Choć na brak obowiązków zawodowych nie może narzekać, to wciąż potrafi trenować nawet 20 godzin tygodniowo. - Moje życie momentami przypomina wielkie szaleństwo. Nie potrafię się zatrzymać - przyznaje Maciej Dowbor, który pracę prezentera w telewizji Polsat (teraz TVN) łączył z wyczynowym uprawianiem tenisa. Kilkukrotnie wygrywał mistrzostwa Polski dziennikarzy, ale jego ambicją są czołowe miejsca na świecie.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Nie pomyliłeś przeznaczenia?
Maciej Dowbor, prezenter TVN: Pod jakim względem?
Od lat trenujesz sport niemal jak profesjonalista, a w kolejnych dyscyplinach osiągasz niebotyczny poziom. Może to trzeba było robić zawodowo?
Nie wiem, trudno powiedzieć, ale jakoś już tak mam, że nie potrafię zachować równowagi, a najbardziej kręci mnie poprawianie wyników i ciągły postęp. Nie potrafiłbym tak po prostu wyjść raz w tygodniu pobiegać po parku. Na szczęście teraz nie mam już aż tak wielkich oczekiwań.
Próbowałeś żyć bez sportu?
Osoby, które całe życie uprawiają sport - a ja się do nich zaliczam - nie potrafią odpuścić. Doszedłem do etapu, w którym dla zachowania odpowiedniego zdrowia po prostu muszę utrzymywać aktywność fizyczną. Gdy cztery lata temu zakończyłem zawodniczą, wyczynową karierę w triathlonie, przez jakiś czas miałem stany przeddepresyjne. Brakowało mi dopaminy, emocji i energii. Musiałem sobie znaleźć nową pasję.
Na co padł wybór?
Wróciłem do tenisa, który uprawiałem wiele lat temu. Teraz gram szaleńczo i nie ma dnia, bym nie pojawił się na korcie choćby na godzinę. Gdy jestem bardzo zajęty, to gram o 6:00 rano lub 23 wieczorem. Nadmiar obowiązków nie jest dla mnie przeszkodą. Tylko ekstremalne przypadki mogą spowodować, że nie zagram w tenisa, ale normalnie gram przynajmniej dwie godziny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Inaczej być nie mogło. Pudzianowski pokazał, co robił w weekend
Brzmi imponująco. Jak znajdujesz na to czas?
Dzisiaj i tak problem jest znacznie mniejszy niż jeszcze kilka lat temu. Przez całą przygodę z triathlonem miałem ambicje, by ciągle się poprawiać. Trenowałem po 20 godzin tygodniowo i to bez wliczania dodatkowych ćwiczeń. Nie ma co ukrywać: to był trudny sprawdzian dla mojej rodziny. Na szczęście przetrwaliśmy to. Ostatecznie kilka lat temu zakończyłem treningi, bo po prostu nie dawałem już rady mentalnie.
Co to znaczy?
Trening triathlonowy jest uprawiany głównie w samotności. Wymaga ogromnego zacięcia i determinacji. Poszczególne treningi nie są przyjemne, są bardzo długie, ćwiczy się na wysokich intensywnościach, co daje efekt niekończącego się cierpienia. A to nie zawsze jest przyjemne. Z tego powodu tak dużą rolę odgrywa psychika. Po 10 latach nie potrafiłem już zmusić organizmu do takiego wysiłku. Pewnie to miało coś wspólnego z wiekiem, bo miałem już wtedy 42 lata.
Jak uprawianie sportu na tak wysokim poziomie da się połączyć z karierą prezentera telewizyjnego, a wręcz celebryty i influencera?
Podam przykład: gdy szykowałem się do startu na dystansie Ironmana, potrafiłem wstać w sobotę przed 4 rano, by o godz. 4:30 rozpocząć sześciogodzinny trening rowerowy. O godz. 10:30 przyjeżdżałem do studia na rowerze, kąpałem się w ekspresowym tempie i praktycznie od razu wchodziłem na scenę.
Brzmi co najmniej absurdalnie.
To jeszcze nic, bo kolejnego dnia też nie było odpoczynku, a do zrobienia była zakładka, czyli trening rowerowy połączony z treningiem biegowym. Znów rozpoczynałem o 4.30 i przez trzy godziny jeździłem na rowerze, a potem biegłem nawet 20 kilometrów do pracy. Tam już wcześniej miałem przygotowane ubranie na zmianę, a nawet samochód, który zostawiłem tam dzień wcześniej. Tak wyglądało moje szaleństwo.
Trudno się dziwić, że miałeś tego dość.
W pewnym momencie organizm powiedział: pas. To było absolutnie wyniszczające, a taki trening zostawia ślad w ciele już do końca życia.
Były momenty, gdy faktycznie cierpiała na tym twoja kariera?
W czasach triathlonowych faktycznie zdarzało mi się odrzucać bardzo fajne propozycje, bo już wcześniej miałem zaplanowane zawody. Nieraz dostawałem dobre oferty z telewizji, ale otwierałem kalendarz i mówiłem, że nie dam rady, bo w ten sam weekend mam zawody w Holandii albo lecę właśnie do Teksasu, by wziąć udział w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Podchodziłem do tego bardzo poważnie, więc nie było przebacz.
To wszystko brzmi jak uzależnienie.
Gdy przestałem uprawiać sport, to już po 2-3 miesiącach zacząłem obserwować, że zaczynam się rozpadać bardziej niż podczas intensywnych treningów. Mój organizm lepiej funkcjonuje przy dużych obciążeniach niż przy całkowitym braku wysiłku. Pewnie najlepiej byłoby to wypośrodkować, ale tak nie umiem.
Dzisiaj triathlon zastąpiłeś tenisem. Naprawdę nie myślałeś, by poszukać sobie mniej absorbującej pasji?
Wbrew pozorom teraz jest już dużo łatwiej. W Warszawie są korty, na których można grać do 2:00, a nawet 3:00 w nocy. Pamiętam, że kilka razy zdarzyło mi się grać po północy. Staram się jednak robić tak, by nie było to codziennością i jednak mieć chwilę na regenerację. Wciąż jednak zdarzają się całkowicie szalone dni, w których staram się połączyć pracę, obowiązki domowe i treningi. W czasach triathlonu to była moja codzienność.
Występujesz w oficjalnych turniejach?
Zdarza mi się startować w cyklu organizowanym przez ITF, czyli tę samą organizację, w ramach której rywalizują najlepsi tenisiści świata. Oczywiście ja biorę udział w turniejach mastersów, czyli amatorów po 30. roku życia. Wszystko jest zorganizowane bardzo profesjonalnie. Każdy turniej ma swoją rangę, rywalizują ludzie z całego świata. Mamy swój ranking, można grać w mistrzostwach świata, a czasem można spotkać legendy. Koledzy spotkali choćby Gorana Ivanisevicia i wielu innych byłych tenisistów. Zresztą na tych samych turniejach można spotkać choćby byłego piłkarza Diego Forlana, który jest obecnie jednym z lepszych tenisistów na świecie w kategorii masters. Gra w mojej kategorii.
Twój najlepszy wynik to 629. miejsce w rankingu. Raz udało ci się awansować do finału turnieju ITF w Esteponie w Hiszpanii.
W światowym rankingu pojawiłem się w 2023 roku, więc faktycznie jestem całkiem nowy w tym towarzystwie, a wciąż nie jeżdżę zbyt często na turnieje. To więc bardziej plan na emeryturę, gdy już nie będę miał żadnych innych zobowiązań. Wiadomo jednak, że chciałbym dojść wysoko w mistrzostwach Polski w mojej kategorii wiekowej. A w dalszej perspektywie fajnie byłoby dojść do poziomu TOP10 na świecie.
Co na to twoja rodzina?
Moja żona zaczęła grać w tenisa i bardzo się wciągnęła. Mamy już więc swój plan emerytalny: będziemy razem jeździć na turnieje tenisowe dla mastersów. Zresztą niedługo na turnieju w Hiszpanii będziemy mieli debiut - po raz pierwszy zagramy razem w mikście.
Jak do tego doszło?
Asia przez przypadek wkręciła się w tenisa, ale w zaledwie półtora roku nauczyła się grać na naprawdę dobrym poziomie. Ma do tego predyspozycje, a wkręciła się tak mocno, że jest totalnym wariatem. Gra codziennie i muszę przyznać, że ja tak dobrze nie grałem nawet po pięciu latach treningów. Mamy wspólną pasję, a na każdy wspólny wyjazd bierzemy rakiety. Mamy pomysł na przyszłość.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty