Tegoroczny wielkoszlemowy Australian Open okazał się być prawdziwą gratką dla polskich kibiców. Już wcześniej jasne było, że wystąpią w nim Iga Świątek, Magdalena Fręch, Magda Linette i Hubert Hurkacz, jeśli chodzi o singlową rywalizację. Na start w deblu szykowali się jeszcze Katarzyna Piter, Katarzyna Kawa czy Jan Zieliński.
Ostatecznie to grono jeszcze się powiększyło. Trzyetapowe kwalifikacje przeszli Maja Chwalińska oraz Kamil Majchrzak, dzięki czemu wystąpili w głównej drabince. Z kolei debiut wielkoszlemowy zaliczył Karol Drzewiecki, który rywalizował w deblu za sprawą wycofania się rywali.
Tym samym w 2025 roku w Melbourne wystąpiło łącznie aż 10 Polaków. Ci mogli liczyć na wsparcie ze strony kibiców z naszego kraju, którzy nie dość, że zamieszkują Australię, to jeszcze zdecydowali się na wyjazd.
ZOBACZ WIDEO: Mocne słowa legendy w kierunku polskiego siatkarza. Jest odpowiedź
Brak problemów z biletami na AO
W rozmowie z WP SportoweFakty jedna z kibicek wypowiedziała się na temat wyjazdu na wspomniany turniej. Jak się okazało, była to dla niej ostatnia wielkoszlemowa impreza, na której jeszcze nie była.
Biorąc pod uwagę rangę turnieju, nasza rozmówczyni wyznała, że uzyskanie wejściówek nie było problemowe. - Na Australian Open było dość prosto. Przypominało to kupowanie biletów na jakiś dość oblegany koncert, ale bez przesady - wyznała.
- Nie trzeba było czatować. Po prostu jak się sprzedaż otworzyła, to je kupiliśmy. W tym samym dniu, ale bez czekania z zegarkiem na miejscu - dodała kobieta.
Warto podkreślić, że nie doszło do sytuacji, w której wykupione zostałyby wszystkie bilety. Nasza rozmówczyni po tym, jak pojawiła się na miejscu, podkreśliła, że wejściówki "można było nabyć jeszcze na miejscu".
Za najtańszy bilet na Australian Open trzeba zapłacić 90 złotych, natomiast istnieje również opcja 7-dniowego karnetu za 357 zł. Wówczas jednak nie można gościć na trzech głównych arenach. Na każdą z nich prowadzona jest osobna sprzedaż.
John Cain Arena to trzecia największa arena i bilet na nią kosztuje 126 złotych. Za wejście na Margaret Court Arena trzeba wydać 177 zł, a najwięcej oczywiście na Rod Laver Arena - 193 zł.
AO pokonało inne szlemy. "Wimbledon dramat"
Polska kibicka, która wybrała się do Melbourne, porównała dla nas również zdobycie biletów na każdy turniej wielkoszlemowy, jako że pojawiła się już na każdym. To właśnie z Australią ma najlepsze wrażenia.
- Najlepiej chyba na Australian Open, bo prostota plus przyjemne ceny. Na US Open też dość prosto, ale za to jest drogo - wyróżniła dwie wspomniane imprezy.
Gorzej wypadły z kolei pozostałe. - Wimbledon dramat. Losowanie albo stanie w kolejce kupę czasu w dniu meczu. Ponadto losowanie nie pozwala na wybór sesji, działa to na zasadzie bierzesz albo nie - wyznała nasza rozmówczyni.
- Roland Garros dość trudno. Udawało mi się kupować te, które chciałam, ale wymagało to sporo czasu - dodała.
Do tego jeszcze doszła wizyta w Rijadzie przy okazji WTA Finals. - Na finały jak chciałam jechać, to kupowałam bilety w pakiecie hospitality (ekskluzywny, nazywany również VIP - przyp. red.) za jakieś 3 razy tyle, ale byłam pewna, że je mam - podkreśliła.
Warto również podkreślić, że w Melbourne za wspomniane 90 złotych można było obejrzeć mecze wszystkich Biało-Czerwonych z wyjątkiem Świątek. Na jej pierwsze spotkanie wejściówka kosztowała 126 zł, a na kolejne 193.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty