Mona Barthel przyszła na świat 11 lipca 1990 roku w niewielkiej miejscowości Bad Segeberg, położonej w północnej części Niemiec. Dziecięce lata upływały jej na beztroskich zabawach na plażach położonych nad Morzem Bałtyckim oraz Północnym, do których miała łatwy dostęp jako mieszkanka landu Szlezwik-Holsztyn. Pochodzi z bardzo usportowionej rodziny. Ojciec, Wolfgang, był mistrzem Europy w pchnięciu kulą w kategorii juniorów, a i matka, Hannelore, uprawiała lekką atletykę. Starsza siostra, Sunna, w przeciwieństwie do rodziców wolała biegać za piłką po korcie, jednak jej nieźle zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja ramienia.
Niewykluczone, że losy Mony potoczyłyby się całkowicie inaczej, gdyby nie zachęta ze strony starszej siostry. To właśnie widok regularnie trenującej sześcioletniej Sunny wyzwolił w dziewczynce ochotę do spróbowania czegoś nowego. - Zawsze chodziłam z nią na korty, a jak tylko dostałam własną rakietę, to sama zaczęłam odbijać. Miałam zaledwie około trzech lat i grałam z innymi dziećmi w mojej grupie wiekowej - wspomina początki swojej kariery niemiecka zawodniczka.
Tenisowa idolka? Oczywiście Steffi Graf, co zresztą nie powinno dziwić. Urodzona w Mannheim reprezentantka naszych zachodnich sąsiadów na przełomie lat 80. i 90. zdominowała kobiece rozgrywki. - Od chwili kiedy zaczęłam trenować, to chciałam mieć takie same rakiety oraz ubrania jak ona i stan ten trwał aż do siódmego czy ósmego roku mojego życia. Kochałam Steffi tak bardzo, że nawet moja mama zwracała się do mnie używając jej imienia - wyznaje po latach Mona.
Mimo ogromnych chęci do pracy oraz sporych ambicji, przyszłość nie rysowała się wcale w różowych kolorach dla dziewczyny z północnych Niemiec. Mona od najmłodszych lat nie została włączona do krajowego programu rozwoju, a na treningi dojeżdżała daleko poza miejsce zamieszkania. Finansowego wsparcia udzielili jej rodzice, którym bardzo zależało, aby ich córka się rozwijała. Na turnieje cały czas jeździła oraz przygotowywała się z mamą, a jedynie będąc w domu miała możliwość posłuchania rad swojego trenera, Mike'a Schürbesmanna.
Skromny sztab trenerski doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że aby kariera młodej tenisistki była w dalszym ciągu możliwa, ich podopieczna musi poprawić swoją pozycję w światowej klasyfikacji. Pierwszy mecz na zawodowych kortach Mona rozegrała zaledwie kilka dni po swoich 17. urodzinach, w brytyjskim Frinton, gdzie po przejściu kwalifikacji dotarła aż do ćwierćfinału. I choć w tamtym sezonie zdolna nastolatka nie sięgnęła jeszcze po mistrzowskie trofeum, to zanotowała kilka cennych zwycięstw nad wyżej klasyfikowanymi rywalkami. 2007 rok Mona zamknęła ostatecznie na 937. pozycji, a następny - na 516. miejscu, osiągając dwa finały w imprezach organizowanych pod egidą ITF. W międzyczasie, w Stuttgarcie, wystartowała także w kwalifikacjach do pierwszych w karierze zawodów WTA i była o krok od awansu do turnieju głównego.
Sukcesy Mony Barthel na zawodowych kortach:
Data | Turniej | Nawierzchnia | Pula nagród | Ranking* |
---|---|---|---|---|
24 styczeń 2010 | ITF Wrexham | kort twardy w hali | 10 tys. dolarów | 355 |
11 kwiecień 2010 | ITF Torhout | kort twardy w hali | 50 tys. dolarów | 298 |
23 styczeń 2011 | ITF Andrezieux | kort twardy w hali | 25 tys. dolarów | 192 |
18 wrzesień 2011 | ITF Mestre | kort ziemny | 50 tys. dolarów | 86 |
25 wrzesień 2011 | ITF Shrewsbury | kort twardy w hali | 75 tys. dolarów | 80 |
14 styczeń 2012 | WTA Hobart | kort twardy | 220 tys. dolarów | 64 |
* ranking w chwili rozgrywania turnieju
Dobre wyniki uzyskiwane w imprezach rangi ITF o mniejszej puli nagród, pozwoliły Monie na częstsze starty w większych zawodach. Chociaż sezon 2009 nie przyniósł jej jeszcze premierowego tytułu, to odnoszone na kortach pojedyncze zwycięstwa wywindowały ją na koniec roku na 356. pozycję. Początek kolejnego sezonu okazał się dla zdolnej Niemki przełomowy, bowiem najpierw triumfowała w turnieju w brytyjskim Wrexham, a w kwietniu wywalczyła jeszcze mistrzostwo w singlu oraz deblu w belgijskim Torhout. Coraz lepsze występy sprawiają, że notowana jest ona coraz wyżej w światowej klasyfikacji. 2010 rok kończy ostatecznie na 208. pozycji, co otwiera przed nią nowe możliwości na starcie następnego sezonu.
Podczas gdy najlepsze zawodniczki świata rywalizują ze sobą na kortach w Melbourne, gdzie rozgrywany jest Australian Open, Mona szaleje we Francji i Wielkiej Brytanii, w efekcie czego powiększa swoją kolekcję trofeów. 20-latka coraz śmielej poczyna sobie na zawodowych kortach, udanie przechodzi kwalifikacje do dwóch następnych imprez wielkoszlemowych, a w Kopenhadze osiąga nawet półfinał turnieju rangi WTA. Efekt? Dalsza poprawa lokaty w światowej klasyfikacji i występ w głównej drabince US Open, bez konieczności grania eliminacji. W Nowym Jorku niemiecka tenisistka dochodzi do II rundy, co pozwala jej na historyczny awans do czołowej setki rankingu WTA.
- W dalszym ciągu staram się udoskonalić swój warsztat, jednak o mojej sile świadczą przede wszystkim serwis oraz koordynacja ruchowa. Uważam, że jestem dobra pod względem taktycznym, bowiem lubię myśleć na korcie. Jeżeli zachodzi taka potrzeba, to staram się zmieniać swoją grę - zdradza źródło swoich sukcesów zawodniczka naszych zachodnich sąsiadów.
Po US Open Mona ponownie daje znać o sobie, tym razem zwyciężając w dwóch z rzędu dobrze obsadzonych turniejach rangi ITF. Międzynarodowa Federacja Tenisowa docenia wyczyn młodej Niemki i uznaje ją za najlepszą tenisistkę września. Wyśmienity sezon 21-latka kończy na 67. miejscu w światowej klasyfikacji, co stanowi doskonałe preludium do sukcesów na kolejne miesiące.
Rok 2012 Mona otwiera w Nowej Zelandii, gdzie jednak odpada w II rundzie. Niemka jeszcze przed Aussie Open chce się ograć i rusza do stolicy Tasmanii. W Hobart zmuszona jest grać w kwalifikacjach, co nie stanowi dla niej żadnych problemów. W turnieju głównym traci seta z Jarmilą Gajdošovą i melduje się w półfinale. Od tej pory nikt już nie może jej zatrzymać. Jej ofiarą pada najpierw Andżelika Kerber, która pół roku wcześniej brylowała na kortach przy Flushing Meadows. Finał okazuje się już tylko formalnością, gdyż Belgijka Yanina Wickmayer zdobywa w całym meczu zaledwie trzy gemy. Mona sięga po premierowy tytuł zawodów rangi WTA, notuje kolejny awans w rankingu i do Melbourne leci jako 44. rakieta świata.
- Jestem bardzo zadowolona z mojej gry. Popełniłam niewielką liczbę błędów i cały czas starałam się wywrzeć presję na mojej rywalce. Przez cały tydzień dobrze serwowałam, co pozwoliło mi też kilkakrotnie wyjść z tarapatów obronną ręką - cieszyła się po zwycięskim finale w Hobart. Udział w Australian Open zakończyła ostatecznie na III rundzie, a jej pogromczynią okazała się późniejsza triumfatorka, Wiktoria Azarenka. Mona wyciągnęła wnioski z tej porażki, bowiem dwa następne spotkania z Białorusinką, w Indian Wells oraz Stuttgarcie, zakończyły się dosyć szczęśliwymi wygranymi tenisistki z Mińska.
Rewelacyjny początek sezonu w wykonaniu młodej Niemki musiał wzbudzić dyskusję na temat jej powołania do kadry na mecze Pucharu Federacji. Opiekująca się drużyną narodową Barbara Rittner odpowiedziała jednak ze spokojem: - Mona musi jeszcze nad sobą troszkę popracować. Tenisistka z Neumünster wciąż zatem czeka na debiut w reprezentacji, ale zanim to nastąpi, zaliczy występ w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Prawo startu uzyskała po tym, jak z powodu kontuzji wycofała się Andrea Petković.
***
Mona Barthel będzie w sobotę rywalką Urszuli Radwańskiej w I rundzie turnieju olimpijskiego w Wimbledonie. Mecz w drugiej kolejności od godz. 12:30 polskiego czasu.