Król na tronie i jednoręcy bandyci - podsumowanie turnieju panów Roland Garros

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po turnieju wielkoszlemowym tradycyjnie nadchodzi czas refleksji i podsumowań. Mimo że w Paryżu niepodzielnie króluje Rafa Nadal, to podczas Rolanda Garrosa nie można było narzekać na brak wrażeń.

Wpadka turnieju: Zarządzanie własnością intelektualną przez organizatorów

Dwa lata temu organizatorzy Rolanda Garrosa przestali umieszczać na swojej stronie transkrypty pomeczowych wywiadów z tenisistami (lub też zamieszczają szczątkowe i z dużym opóźnieniem), co zaowocowało burzą w Internecie. Intencje stojące za tym posunięciem są jeszcze zrozumiałe - dzięki obecnym na sali konferencyjnej stenografistkom dziennikarze otrzymują treści konferencji trzy minuty po ich zakończeniu, a ważniejsze fragmenty przekazują dalej w swoich artykułach. W końcu po to tam są.

Pal licho transkrypty, za pomocą mediów społecznościowych, portali internetowych i gazet każdy kibic dowie się, co mieli do powiedzenia Federer czy Szarapowa. Znacznie trudniej pojąć, dlaczego z Internetu znikają wszelkiej maści nagrania i powtórki z turnieju. Doszło wręcz do tego, że organizator zablokował wideo umieszczone przez... oficjalną stronę ATP! Jeśli komuś umknął pojedynek na żywo, to nie ma szans na ujrzenie kompilacji najlepszych zagrań czy jakiejś śmiesznej scenki. Niestety, ucierpiało na tym także nasze podsumowanie, w którym ilustracje multimedialne są szczątkowe.

Bohater turnieju: Rafael Nadal

Wybór mógł być tylko jeden. Po słabym starcie i kłopotach w pierwszych dwóch rundach, Hiszpan wrzucił wyższy bieg i wywalczył w Paryżu ósme trofeum, pokonując po drodze w epickim boju Novaka Djokovicia. Patrząc na osiągnięcia Nadala na kortach ziemnych można dostać zawrotów głowy, a ten z żelazną konsekwencją rok w rok śrubuje swoje niesamowite wyniki.

Najważniejsze pobite rekordy? Niech będą dwa. Rafa został pierwszym tenisistą w Erze Otwartej, który zwyciężył w jednym turnieju wielkoszlemowym ośmiokrotnie (wcześniej dzielił swoje skalpy z siedmioma zwycięstwami Federera i Samprasa na Wimbledonie), a także pierwszym zawodnikiem, który wygrywał turniej Wielkiego Szlema przez dziewięć kolejnych lat. Hiszpan deklaruje, że planuje grać co najmniej do 2016 roku, więc będzie miał okazję, by wyniki jeszcze poprawić.

Mecze turnieju: - Najlepszy:

Stanislas Wawrinka - Richard Gasquet 6:7(4), 4:6, 6:4, 7:5, 8:6

Konkurencja w tej kategorii była dość duża, jednak uznaliśmy, pod względem poziomu czysto sportowego na wyróżnienie zasłużył pojedynek Szwajcara z Francuzem. Spotkanie, które miało wszystko: cudowne wymiany, kapitalne uderzenia kończące (prawie 150), gorącą atmosferę i spektakularny powrót Wawrinki do meczu. Właśnie dla wojen na winnery z jednoręcznych bekhendów ogląda się tenisa.

- Najdramatyczniejszy: Tommy Haas - John Isner 7:5, 7:6(4), 4:6, 6:7(10), 10:8

Amerykański maratończyk przypomniał o sobie kibicom. Isner do pojedynku z Haasem przystępował po pięciosetówce w drugiej rundzie z Ryanem Harrisonem, a mimo to zdołał wykrzesać z siebie energię na kolejną wspaniałą batalię. Końcówka czwartej partii przejdzie do historii jako jeden z największych thrillerów w historii tenisa - Isner najpierw obronił dziewięć (!) piłek meczowych we własnych gemach serwisowych, następnie kolejne trzy odparł w tie breaku (w sumie 12!) i ostatecznie zapisał seta na swoje konto. Wydawało się, że heroiczna walka wielkoluda z Greensboro zostanie nagrodzona (prowadził 4:1 w piątym secie), ale przy 4:5 meczbola dla odmiany odparł Haas i ostatecznie zwyciężył 10:8.

- Najbardziej emocjonujący: Rafael Nadal - Novak Djoković 6:4, 3:6, 6:1, 6:7(3), 9:7

Tenisowi puryści krzywili się w piątek na dźwięk sformułowania "przedwczesny finał", ale prawdy nie da się oszukać. Nadal i Djoković rozegrali jeden z najcięższych gatunkowo, trzymających w napięciu do ostatniego gema półfinałów ostatniej dekady i jasne było, że zwycięzca tego spotkania będzie murowanym faworytem w finale. Sam pojedynek pełen był dramatycznych zwrotów akcji, a spektakularny powrót lidera rankingu w czwartej partii (Nadal podawał na mecz) i stojąca na świetnym poziomie piąta odsłona tylko podniosły i tak już wysoką wartość widowiska.

Demolka turnieju: David Ferrer 

Gdyby przed turniejem ktoś zapytał, czy w finale zagra Hiszpan, można by odpowiedzieć "pewnie Nadal". Gdyby zapytać, czy osiągnie ten finał bez straty seta, też można by przytaknąć, przecież czterokrotnie już tego dokonał. W tym roku odpowiedzi także były twierdzące, ale w roli turniejowego buldożera niespodziewanie wystąpił kto inny.

David Ferrer dosłownie zmiażdżył sześciu kolejnych rywali, imponując pewnością swoich poczynań, zacięciem i regularnością. Jeden po drugim przeciwnicy nie byli w stanie przeciwstawić się szybkiemu jak błyskawica Hiszpanowi, którzy bez mrugnięcia okiem przebijał piłkę za piłką. Nagroda? Zaszczytna 20. porażka z Nadalem w finale. Ale mimo to był to znakomity turniej niepozornego "Ferru". [nextpage] Rozczarowanie turnieju: Roger Federer

Tak, korty ziemne to najsłabsza nawierzchnia Szwajcara. Tak, nie wygrał on w tym sezonie jeszcze turnieju. Tak, Federer oszczędza siły na Wimbledon. Ale nie tłumaczy to rozczarowującego wyniku Maestro w Paryżu, bowiem los dał mu wszystko, czego potrzebował, by zameldować się co najmniej w finale.

Patrząc na turniejową drabinkę, fani Federera zacierali ręce. Djoković i Nadal w drugiej połówce, Del Potro w Buenos Aires, a droga do ćwierćfinału prosta i szeroka jak autostrada. Gdy z turniejem w pierwszej rundzie pożegnał się jeden z nowych katów Szwajcara, Tomáš Berdych, można było już wyobrażać sobie bazylejczyka w finale. Tymczasem Federer, który przecież dwa tygodnie wcześniej wystąpił w finale w Rzymie, najpierw męczył się przez pięć setów z Gillesem Simonem (w Wiecznym Mieście oddał mu trzy gemy), a następnie rozegrał fatalne spotkanie z Jo-Wilfriedem Tsongą. Na pomeczowej konferencji trzeci obecnie tenisista świata był, delikatnie mówiąc, rozczarowany i trudno mu się dziwić. W półfinale czekał David Ferrer, z którym nigdy nie przegrał, a w czternastu pojedynkach oddał mu łącznie dwie partie.

Błąd turnieju: Novak Djoković

Serb prowadził 4:3 z przewagą przełamania w piątym secie morderczego półfinału z Rafaelem Nadalem. Przy jednej z równowag w gemie Hiszpan rozpaczliwie podbił wysoko w górę zagranie Serba, samemu stojąc już pod bandami. Szkolnego smecza Djoković zbił modelowo, po czym... dotknął siatki. Piłka nie opuściła jeszcze placu gry i zgodnie z przepisami punkt powędrował na konto rywala, a konsekwencje pomyłki lider odczuwał do końca meczu, najpierw oddając podanie, a potem wielokrotnie myląc się właśnie przy smeczu. Najboleśniejszy błąd w karierze?

Cytat turnieju: Rafael Nadal

- Naprawdę muszę zacząć grać lepiej. W przeciwnym razie mogę wracać na Majorkę i pójść na ryby - podsumował Hiszpan swoją dyspozycję w pierwszych trzech rundach imprezy.

Kolekcjoner turnieju: Tommy Haas

35 lat na karku, a Niemiec wciąż zadziwia motywacją, siłą ducha i odpornością ciała. W Paryżu Haas uzupełnił wielkoszlemową kolekcję o paryski ćwierćfinał - jedyny, którego mu brakowało - i został 11. aktywnym tenisistą, który awansował do najlepszej ósemki wszystkich czterech lew Wielkiego Szlema. Zachęcamy do samodzielnych poszukiwań wspomnianej "11".

Fotoreporterzy turnieju: Serhij Stachowski i Bob Bryan

Podczas imprezy w Monachium Ukrainiec rozpoczął modę na... uwiecznianie (jego zdaniem) pomyłek sędziów, o które na kortach ziemnych nietrudno, bowiem nie korzysta się na nich z systemu Hawk-Eye i piłki padające blisko linii często budzą kontrowersje. W Paryżu Stachowski ponownie sfotografował ślad, który uważał za autowy, a turniejowa komisja nagrodziła go 2 tysiącami dolarów kary. Śladami Ukraińca podążył także Bob Bryan, wprowadzając nową tradycję również do rozgrywek deblistów.

Bob Bryan "dokumentuje" pomyłkę sędziego (foto: Twitter Bena Rothenberga)
Bob Bryan "dokumentuje" pomyłkę sędziego (foto: Twitter Bena Rothenberga)

Zaskoczenie turnieju: Najazd jednoręcznych bandytów

Wydawać by się mogło, że w erze tytanów wytrzymałości uderzanie piłki jednoręcznym bekhendem jest skazane na porażkę. Tymczasem spośród 16 zawodników w IV rundzie turnieju aż połowę z nich stanowili przedstawiciele klasycznej szkoły (po raz pierwszy od US Open 2004). Co prawda ostateczny triumf święciło zagranie oburęczne, a wszyscy "jednoręczni bandyci" odpadli przed półfinałem, ale zawsze przyjemnie jest popodziwiać piękną technikę i płynność tego odchodzącego powoli w zapomnienie zagrania.

Nerwus turnieju: Michaił Jużny

Zagranie turnieju: Roger Federer (na osłodę)

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Źródło artykułu: