chinką Na Li.
Wynik pierwszego meczu półfinałowego:
Justine Henin (Belgia, 1) - Timea Bacsinszky (Szwajcaria, Q) 2:6 6:3 6:3