"Było jak w Las Vegas". Trudne warunki nie przeszkodziły Polakowi

Materiały prasowe / PZT / Na zdjęciu: Maks Kaśnikowski
Materiały prasowe / PZT / Na zdjęciu: Maks Kaśnikowski

Nie Zdenek Kolar, a Stefanos Sakellaridis był rywalem Maksa Kaśnikowskiego w 1/16 finału turnieju w Kozerkach. Polski tenisista pewnie awansował do kolejnego etapu, choć - jak podkreślił - przyszło mu grać w trudnych warunkach.

W I rundzie turnieju w Kozerkach Maks Kaśnikowski miał zmierzyć się z wyżej notowanym Zdenkiem Kolarem. Czech jednak w ostatniej chwili wycofał się z rywalizacji.

- Na pewno zmiana zaskoczyła. Nie wiedziałem, że się Zdenek wycofa. Nie widziałem go na obiekcie do niedzieli, więc zastanawiałem się, co się dzieje. Okazuje się, że wyszło na dobre - mówił Maks Kaśnikowski w rozmowie z dziennikarzami.

Jako tzw. lucky loser (eng. szczęśliwy przegrany) do głównej drabinki dostał się Stefanos Sakellaridis. Zajmujący 465. miejsce w światowym rankingu Grek nie postawił trudnych warunków Polakowi. Kaśnikowski wygrał 6:2, 6:0 i w nieco ponad godzinę awansował do II rundy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda tenisa pokazała się bez makijażu. I jak?

- Łatwy mecz, więc nie straciłem dużo sił. Warunki są ciężkie. Jak byśmy grali w jakimś Las Vegas co najmniej. Cieszę się ze zwycięstwa, ale nie zamierzam się zatrzymywać i będę dawał z siebie wszystko w kolejnych rundach - skomentował.

W środę Kaśnikowski zmierzy się z Peterem Gojowczykiem. Niemiec w przeszłości zajmował nawet 39. miejsce w rankingu. Na swoim koncie ma także wygrany turniej w Metz w 2017 roku.

- Na pewno jest to rywal, który był około pięćdziesiątego miejsca. Zawodnik doświadczony, mecz na pewno będzie ciężki i będę musiał cały czas być w stu procentach skoncentrowany i grać po prostu na wysokim poziomie przez cały mecz - zakończył Polak.

Czytaj także:
Świątek znów poszkodowana. Wielka przepaść
43-letnia Amerykanka wciąż zadziwia. Co za powrót!

Komentarze (0)