W wypadku wywalczenia w Mieście Sztuk i Nauk tytułu, del Potro może wzbogacić się o taką ilość punktów, która pozwoliłaby mu awansować na dziewiąte miejsce na liście kandydatów do Masters (Finały ATP World Tour, 20-27 listopada w Londynie), tuż za kwalifikującą się do kończącego sezon turnieju grupą ośmiu najlepszych. - Ale o tym nie myślę - przyznał ponownie w czwartek. - Myślę za to o Pucharze Davisa. Nie ukrywam, że zwycięstwo turniejowe mogłoby pomóc mentalnie przed finałem z Hiszpanami - tłumaczył.
Walka o Masters:
1. Novak Đoković 13295 pkt. - zakwalifikowany
2. Rafael Nadal 9500 - zakwalifikowany
3. Andy Murray 7200 - zakwalifikowany
4. Roger Federer 5260 - zakwalifikowany
5. David Ferrer 4300 - zakwalifikowany
6. Tomáš Berdych 2940 - odpadł w Bazylei
7. Jo-Wilfried Tsonga 2935 - odpadł w Walencji
8. Mardy Fish 2875 - odpadł w Bazylei
---
9. Nicolás Almagro 2370 - odpadł w Walencji
10. Janko Tipsarević 2305 - odpadł w Bazylei
11. Juan Martín del Potro 2225 - gra w Walencji
12. Gilles Simon 2155 - odpadł w Walencji
13. Robin Söderling 2080 - już zakończył sezon
14. Gaël Monfils 1925 - gra w Walencji
15. Ołeksandr Dołgopołow 1835 - odpadł w Walencji
16. Andy Roddick 1770 - gra w Bazylei
Znakomicie radząc sobie od początku z odbiorem serwisu Andersona, którego w ubiegłym tygodniu w cięższym meczu pokonał w Wiedniu, del Potro przede wszystkim sam znakomicie podawał: w pierwszym secie lider kadry RPA ugrał ledwie trzy punkty przy returnie. - Byłem skoncentralny przede wszystkim na własnym serwisie - powiedział Argentyńczyk. Jedyne szanse breakpointowe po stronie Andersona pojawiły się, gdy Delpo, chwilę wcześniej uzyskując przełamanie, podawał na 5:3 w drugiej partii: podwójny błąd serwisowy i nieudana próba zmiany kierunku wymiany spowodowały powrót na 4:4.
W starciach z graczami z czołówki, do której del Potro musi być zaliczany (powrót po kontuzji nadgarstka i awans z 484. na 13. miejsce w niecałe osiem miesięcy), decydują detale: wplątany w dłuższą wymianę Anderson myli się jako pierwszy i del Potro ma serwis przy 5:4. - Cieszę się, że zamknąłem to spotkanie w dwóch setach, bo Anderson jest bardzo niebezpieczny. Zagrałam agresywniej niż w I rundzie: to był ważny czynnik - wyjaśnił.
Mistrz US Open sprzed dwóch lat nie wydaje się być w stuprocentowej dyspozycji. Wydaje się wciąż testować swój tenis, by być gotowym na największe wyzwania, kto wie czy nie już w trzeciej dekadze listopada w Londynie. Wymiana jest dla Delpo niczym pole doświadczalne: spróbować sprawić, by każde kolejne zagranie było bliższe perfekcji. Dziś takie eksperymenty powodują jeszcze niemało błędów, których jednak w gemach serwisowych i tak popełnia Delpo ilość tylko szczątkową.
- Przerwa w grze wiele zmieniła - ciągnął temat swojego przymusowego rozbratu z tenisem. - Dzięki moim bliskim, także trenerom, byłem w stanie zrozumieć wiele rzeczy. I nie zrobiłem sobie krzywdy. Jestem teraz bardziej skoncentrowany, czerpię także z gry więcej radości niż wcześniej. Inaczej mówiąc: znam teraz własną drogę, jaką muszę podążać.
Wywierając w swoich gemach serwisowych ogromną presję na Argentyńczyku, Anderson ryzykował wiele (gra kątowa, wypady do siatki po drugim podaniu). Prosty, ale efektowny dropszot, który poprzedził passing shot i asa były efektowne, ale za swoją postawę 25-latek z Johannesburga raczej nie wystawiłby sobie najwyżej noty. Mimo, że Delpo nie rozdawał punktów za darmo, szczególnie przy swoim podaniu, Anderson nie wykorzystywał nawet okazji drobnych, tych mogących zrodzić okazje prawdziwe.
W piątek, nie przed godz. 16, del Potro zmierzy się z Samem Querreyem, pogromcą Jo-Wilfrieda Tsongi (7:6, 6:2 w 1h17'). - Z tego, co widziałem, każdy zawodnik ma tutaj szansę na tytuł, ale gdybym miał wybrać jednego, byłby to Ferrer - powiedział Delpo, który w "finale marzeń" zmierzyłby się właśnie z rozstawionym z jedynką Ferrerem, lokalną gwiazdą, obrońcą tytułu i współorganizatorem Valencia Open 500. Ferrer, piąta rakieta świata, po meczu Delpo-Querrey zmierzy się w ćwierćfinale z Nikołajem Dawidienką.