W poniedziałek rozpoczął się największy i zarazem ostatni męski turniej rozgrywany w Polsce. Po zwycięstwie Jerzego Janowicza podczas lipcowego Poznań Open, nadzieje na polskie zwycięstwo mają także kibice w Szczecinie. Łodzianin swój mecz rozegra najwcześniej o godzinie 19. we wtorek na korcie centralnym.
Pierwszego dnia o awanse walczyło pięciu polskich tenisistów, w tym trzech w singlu. Na pierwszy ogień poszedł Piotr Gadomski, który jako jedyny przeszedł eliminacje i okazało się to mało fortunne dla tenisisty z Warszawy. - Ostatnie dni były bardzo intensywne -szczególnie sobota - i wydaje mi się, że zapłaciłem za trudy eliminacji. Czułem, że jeśli dojdzie do trzeciego seta, mogą być kłopoty. Wydaje mi się, że zabrakło tego jednego dnia na odpoczynek - powiedział po przegranym meczu zawodnik.
Daniel Muñoz okazał się zbyt silny dla 21-latka. Gadomski w pierwszej partii okazał się lepszy. W szóstym gemie przełamał rywala, który wcześniej nie potrafił wykorzystać czterech break pointów. Hiszpan odrobił straty już w kolejnym gemie, ale dopiero po pięciu przewagach, by po chwili znów stracić podanie. Tej okazji Polak już nie zmarnował. Wydawało się, że w drugiej partii pójdzie za ciosem, ale w trzecim gemie nie wykorzystał break pointa i od stanu 2:2 przegrał osiem kolejnych gemów. W decydującej partii nie miał już siły na odrobienie strat, wywalczył honorowego gema przy serwisie rywala i ostatecznie przegrał 6:3, 2:6,1:6.
- Miałem ten mecz w rękach. Rozegrałem dobry pierwszy set, a w drugim pojawiły się piłki na przełamanie. Czułem, że jeśli wykorzystam tę okazję, mogę wygrać. Niestety, zmarnowałem szansę, a chwilę później sam straciłem własny serwis i rywal mi odskoczył. Przeciwnik zaczął się "rozkręcać", a ja wiedziałem, że jeśli dojdzie do trzeciego seta, mogą być kłopoty - wyjaśnił po meczu Gadomski. Zawodnik jest jednak zadowolony ze swojej postawy: - Generalnie jednak cieszę się z postawy, jaką zaprezentowałem w kwalifikacjach. Uważam, że moja forma rośnie. W kolejnych tygodniach miałem zamiar jechać do Niemiec na cykl turniejów ITF Futures, ale nie wiem, czy nie zmienię planów. W tym roku na pewno chcę jeszcze wystąpić w 5-6 turniejach, a w Pekao Szczecin Open została mi jeszcze gra w deblu - dodał. W grze podwójnej startuje w parze z Arkadiuszem Kocyłą i ten mecz zostanie rozegrany po południu we wtorek. Gadomski będzie miał okazję zrewanżować się Muñozowi, któremu będzie partnerować Alessandro Giannessi.
W poniedziałek zaplanowano mecz obrońców tytułu - Marcina Gawrona i Andrieja Kapasia. O losach pierwszej partii przesądziło przełamanie przy podaniu nowosądeczanina. Choć w drugim secie obie pary utrzymywały serwis, doszło do tie breaka, w którym skuteczniejsi okazali się Rameez Junaid i Adil Shamasdin.
Polscy tenisiści po przegranej przyznali, że popełnili więcej błędów i to mogło być przyczyną porażki w dwóch setach. - Debel to specyficzna gra. W zeszłym roku grało nam się lepiej, mieliśmy więcej szczęścia, wygraliśmy więcej meczów na styku. Dzisiaj przeciwnicy grali bardzo dobrze, nie mieliśmy nawet break pointa - przyznał po meczu Kapaś, tenisista AZS Poznań.
Po raz pierwszy w karierze do II rundy turnieju rangi ATP Challenger awansował Arkadiusz Kocyła. Zawodnik już w ubiegłym roku pokazał swój talent, urwał seta dużo wyżej notowanemu João Souzie. Szczecinianin otrzymał od organizatorów dziką kartę i w I rundzie trafił na kwalifikanta Aleksandra Rumiancewa. Choć zanotował tylko 49 procent skuteczności pierwszego podania, pokonał Rosjanina 6:2, 6:3.
- Rozegrałem dziś jeden z najlepszych meczów w życiu. To mój największy dotychczasowy sukces - pozwoli mi przesunąć się o około 300 miejsc w górę rankingu. Ten rok jest dla mnie dość intensywny, ponieważ do startów turniejowych doszły egzaminy maturalne i test na prawo jazdy. Zdałem wszystkie, chociaż prawo jazdy dopiero za trzecim razem - mówił po meczu zadowolony z siebie Kocyła.
Niemiłą niespodziankę sprawił Michał Przysiężny, trzecia rakieta kraju, który otrzymał od organizatorów dziką kartę. Tenisista prowadził 6:1, 5:3 i przegrał ostatecznie 6:1, 5:7, 5:7. W decydującej partii odrobił stratę przełamania, miał piłkę na doprowadzenie do tie breaka, ale Artem Smirnow wykazał się spokojem do samego końca. Zawodnik z Ukrainy w 2009 roku osiągnął w Szczecinie finał gry podwójnej.