28 listopada zakończyło się postępowanie wyjaśniające dotyczące wykrycia śladowych ilości trimetazydyny (TMZ) w organizmie Igi Świątek. Testy antydopingowe wykazały obecność zaledwie 0,05 ng/ml tej substancji przed turniejem w Cincinnati.
Jak poinformował sztab zawodniczki, pozostałe ponad 20 testów antydopingowych, którym Świątek została poddana w sezonie 2024, w tym przeprowadzone bezpośrednio przed i po feralnym badaniu, były negatywne.
Cała sprawa jest szeroko komentowana przez ekspertów, byłych sportowców i media na całym świecie. Na ten temat wypowiedzieli się m.in. Rafał Trzaskowski, Polski Związek Tenisowy czy w skandalicznych słowach rosyjskich trener Wiktor Janczuk.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Tym razem do całego zamieszania odnieśli się także dziennikarze niemieckiego "Bilda". W ich artykule poświęconym Idze Świątek możemy przeczytać, że "uwierzono jej" oraz że postępowanie z Polką jest żartem.
"Była numer 1 wyjaśniła instytucji, że zażyła skażony lek - melatoninę. W ten sposób zakazana substancja TMZ dostała się do jej organizmu. Uwierzono jej. Sama melatonina nie jest zakazana, ale TMZ tak. (...) Pozostałe osiem dni zawieszenia w grudniu spędzi teraz bez meczów. Żart, biorąc pod uwagę, jak inne sporty radzą sobie ze sportowcami, którzy mają pozytywny wynik testu, nie wspominając o powtarzającym się, trwającym miesiące tuszowaniu sprawy przez ITIA. W przypadku Sinnera minęło pięć miesięcy, zanim wszystko wyszło na jaw. Podobnie jak w przypadku Świątek, proces ten został już zakończony. " - czytamy w niemieckiej prasie.
Sprawa Igi Świątek podkreśla, jak niewielkie i nieumyślne naruszenie przepisów antydopingowych mogą być wynikiem czynników niezależnych od sportowca, takich jak zanieczyszczenie suplementów. Wyjaśnienie sprawy i oczyszczenie Polki z zarzutów to istotne zwycięstwo w walce o uczciwość i transparentność w sporcie.