Dla młodego Polaka jest to pierwszy challenger w karierze. Wcześniej rywalizował przede wszystkim z juniorami. Jedyny punkt do rankingu ATP zdobył na turnieju ITF Futures w Szczecinie. To pozwoliło mu na znalezienie się w rankingu ATP na 1484. miejscu. Mahut w ubiegłym sezonie wygrywał natomiast z takimi tenisistami jak Rafael Nadal, Ivan Ljubicic czy Marat Safin. Obu zawodników w rankingu dzieli więc 1440 miejsc! Nic więc dziwnego, że tylko najwierniejsi fani liczyli na sukces łodzianina.
- On ma po prostu grać i się ogrywać. Taki jest sens jego występu we Wrocławiu - tłumaczył ojciec zawodnika. Halowy mistrz polski dzięki grze w dużych juniorskich imprezach (finalista US Open 2007) był jednak przygotowany. Na kort wyszedł pewny siebie.
Już pierwsze gemy pokazały, że Janowicz nie zamierza oddać pola Mahutowi. Przy 202 cm wzrostu jego najsilniejszą bronią były skuteczne serwy - miał 17 asów przy zaledwie 1 podwójnym błędzie. Właśnie dzięki temu udało mu się przełamać przeciwnika w pierwszym secie i zwyciężyć. W szansę na zwycięstwo Polaka kibice uwierzyli w drugim secie. Mahut zagrał jednak kapitalnie, a jego niektóre skróty były wręcz genialne.
Emocje sięgały zenitu, gdy Janowicz przy stanie 4:4 miał dwa break pointy. Właśnie wtedy nasz tenisista jedyny raz w meczu pomylił się podczas serwów. Niestety. O awansie do 2. rundy zadecydował więc trzeci set. Bardziej spięty był w nim Mahut, który popełnił 4 podwójne błędy. Janowicz wykorzystał to znakomicie i 100 minutach gry zakończył pojedynek pierwszym meczbolem.
- Nie spodziewałem się takiego przeciwnika. On zagrał naprawdę dobry tenis - powiedział załamany Mahut. Gdy w ubiegłym roku Francuz odpadł na początku wrocławskiego turnieju, czuł się zażenowany. Wyjeżdżając zapowiedział organizatorom, że na pewno wróci, aby się zrehabilitować. Z 44. miejscem w rankingu musiał nawet wystąpić do ATP o zgodę na grę we Wrocławiu. W hali Orbita pojawił się więc z dziką kartą. Dziką kartę otrzymał też Janowicz, który po wrocławskim turnieju na pewno poprawi swoje miejsce w rankingu. Za awans do 2. rundy już zdobył 9 punktów i zarobił 1.105 euro. - Trzeba mieć nosa, żeby wiedzieć komu przyznać dziką kartę - śmiał się po zwycięstwie Polaka dyrektor turnieju Paweł Jaroch.
- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem drabinkę turniejową to trochę się przeraziłem - opowiadał po meczu Janowicz. - Jestem jednak takim zawodnikiem, który nie poddaje się i walczy do końca. Między juniorami i seniorami jest oczywiście duży przeskok. Seniorzy na pewno serwują dużo mocniej i są bardziej wytrzymali psychicznie, ale dzisiaj się przekonałem, że ta różnica jest mniejsza niż sądziłem. Mój przeciwnik nie spodziewał się tak dobrej gry z mojej strony i tym go zaskoczyłem. Był przez to stremowany, robił przez to więcej błędów, a ja to wykorzystałem. Mam nadzieję, że nic mi się w głowie nie poprzewraca i dalej będę grał tak jak z Mahutem - tłumaczył Janowicz.
Dzisiaj Polaka czeka mecz, którego stawką będzie ćwierćfinał. Jego rywal - Ukrainiec Siergiej Stachowski w pierwszej rundzie wyeliminował Chorwata Roko Karanusica (133. ATP). Ukrainiec jest o 4 lata starszy od naszego zawodnika i niższy o 9 cm. Zapowiada się kolejny ciekawy pojedynek. Spotkanie rozpocznie się ok. godz. 17.30. Wcześniej na korcie zobaczymy turniejową "jedynkę" Radka Stepanka (30.ATP), który zagra z Amerykaninem Bobbym Reynoldsem (112.) - początek tego meczu o godz. 16.