Iga Świątek miała ambitne plany dotyczące tegorocznego sezonu na kortach trawiastych. Zgłosiła się bowiem do turnieju rangi WTA 500 w Berlinie, czym chciała przygotować się do występu w wielkoszlemowym Wimbledonie.
Jednak nasza tenisistka spisała się znakomicie na korcie ziemnym, gdzie wygrała turnieje w Madrycie i Rzymie, a także po raz trzeci z rzędu obroniła tytuł w wielkoszlemowym Rolandzie Garrosie. To sprawiło, że zmieniła swoje plany.
Występ w Wimbledonie wyjdzie Idze bokiem?
Liderka światowego rankingu WTA postanowiła wycofać się z turnieju w stolicy Niemiec. Zamierzała odpocząć przed kolejnym startem, który miał miejsce w stolicy Wielkiej Brytanii, bowiem nie zdecydowała się odpuścić wielkoszlemowej imprezy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje Sabalenki. Co za widok!
Jednak występ Świątek w Londynie był daleki od ideału. Udało jej się pokonać Amerykankę Sofię Kenin i Chorwatkę Petrę Martić, ale w trzeciej rundzie musiała uznać wyższość Kazaszki Julii Putincewej (6:3, 1:6, 2:6).
Tym samym po krótkiej grze na kortach trawiastych nasza tenisistka powraca do rywalizacji na mączce. Stąd też zapytaliśmy trenera tenisa Pawła Ostrowskiego, czy występ w Wimbledonie może wyjść jej bokiem w kontekście występu na igrzyskach olimpijskich 2024 w Paryżu, gdzie zmagania odbędą się na obiektach Rolanda Garrosa.
- Bokiem raczej nie wyjdzie, bo nie grała za długo. Jakby miała wygrać ten turniej i obciążenia by były wysokie, to może tak, ale w takim przypadku nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak zdąży się przestawić na ziemię. Nie przejmowałbym się tym kompletnie - podkreślił w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Rozegrała trzy spotkania i dla mnie nie miała żadnego obciążenia, bo teraz wróci szybko na ziemię i nie będzie żadnego problemu - dodał.
To warunek udanego występu w Wimbledonie
Biorąc pod uwagę wszystkie turnieje wielkoszlemowe, to właśnie w Wimbledonie Polka osiągnęła swój najgorszy wynik. W zeszłym sezonie dotarła do ćwierćfinału i tego rezultatu nie udało jej się przebić.
Nasz rozmówca wyjaśnił, co musi się stać, by Świątek popisała się udanym startem we wspomnianej imprezie. - Przerwa była za mała po Rolandzie Garrosie, to na pewno. Realna szansa na wygranie Wimbledonu przez nią to musiałby zdarzyć się cud i Iga Świątek musiałaby przegrać wcześniej w Paryżu. Wtedy miałaby czas na przygotowanie do gry na trawie, zagranie jednego czy dwóch turniejów i wówczas mogłaby zaliczyć znacznie lepszy występ. A tak, jak z marszu po RG ma Wimbledon, to raczej małe szanse.
Patrząc na to, że w trzech ostatnich edycjach imprezy rozgrywanej w Paryżu nasza tenisistka nie miała sobie równych, to na ten moment trudno myśleć, że mogłaby tam zaprezentować się słabo. Oczywiście na tyle, by mieć odpowiedni czas na przygotowania do przejścia na trawę.
Czy Iga podjęła dobrą decyzję ws. startu?
Po tym, jak Polka odpadła już w trzeciej rundzie, rozpoczęła się dyskusja, czy w ogóle warto było startować w tej imprezie wiedząc, że igrzyska olimpijskie są tuż za rogiem. Ostrowski zdradził, co zapewne miało wpływ na taką, a nie inną decyzję.
- Wycofanie z wielkoszlemowego turnieju mimo wszystko wiąże się z jakimiś konsekwencjami w opinii publicznej. Poza tym ona ma charakter, chce rywalizować, więc trudno się dziwić. Co by nie mówić, rezygnacja z takiego turnieju byłaby trudna, zwłaszcza z uwagi na ambicje. Z perspektywy czasu pewnie uznalibyśmy, że lepiej byłoby odpocząć i się przygotować, ale nie są to proste decyzje - zaznaczył nasz rozmówca.
Teraz jednak należy już odłożyć na bok dywagacje dotyczące Wimbledonu. W końcu od 27 lipca sportowcy rozpoczną rywalizację w Paryżu. - Najważniejsze, żeby skupiła się na igrzyskach i podeszła do tego tak, jak podchodzi, a nie jak inne zawodniczki, które nie traktują tego poważnie - przyznał trener tenisa.
Iga faworytką do złoto na IO. Musi jednak uważać
Biorąc pod uwagę, że w zmaganiach w Paryżu nie zobaczymy między innymi Białorusinki Aryny Sabalenki czy Tunezyjki Ons Jabeur, szanse Świątek na końcowy triumf wzrosły. Nie można jednak z góry zawieszać na jej szyi medalu.
- Zawsze trzeba uważać na oczekiwania, bo często zabijają. Im więcej pompujemy, tym potem mamy z tym problem. To jest inny turniej, specyficzny, że nie wolno nic zakładać. Zwłaszcza, jak spojrzymy na historię naszych tenisowych występów na olimpiadach, to generalnie nie za bardzo nam to wychodzi - podkreślił Ostrowski.
Idealnym przykładem tego, jak faworyt może pokpić sprawę jest legendarny serbski tenisista. - Za każdym razem te oczekiwania są zbyt duże, ale nie tylko nasze. Novak Djoković też miał szanse wielkie, by wszystko zgarnąć cztery lata temu i nie wytrzymał obciążenia, które sam sobie nałożył. Dlatego bycie faworytem na takiej imprezie wcale nie ułatwia - ocenił nasz rozmówca.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty