Redakcja PZTS: W przeszłości również trapiły pana różne kontuzje, czy one pojawiły się dopiero w ostatnich tygodniach i miesiącach?
Marek Badowski: Nie, wcześniej nie pauzowałem zbyt wiele z jakichkolwiek powodów. Zdarzały się dolegliwości pleców, ale ich nie liczę, bo w naszym sporcie to dość częsta przypadłość. Teraz różne czynniki złożyły się na absencje przy stole. A to niedopilnowanie bioder, innym razem zwykły pech, czy też przypadek. Na niedawnym, czerwcowym turnieju WTT Feeder w słoweńskim Otocec złamałem rękę. Sytuacja wyglądała tak, że w ostatnim secie meczu ćwierćfinałowego z Finem Benedekiem Olahem miałem już meczbole. Prowadząc 10:8 rzuciłem się do piłki, a upadłem tak niefortunnie, że poważnie zraniłem bark. Gry już nie dokończyłem i wylądowałem w szpitalu.
Jakie są przewidywania lekarzy?
Rekonwalescencja powinna potrwać nie więcej niż trzy miesiące. Doktor opowiadał, że operował siatkarzy z podobnymi kontuzjami i mniej więcej po takim czasie wracali na parkiet. Jeśli udałoby się dojść do formy do połowy października, to przede mną było jeszcze sporo grania do końca roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejewsporcie: tak wyglądają wakacje reprezentanta Polski
Indywidualne mistrzostwa Europy odbędą się już w sierpniu w Monachium.
Niestety, nie ma żadnych szans, aby zdążył się wykurować w ciągu najbliższego miesiąca. Wiem, że w kadrze narodowej zastąpi mnie mój młodszy kolega z Dartomu Bogorii, Miłosz Redzimski. A ja pierwszy raz opuszczę zawody mistrzowskie ze względów zdrowotnych. Jeśli byłem powoływany na MŚ lub ME to zawsze występowałem.
Najtrudniej poradzić sobie psychicznie?
Nie, nie, daję radę. Co prawda miałem sporo planów, ale jak widać, nie ma co zbyt daleko wybiegać w przyszłość... Szkoda tej przerwy, bo czułem, że wracam do wysokiej dyspozycji, że znów gram tak dobrze jak przed kontuzją biodra. Cóż mogę zrobić, na pewno nie będę płakał w poduszkę. Nie zamierzam też użalać się nad sobą, stało się, trudno. Mogę liczyć na najbliższe mi osoby, to najważniejsze.
Za panem najdziwniejszy sezon w karierze? Z jednej strony sporo sukcesów, a z drugiej ciągle "coś" się działo.
Faktycznie, działo się i to dużo. I nie chodzi mi tylko o tenis stołowy czy ogólnie sport, ale całe nasze życie, zawirowania związane z pandemią itd. Kiedy za parę lat spojrzę wstecz, z pewnością jeszcze mocniej docenię osiągnięte wyniki w sezonie 2021/2022. A na razie jest niedosyt. Ważne, że zwyciężyliśmy w Lotto Superlidze i znów jesteśmy klubowym mistrzem Polski. W indywidualnym czempionacie sięgnąłem po srebro w singlu i mikście z Natalią Bajor. Żałuję, że nie mam złota, lecz wiem także, jak trenowałem przed turniejem w Częstochowie, a jak 4-5 lat temu, kiedy również zostawałem wicemistrzem kraju w grze pojedynczej.
Jakie były różnice?
Wtedy ćwiczyłem o wiele więcej, bo byłem zdrowy. W ostatnim czasie nie mogłem skoncentrować się tylko na treningach, a mimo to znów byłem w finałach MP. To także pokazuje, jak z wiekiem pomaga doświadczenie, wiedza itp. Inna sprawa, że mam dopiero 25 lat, więc wszystko - mam nadzieję - przede mną.
Rozegrał pan już w swojej karierze "mecz życia" albo bliski swojej perfekcji?
Myślę, że mógłbym wskazać kilka takich spotkań, z których jestem bardzo, bardzo zadowolony. M.in. z Belgiem Nuytinckiem podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w 2019 roku w Nantes, z Francuzem Gauzym w tym samym turnieju. Z kolei w Lidze Mistrzów kiedyś zagrałem bardzo dobrze przeciwko słynnemu Białorusinowi Samsonowowi. Świetnie mi się rywalizowało również w grudniu 2020 roku w Duesseldorfie, gdzie odbywał się turniej Ligi Mistrzów. I paradoksalnie, bo już wtedy miałem kłopoty z biodrem, a po tych zawodach musiałem zrobić przerwę w treningach.
Czas na podreperowanie zdrowia to także możliwość częstszego oglądania i analizowania rywali?
Z zagranicznych zawodników najchętniej spoglądam na mecze z udziałem Ma Longa. Chińczycy i inni Azjaci są szybcy, grają bardzo mocno, a Ma Long jest... jeszcze lepszy. Potrafi dostosować się do każdej sytuacji, zagrać tak, aby przeciwnik kompletnie się nie spodziewał.
W najbliższym otoczeniu ma pan swojego idola?
Uwielbiam patrzeć jak gra Grek Panagiotis Gionis, który od kilku lat jest w Dartomie Bogorii. Ma ponad 40 lat, a cechuje go duży spokój i opanowanie przy stole. Ma się wrażenie, że wszystkie zagrania przychodzą mu lekko, mimo że dostaje trudne piłki. Tymczasem świetnie się broni i umiejętnie przechodzi do kontrataku. To są bardzo efektowne kontry. Poza tym kibice mają gwarancję, że mecze z udziałem Panosa przyniosą wiele długich akcji.
Grupa treningowa w Grodzisku Mazowieckim uchodzi za najsilniejszą w kraju.
W klubie występowali Gionis, Czech Pavel Sirucek, był z nami też Tajwańczyk Chuang Chih-Yuan, czwarty zawodnik igrzysk w Londynie. Poza tym jest liczna grupa dobrych polskich tenisistów stołowych. Zaimponował mi m.in. Chuang, tak jak Panos skończył już 40 lat, a tymczasem nie ma mowy o odpuszczaniu treningów, choćby na chwilę. Każda akcja z nim była wyzwaniem. Przykładał się na 100 procent. Chciałbym za 15 lat grać na tak wysokim poziomie.
W dalszym ciągu w Dartomie Bogorii?
Mamy tutaj bardzo dobre warunki do pracy i sportowego rozwoju, a to zasługa prezesa klubu Dariusza Szumachera i całego zarządu. Czekamy na nową halę, być może od początku 2023 roku zagramy w szykowanym jeszcze obiekcie.
Pojawiają się zagraniczne oferty?
Tak, ale jestem jeszcze rok związany z drużyną z Grodziska Mazowieckiego i - co podkreślałem - dobrze się tutaj czuję. Były zapytania np. z Francji, ale nie zamierzam grać w niższych ligach, łącząc występy z Dartomem Bogorią, tylko po to, by zarobić trochę pieniędzy. Nie wiem, co przyniesienie przyszłość? Nie zamykam się na propozycje z Polski i innych krajów. A może na bardzo długo pozostanę w Dartomie Bogorii?
Już w 2019 roku podstawowy skład reprezentacji tworzyli: 24-letni wtedy Jakub Dyjas, 22-letni Marek Badowski, 17-letni Samuel Kulczycki i 16-letni Maciej Kubik. Jesteście jedną z najmłodszych reprezentacji w Europie.
Wierzę, że nasza czwórka, plus Miłosz Redzimski i Artur Grela, może ktoś jeszcze, zacznie odnosić spektakularne sukcesy na kontynencie. Już trzy lata temu byliśmy blisko medalu DME. Szkoda, że nie przetarliśmy medalowego szlaku. Ale liczę, że wkrótce i my znajdziemy się na podium. Indywidualnie celem jest m.in. awans do najlepszej 50 rankingu światowego.
W ogóle skąd u pana, mieszkańca Warszawy, wziął się w tenis stołowy. W stolicy jest do wyboru sporo dyscyplin sportu.
W piwnicy domu mieliśmy stół Tajfun i na nim graliśmy. Mam dużo starszego od siebie brata, więc jego prosiłem, abyśmy rywalizowali, oczywiście także tatę. W szkole w Powsinie rozwijałem pasję, potem trafiłem do UKS 81 Ursynów, a następnie do klubu w Piasecznie. W pierwszym bardzo mi pomogli trenerzy Zakrzewski i Chułerański, a w drugim Chojnicki i Sawicki.
Następnie byłem w Centrum Szkolenia PZTS w Gdańsku, gdzie pracowałem z trenerami Dziubańskim i Szafrankiem, a w superlidze zadebiutowałem w barwach Zooleszcz Gwiazdy Bydgoszcz. Z tym klubem zdobyłem, pierwszy brązowy medal. Później odnosiłem sukcesy krajowe i międzynarodowe z Dartomem Bogorią.
Czytaj także:
- Polacy wśród potęg w młodzieżowym tenisie stołowym. Trzy finały w Belgradzie
- Po wypadku stracił czucie w nogach. W tenisie stołowym odnalazł sens życia