Przez lata Robert Karaś był sportowcem z niszy. W triathlonie jego wyniki były niewiele znaczące. Mowa tutaj nawet nie o poziomie mistrzowskim, ale o polskim podwórku. Z czasem jednak wydawało się, że sportowiec znalazł swoją niszę, w której był mistrzem.
Zadanie może nie było przesadnie trudne, ponieważ ultratriathlon uprawia garstka zapaleńców na całym świecie. Niemniej jednak, sam fakt pokonania niewyobrażalnego dystansu robił ogromne wrażenie. Do tego Karasia wspierała jego znana z dawnej kariery aktorskiej partnerka, co również podnosiło jego popularność.
Kariera niczym kometa
Wydawało się, że zainteresowanie triathlonem wśród Polaków jest niemożliwe. Faktem jest, że w naszym kraju ta dyscyplina zyskuje na popularności, a na największych imprezach startuje tysiące zawodników. Nikt się jednak nie spodziewał, że polskie media będą relacjonować niemal każdy kilometr ultratriathlonu na drugim końcu świata.
Tak jednak się stało. Przez kilka dni wszyscy żyli występem Roberta Karasia na IUTA Brazil Ultra Tri. Polak każdego dnia pokazywał, że dla niego nie ma granic wytrzymałości ludzkiego organizmu. Mimo poważnych kontuzji zaciskał zęby i parł do przodu. Przekroczył linię mety 10-krotnego Ironmana z czasem 164 godzin, 14 minut i 2 sekund. To dało mu nowy rekord świata, pobity o 18 godzin. Wydawało się, że to może tylko napędzić karierę Roberta Karasia. Tak się jednak jedynie wydawało.
Sława zbudowana na kłamstwie
Pobicie rekordu świata w tak wymagających dla ludzkiego organizmu zawodach robiło wrażenie na "niedzielnych fanach sportu". Robert Karaś wszedł do czołówki polskich influencerów, a portale plotkarskie pokazywały jego kolejne zdjęcia z synem. Sponsorzy pchali się do niego drzwiami i oknami. Aż tu nagle wszystko prysnęło niczym bańka mydlana.
Nieco ponad dwa miesiące po zawodach poznaliśmy wyniki testu antydopingowego przeprowadzonego w Brazylii. Te nie pozostawiały złudzeń. Mit niesamowitego sportowca runął, bowiem okazało się, że Robert Karaś miał w swoim organizmie niedozwolone środki. Z dnia na dzień poznawaliśmy kolejne szczegóły związane z tą sytuacją.
ZOBACZ WIDEO: Wielkie zamieszanie przed galą Clout MMA. Co z walką Załęcki - Omielańczuk?
O ile często sportowcy kajają się po tym, jak zostali złapani na stosowaniu dopingu, to w tym przypadku było zupełnie inaczej. Robert Karaś wprost przyznał się do stosowania nielegalnych środków. Jedynie zwrócił uwagę, że "tego miało nie być w organizmie po 72 godzinach". Prawda była zupełnie inna i wszystko zostało wykryte na testach antydopingowych.
Świat sportu potępił Karasia
Stosowanie dopingu oraz buta, z jaką o tym mówił Robert Karaś, spowodowały, że ten ponownie był na ustach całej Polski. Tym razem nie zachwycaliśmy się niesamowitymi wynikami, ale byliśmy w szoku, jak ktoś może tak spektakularnie zrujnować karierę. Sam ultratriathlonista był na tyle pewny swojej racji, że chciał się wytłumaczyć w programie "HejtPark". Tam jednak jedynie się pogrążał z każdym kolejnym zdaniem; m.in. okazało się, że środki przepisał mu nie lekarz, jak pierwotnie mówił, ale hobbysta.
Nic więc dziwnego, że sportowcy z całej Polski otwarcie mówili, co sądzą o tej sytuacji. Przedstawiciele czy to sportu zawodowego, czy sportu olimpijskiego, a nawet amatorzy, potępili Roberta Karasia. Wystarczy powiedzieć, że po latach milczenia na temat brata wypowiedział się Sebastian Karaś. Nie były to miłe słowa.
Ciągłe wsparcie od Fame MMA
Mimo tego zamieszania Fame MMA nadal wspiera Roberta Karasia. Organizacja zaraz po opublikowaniu wyników testów antydopingowych wydała oświadczenie, że nie zmienia swojego pierwotnego podejścia do tego zawodnika. Co ciekawe, sam ultratriathlonista obrał linię obrony mówiącą o tym, że stosował doping... ale przed galą Fame MMA, a nie w celu wsparcia się w ultratriathlonie.
To tłumaczenie wydaje się być kuriozalne, lecz jak widać, samej federacji nie przeszkadza. Nawet więcej, Robert Karaś dostał kolejną walkę w ramach organizacji. W sobotę, 2 września, stoczy pojedynek z innym influencerem, tym razem z Jakubem Nowaczkiewiczem. Może to być jego ostatnia deska ratunku, by utrzymać się na fali popularności. Dopóki są chętni do oglądania, Fame MMA widzi w nim wartość. Czy Robert Karaś zdoła odkupić się za swoje grzechy? Czy też Fame MMA to dla niego ostatnia deska ratunku na arenie sportowej?
Zobacz także: Polak chce walczyć z Ibrahimoviciem
Zobacz także: Liczba PPV sprzedawanych przez Fame MMA robi wrażenie