Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Nie jest to szczególne zaskoczenie, bo wszystkie członkinie trzeciego najlepszego zespołu igrzysk olimpijskich w szpadzie muszą zarabiać na życie w inny sposób, niż tylko walcząc na planszy. - Niestety z szermierki nie da się wyżyć, a trenować musimy po pracy - mówią zgodnie wszystkie członkinie zespołu.
Renata Knapik-Miazga jeszcze do niedawna była wykładowcą na Politechnice Krakowskiej, a dziś jest trenerem, Martyna Swatowska-Wenglarczyk pracuje jako fizjoterapeutka, a Aleksandra Jarecka jest... prawnikiem.
- Obecnie od poniedziałku do piątku pracuję w małej kancelarii, a wieczorami trenuję szermierkę. W pracy zajmuję się głównie sprawami z zakresu prawa karnego. Jestem na trzecim roku aplikacji adwokackiej, ale regularnie zdarza mi się reprezentować klientów przed sądem. W życiu łączę więc rolę matki, prawniczki i szpadzistki. To jednak nie tak, że to praca zawodowa przygotowała mnie do wytrzymywania psychicznego w trudnych momentach. Życie pozasportowe mam całkiem spokojne. Myślę, że udaje mi się to w miarę dobrze połączyć. Przyzwyczaiłam się już do tego i jestem zadowolona z tego życia - przyznaje Aleksandra Jarecka.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Świątek nie chciała rozmawiać z mediami. "Bardzo emocjonalnie podchodzi do porażek"
Zawodniczka rok i 10 miesięcy temu urodziła syna, ale nawet to nie było przeszkodą w jej dalszej karierze. 29-latka opowiada jak to wszystko udało jej się pogodzić.
- Nie jest łatwo, ale dzięki pomocy całej najbliższej rodziny ustawiliśmy to w taki sposób, żebym mogła spędzać z Maksem jak najwięcej czasu. Syn jeździł ze mną na obozy i zawody, więc jesteśmy bardzo zżyci. Syn ma szermierkę we krwi, ale szczerze mówić nie wiem, czy będzie trenował tę dyscyplinę. Wraz z mężem planujemy zapisać go na hokej na lodzie, bo oboje jesteśmy fanami tej dyscypliny - przyznaje szpadzistka.
Tuż po odebraniu medalu, reprezentantka Polski miała okazję uściskać kibicującego jej z trybun syna i obiecała mu, że już więcej nie będzie musiał znosić dłuższych rozstań ze swoją mamą. Czy to oznacza koniec kariery?
- Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem. Na razie chcę się nacieszyć medalem - przyznaje nam sama zainteresowana.
Przypomnijmy, że to właśnie ona zadała decydujące uderzenie na cztery sekundy przed końcem pojedynku. Chwilę później przesądziła zaś o brązowym medalu dla naszej drużyny. Jak sama mówi, każda z tych akcji była zaplanowana, a spokój zawdzięcza koleżankom z drużyny.
Czytaj więcej:
Fibak o Świątek: Była inna
Najgorszy scenariusz. Polacy rozbici
Wszedłem i nie ma - zdarza się...